Część 89. Kwiecień - maj 1944. Wicia

160 29 10
                                    

Nie odstępuję pana majora na krok. Wygląda na to, że wcale nie zamierza tego dnia jechać do Lublina, zostaje z nami na śniadaniu, co zwykł robić tylko w niedzielę. A może dziś jest niedziela? Nie jestem pewna. W każdym bądź razie, zaraz po posiłku, pan major i stryj udają do biblioteki, co daje mi sposobność im towarzyszyć, pod pretekstem poszukiwania interesującej mnie książki. Pan majorowi moja obecność zdaje się zupełnie nie przeszkadzać, bo gdy stryj sugeruje, bym opuściła pokój, nalega, bym została.

- Widok pańskiej bratanicy sprawia mi ogromną radość – mówi. - Proszę mi nie odbierać tej przyjemności.

Stryj wskazuje panu majorowi miejsce na sofie.

- Mogę zapalić? - dopytuje major, wyciągając papierośnicę. - Pomoże mi to utrzymać powieki w stanie nieopadającym.

- Oczywiście, proszę – odpowiada stryj i przesuwa popielniczkę na skraj biurka.

Sam sięga po fajkę. Zauważam, że ostatnio pali rzadziej i małymi porcjami tytoniu. Oszczędza, jak wszyscy.

- Rzeczywiście pan nie spał? - podejmuje stryj powątpiewająco.

- Jakoś sobie nie przypominam, bym spał – przyznaje major. - Ale nie marnowałem czasu. Miałem wiele spraw do przemyślenia.

- Wyobrażam sobie. I co pan wymyślił?

Major uśmiecha się krzywo i wskazuje na stryja papierosem:

- Wiem, o co chce mnie pan poprosić.

- O nic nie zamierzam pana prosić – odpowiada stryj oschle. - To pan podjął pewne zobowiązania, których, jak rozumiem, nie zamierza pan dotrzymywać. Dla mnie, jako dla dżentelmena i człowieka honoru, to niedopuszczalne, ale skoro pańskie sumienie na to pozwala...

Major dębieje, a potem odzywa się ostrym tonem:

- Panie Krauss! Znowu się pan zagalopował.

Wobec kalectwa stryja, spowodowanego przecież brawurą na koniu, metafora wydaje mi się trochę niestosowna. Jestem już duża i zaczynam wychwytywać takie słowne niuanse.

- A spodziewał się pan ciepłego przyjęcia? - odpowiada stryj równie nieprzyjemnym stryjem.

- Ma pan tupet! Wezwał mnie pan, niczym swojego podwładnego – prycha major.

- A pan się stawił.

- Skąd w ogóle wiedział pan, gdzie mnie szukać? - dziwi się major.

- Paulina wspominała coś o hotelu Lublinianka. Chętnie sam bym się do pana wybrał z konwencjonalnym zaproszeniem, niestety bryczkę mi zniszczono. Pomimo karygodnej formy, której się dopuściłem, jednak pan przybył.

Major pochyla się do przodu i wbija w stryja intensywne spojrzenie:

- Jestem zdeterminowany, by ustalić, kto brutalnie pobił panią Krauss.

- O ile znam Paulinę, ona sama niewiele panu powie – uprzedza stryj.

- Liczę na to, że pan powie mi więcej.

- Niestety, wiem jeszcze mniej.

- Nie po raz pierwszy zgrywa pan przede mną głupca, którym w istocie pan nie jest.

- Bardzo dziękuję – stryj tłumi uśmiech.

- Panie Krauss! - major jest wyraźnie wzburzony. - Domyślam się, że byli to ludzie tego Polaka. Może nawet on sam. Zdekonspirowała ich. Poniekąd czuję się odpowiedzialny za tę sytuację, ponieważ to ja w gniewie podsunąłem pani Krauss ten pomysł, a pańska bratowa potraktowała moje słowa poważnie. Pytania mam dwa: dokąd konkretnie pojechała i kto wskazał jej to miejsce?

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now