50.

4.1K 234 723
                                    

Nim jakiekolwiek inne słowo wypłynęło z jakichkolwiek ust, drzwi, które zaledwie chwilę wcześniej się otworzyły, zamknęły się z głuchym trzaskiem. Chłopak jedynie przez moment tępo patrzył na plecy Puchonki, wciąż w głowie mając dzwięczące dwa słowa. Uznał, że nie stosowne byłoby pokazywanie się jej w tamtym momencie, szczególnie przy jej jakże uroczym nastroju. Szybko ewakuował się, zatrzaskując za sobą drzwi.

Nawet nie próbował udawać, że wcale go tam nie było, bo w dobitnym głosie Sunflower, wyczuł ten jad, który dedykowała wprost do niego. Zrozumiał, że ta była świadoma jego obecności tam. Wiedziała, że tam był, nawet nie musząc na niego patrzeć. Czuł emanującą z niej wściekłość. Miała ochotę wydrapać mu oczy. Nie dziwił się jej, bo ją znał. Już dawno zdawał sobie sprawę, że robi z tej dziewczyny wroga.

Greace słuchała trzasku echem odbijającego się w jej głowie. Odczuwała satysfakcję, bo uznawała ten gest za oznakę słabości. Miała wrażenie, że to ona w tamtym momencie wysuwała się na prowadzenie w tej nierównej walce.

Z lekką dumą obserwowała minę Mozoi, która z niedowierzaniem patrzyła w punkt za jej plecami. Jej przyjaciółka miała łatwy wgląd na drzwi, w których dostrzegła zszokowanego sprawcę całego zamieszania. Nie mogąc drgnąć, wciąż wpatrywała się w zamknięte drzwi, analizując osobę, która chwilę wcześniej tam stała. Z jednej strony to wydawało się być oczywiste, z drugiej zaś marzyła ona, by to wszystko okazało się nieprawdą.

Czego jak czego, ale za nic nie spodziewała się, że zabójca Malfoy'a tak po prostu wparuje do Skrzydła Szpitalnego. W zupełnym przeciwieństwie do Sunflower, która niemalże na niego czekała.

- Nie chcesz chyba powiedzieć, że... - wydusiła z siebie Mozoi, wreszcie kierując wzrok na twarz przyjaciółki, na której spoczywała maska obojętności. Zupełnie odwrotnie wyglądała Mozoi. Ona była przerażona, nie potrafiła na niczym skupić myśli, a na jej twarzy malował się szok i niedowierzanie. Panikowała, a jedyne z czym się spotykała to Sunflower patrząca na nią z politowaniem.

- Ja mam go po prostu, kurwa, dość. - westchnęła, choć jej ton zabrzmiał jak jakaś groźba. Zupełnie jakby delikatnie informowała przyjaciółkę, że to wszystko może się skończyć naprawdę źle. Czuć było rosnącą w niej wściekłość. Jej gniew wyczuwała nawet stojąca kilka metrów dalej Pomfrey, która ze wszystkich sił starała się nie mieszać w sprawy młodych.

- Przecież on by nie mógł. - niepewnie zaprzeczyła Mozoi, patrząc z przerażeniem na brunetkę. Zdawała się nie wierzyć samej sobie. Naiwnie starała się czekać, aż przyjaciółka zaprzeczy swoim słowom. Desperacko chwytała się czegokolwiek, by tylko usłyszeć, że był to kretyński żart.

- Okłamujesz samą siebie. - rzuciła. W jej głowie brzmiała pewność przeplatana ze złością.

- A ty w to wierzysz? - zapytała Mozoi, uporczywie wpatrując się w Greace, na której twarzy zaczęła malować się delikatna niepewność.

- W co wierzę? - lekko zmrużyła oczy. Zdawała się dobrze wiedzieć o co została zapytała, ale jakby ociągała odpowiedź na te pytanie. Niby zdawało jej się to jasne, ale w momencie, w którym usłyszała tą niepewność wypowiedzianą na głos, zaczęła dostrzegać pewne sprzeczności, które, choć niewielkie, dawały do myślenia.

- Że to on. - Mozoi dostrzegła, że ta się zmieszała. Im obu coś nie grało, ale żadna nie wiedziała co dokładnie.

- Dobrze wiesz, że byłby do tego zdolny. - jej głos był pusty, wyprany z emocji. Odpowiedziała na pytanie niczym robot z zaprogramowaną sekwencją.

- Ale czy wierzysz, że tym razem to też on? - uparcie dążyła do uzyskania szczerej odpowiedzi, zmuszając przyjaciółkę do mocnego zastanowienia się nad sprawą.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now