- Powiedziałaś, że ten pocałunek to jednorazowa sytuacja. - zarzuciła jej Mozoi, znacznie unosząc głos. Na te zdanie w głowie Sunflower nagle odtworzyła się cała rozmowa, gdy ta najzwyczajniej nie wytrzymała z tym wszystkim. Pamiętała, że nie powiedziała wtedy przyjaciółce wszystkiego i była pewna, że to był dobry wybór. Dlatego właśnie postanowiła też, że pozostawi ją w tej niewinnej niewiedzy.
Po skończonych zajęciach dziewczyny dość szybko opuściły cieplarnie i zaczęły kierować się w stronę sali od Transmutacji. Reszcie nie było wyjątkowo spieszno, bo do zajęć zostało im ponad pół godziny. Wyjątkiem był jednak Malfoy, który niemal wybiegł z budynku. Zdawało się, że one wyszły tuż za nim, jednak nim znalazły się na zewnątrz, chlopaka już tam nie było.
- No tak, ale... - zaczęła, jednocześnie brnąc w te drobne kłamstewko. Jej głos byl niepewny, a ona sama wahała się. Z jednej strony potrzebowała się komuś wyżalić, porozmawiać, poradzić, a jednak tego nie chciała. Bała się o tym mówić i pragnęła by nikt się o tym nie dowiedział. Sprzeczności jakie pojawiały się w jej głowie nie były rzadkością. Dwie kompletnie przeciwne sobie myśli, z których nie potrafiła wybrać tej właściwej. Obie bowiem miały swoje plusy, ale też minusy. I to właśnie ich ilość ją przerastała.
- Ale tak po prostu paradujesz sobie w jego płaszczu! - przerwała jej, niemal wybuchając. Greace spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę. Nie przyzwyczaiła się do takich zachowań u Mozoi. Krzyk to coś, co bardziej charakteryzowało Samanthę. Jak widać, gdy ta znika, jej rolę musi przejmować ktoś inny. Wiedziała, że temat nagłych powrotów ich znajomego był drażliwy u Puchonki i ta nie pałała jakąś przyjaźnią do niego, jednak nie przypuszczała, że doprowadzał on ją do takiego stanu. - Dlaczego ty mu go jeszcze nie oddałaś, do cholery?
- Nie miałam kiedy! Przecież to się stało tuż przed zajęciami! - dopowiedziała podniesionym tonem. Uniosła dłonie i pociągnęła za materiał rozpiętego płaszcza. Skupiała się na jego szorstkim materiale, jednocześnie nie spuszczając wzroku z poddenerowanej brunetki. - Co ja miałam mu go podrzucić na lekcji?
- A może to ja o czymś nie wiem? - zapytała, całkowicie ignorując wypowiedź przyjaciółki. Może nie tyle co zapytała, a raczej stwierdziła, podkreślając swoje zadanie warczącm tonem. Była poirytowana, a jej głos uniesiony.
- Dobrze wiesz jaki jest Matthew. - powiedziała wymijająco, spuszczając wzrok i wbijając go w przemijającą trawę. Patrzyła jak ich stopy równomiernie stawiają kolejne kroki, sunąc w kierunku wejścia do szkoły. Może i ciągnęłaby to dłużej, gdyby nie Mozoi, która uporczywie drążyła ten temat. Chwilami Greace naprawdę żałowała, że cokolwiek mówiła jej o swoich problemach.
- Matthew? To teraz tak arcyksiążę każe do siebie się zwracać? - zaczęła pretensyjnie, unosząc ręce w geście zupełnego niezrozumienia i zirytowania. - Jeszcze powiedz mi, że uważa się za potomka diabła, skoro ostatnio był synem anielskim.
- Jakbyś zgadła. - rzuciła beznamiętnie. Na jej słowa oczy Puchonki znacznie się rozszerzyły. Skierowała je wprost na przyjaciółkę, patrząc na nią ze złością połyskującą w jej tęczówkach. Była tak skołowana, że przez kilka dobrych chwil nawet się nie odezwała, a jedynie wpatrywała w nią z lekko uchylonymi wargami. Nie żeby było to coś dziwnego i niepodobnego do tego popierdolonego psychopaty. Dziewczyna po prostu nie spodziewała się tej odpowiedzi. Jakoś nie była wtedy na to gotowa. Jednak nawet wtedy żadna z nich nie zwolniła kroku, idąc cały czas przed siebie.
Greace powolnym ruchem uniosła podbródek, kierując głowę w stronę drzwi frontowych. Jej szmaragdowe tęczówki bowiem nagle zatrzymały się na oczach osoby właśnie z zamku wychodzącej. Oczach, w których szalały iskierki niejasnych dla niej emocji. Była w pewnej części frustracja, niezrozumienie i poirytowanie. Owe iskierki pływały na tle martwych tęczówek w kolorze ciemnej czekolady.
YOU ARE READING
Mimo Wszystko | Draco Malfoy
FanfictionDraco Malfoy? Pamiętam go. Ślizgon, ale tylko w teorii. Nie pasował do nich, był za słaby. Nazywali go też Śmierciożercą, ale tylko idioci, którzy go nie znali, czyli tak naprawdę cały świat. Znałam go trochę z innej strony. To oni wykorzystywali go...