39.

5.2K 298 787
                                    

- Lucyfer? Nie za wysokie progi? - prychnęła, przywdziewając na usta delikatny uśmiech. Lekko uniosła podbródek, wlepiając wzrok w jego czarne jak węgiel oczy. Czuła jak zimne dreszcze przechodzą po jej plecach, powodowane przez przyjemny dotyk. Dotyk, którego nie czuła od dawna. Naprawdę bardzo dawna. Zaciskająca się na jej biodrze dłoń sprawiała, że pragnęła zostać przy nim jak najdłużej.

- Sugerujesz, że nie zasługuję? - zapytał ironiczne, wyrzucając nastolatce, że ta go obraziła. Może i gdy widziała go poprzednim razem był osobą złą, ale na pewno nie zasługiwał na tytuł syna diabelskiego. Jednak nie mogła ona wiedzieć jak bardzo chłopak się zmienił. Nie mogła wiedzieć, że najlepszy tytuł jaki mógł wtedy nosić, to właśnie tytuł syna samego Lucyfera.

- Wiesz, jeszcze pamiętam jak kilka miesięcy wpadłeś do zamku i przedstawiłeś mi się jako Ivan Angel Sacrum. - wyjaśniła, przewracając beznamiętnie oczami. W tamtym momencie w jej głowie pojawił się obraz chłopaka czekającego na nią na korytarzu. Miał usta wygięte w perfidnym uśmieszku i te wspaniałe blond włosy. Może z charakteru nie wydawał się być świętym, jednak był swoim ówczesnym przeciwieństwem. Możnaby po prostu nazwać go zbuntowanym aniołem.

W jednej chwili zatrzymał się i puścił dziewczynę. Stanął naprzeciw niej i ułożył obie dłonie na jej barkach. Lekko kucnął, zrównując się z nią wzrostem. Wbił czarne oczy w jej tęczówki, powodując pojawienie się w niej ziarenka niepokoju. Wyraz jego twarzy odrobinę się zmienił. Uśmieszek zniknął, a całą resztę przykryła niepełna maska obojętności.

- Dobrze wiesz, że nie mogę za długo utożsamiać się z jednym nazwiskiem. - wyjaśnił lekko zatroskanym tonem. - Dobrze wiesz, że nie mogę wciąż udawać jednej osoby, bo ktoś znów się zorientuje. Nie mogę tak ryzykować, to zbyt niebezpieczne.

- Ja się po prostu martwię. Musisz na nich uważać, bo następnym razem może nie udać ci się uciec. - powiedziała, wykrzywiając lekko usta. Wyraźnie posmutniała. - Rozumiem to, ale wciąż nie wiem jak dajesz radę co chwilę rozpieprzać sobie życie. Z dnia na dzień zmienić nazwisko, historię, miejsce zamieszkania. Nigdy nie mieć swojego kąta, rodziny, tradycji. Nie potrafiłabym tak funkcjonować.

- Jest ciężko, ale wiesz, że nie mam wyboru. Jeśli mnie znajdą, żywego już nie wypuszczą. - na te słowa coś drgnęło w nastolatce. Nagle poczuła nieprzyjemne uczucie braku. Wyobraziła sobie, że za którymś razem już nie zobaczy swojego przyjaciela. Że już nie uda mu się ukrywać w cieniu świata i komuś uda namierzyć się poszukiwanego czarodzieja bezwzględnie podporządkowanego swoim własnym prawom. Nie mogłaby na to pozwolić. Zbyt wiele by tym ryzykowali. - Mała, zmieńmy temat. Jeśli ktoś usłyszy, że mam lewe papiery, mogę mieć przesrane. Szczególnie, gdyby plątał się tutaj ten twój kochany przyjaciel.

- Widzę, że nie tylko ja muszę nadrobić dużo z ostatnich miesięcy. - zaśmiała się, kierując tym samym na siebie zagadkowe spojrzenie. Przez chwilę się w nią wpatrywał, marszcząc przy tym brwii. Zdawał sobie sprawę, że nie tylko jego życie mogło wywrócić się do góry nogami, ale nie podejrzewał, że zmieni się coś, co było w jej przypadku oczywistością, nienaruszalnym faktem. Zaintrygowały go te słowa.

- Błagam, powiedz, że zdechł. - rzucił z odczuwalną nutką nadzieji w głosie. Widziała w jego martwych oczach jakieś iskierki. Słowa chłopaka zaskoczyły ją. Jej przyjaciel od lat nie ukrywał niechęci do Gryfona, jednak nie spodziewała się tak skonstruowanego zdania. Nie życzyła okularnikowi śmierci, choć nawet zrobiło jej się przykro, gdy musiała zgasić płomyki szalejące w oczach czarnowłosego.

- Spokojnie, jeszcze oddycha. - lekko uśmiechnęła się, pokazując białe zęby. Widziała, jak chłopak markotnieje, udając strasznie poszkodowanego. Ona wiedziała najlepiej, że ta dwójka nie pałała do siebie miłością.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz