77.

2.7K 191 493
                                    

Nie do końca pamiętała to, co się działo później. Wszystko zdawało się być pokryte pewnego rodzaju mgłą. Pamiętała jak stała w tamtej łazience, jak materiał czarnego kaptura otulał jej bladą twarz. Uniosła wzrok, by dostrzec swoje odbicie, ale nie widziała tylko siebie. Tuż za nią stał ktoś jeszcze. W tafli lustra widziała go dokładnie. Widziała te nieznacznie uniesione brwi, włosy lekko opadające na czoło i oczy wpatrzone wprost w jej odbicie. Oczy w kolorze wyblakłego srebra.

Nie była już pewna jak znaleźli się później na dole. Poszła sama albo on jej kazał. Nie pamiętała. Wiedziała tylko, że nie zdjęła kaptura. Ani przy nim, ani przy pozostałych. Wciąż zasłaniała twarz materiałem zbyt dużej bluzy.

Spowrotem znaleźli się w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Przebywali wśród ludzi, z których zdecydowana większość widziała sytuację sprzed kilku chwil. Widzieli Pottera, który w złości opuszczał dormitorium Dracona. Jednak w czasie, gdy Greace ponownie znalazła się przy kanapach, Gryfona już tam nie było. Musiał opuścić to zacne spotkanie. Chociaż czego się mogła spodziewać? Harry był wkurwiony, ona też. Gdyby został, któreś z nich zwyczajnie by nie wytrzymało, a ciąg dalszy ich burzliwej rozmowy poznałby każdy przebywający tam Ślizgon.

Nie pamiętała też dokładnie tego, co działo się później. Znalazła się pomiędzy ludźmi, który zasiadali na kanapach. Oni patrzyli na nią, a ona na nich. Ale nie trwało to długo. Już kilka chwil później wszystko wróciło do normy. Toczyły się rozmowy, delikatne uśmiechy, spojrzenia. Wydawało się nikogo to nie obchodzić, ale to dobrze. Uznano to za nic istotnego i zupełnie zignorowano. Ale to wręcz bardzo dobrze.

Pamiętała, że Malfoy kazał jej usiąść. Pamiętała jak wtedy na niego spojrzała. Siedział już na skórzanej kanapie, w miejscu, w którym siedział wcześniej. Miał już na sobie swoją koszulę, miał ją już w łazience. Musiał się na nowo ubrać, gdy ta rozmawiała z Gryfonem. Założył noga na nogę i posłał w jej kierunku perfidny uśmieszek. Pamiętała też, że się wahała, jednakże zrobiła to. Podeszła do niego i usiadła tuż obok, opadając na skórzaną kanapę. Zasiadła tak blisko, że ich ciała się nawet stykały.

Pamiętała jak Ślizgon objął ją ramieniem, ręką oplatając jej kark. Jej mięśnie się wtedy spięły, a ona sama czuła się wyjątkowo niekomfortowo w tej sytuacji. Ale on wydawał się zupełnie ignorować ten fakt, wyglądał jakby była to dla niego norma, nic nadzwyczajnego. Zwyczajnie nie zwracał na nią uwagi, po prostu siedział, angażując się w kolejną rozmowę z siedzącą obok Parkinson.

A Greace milczała. Przynajmniej nie pamiętała żeby się odzywała. Przysłuchiwała się rozmowie Malfoy'a i czarnowłosej dziewczyny. Oparła się o niego, głową wtulając się w jego tors. Zdawało jej się, że zamknęła na chwilę oczy. Chciała ochłonąć, na chwilę odetchnąć i odciąć się od tego wszystkiego. Ale oczu już nie otworzyła. Zasnęła.

Po jakimś czasie się obudziła. Czuła pulsujący ból głowy będący konsekwencjami zabawy z dnia poprzedniego. Była lekko otępiała. Nie miała pewności jak się znalazła w miejscu, w którym była ani też co tak właściwie się działo. W głowie miała jedynie urywki z lekka pokryte nieznaczną mgłą.

Powoli podniosła powieki, otwierając oczy. Pierwszym, co zobaczyła, był Malfoy. Głową wtulała się w jego tors. Opierała się o jego twardą klatkę piersiową, traktując go jak niezbyt dopasowaną poduszkę. Przez niewygodną pozycję, oprócz głowy, bolał ją także wygięty kark. Bezwładne ramię Ślizgona opłatało jej ciało, a jego dłoń wciąż delikatnie przytrzymywała jej bark. On też spał. Inaczej ten uścisk byłby dużo pewniejszy, a ona nie czułaby takiego luzu.

Chciała się rozejrzeć. Wzrokiem błądziła po Pokoju Wspólnym, nie dostrzegając właściwie nic. Wokół nie było ludzi. Tłumy, które kilka godzin wcześniej świetnie się bawiły, zniknęły, pozostawiając po sobie nędzną pustkę. Po pomieszczeniu nie poruszał się nikt, wokół nie sposób było dostrzec zarys jakiejkolwiek sylwetki. Nie było tam właściwie nikogo. Wszyscy zapewne odsypiali udany wieczór we własnych dormitoriach. Nikt raczej nie miał ochoty znosić w swoim najbliższym otoczeniu kogokolwiek, a szczególnie jeśli były to przybłędy z innych domów.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now