Część 24. Październik 1942. Paulina

292 42 30
                                    

Ograniczenie przydziału benzyny poskutkowało tym, że przesiedliśmy się na wóz zaprzężony w starą klacz, mając na uwadze nieprzewidywalność Siwka. Uparta i powolna kobyła dawała się prowadzić tylko Wilhelmowi, pod batem kogokolwiek innego stała w miejscu jak uparty muł. Irracjonalnie, ja, mieszczka z urodzenia, czułam się jak na wiejskich wakacjach przed laty, kiedy będąc młodą dziewczyną dostąpiłam zakazanej przyjemności przejażdżki na wozie z sianem. Dziwne, jakie obrazy przywołuje mózg, pozostający w stanie niekończącego się napięcia i strachu.

Tamtego popołudnia Wicia czekała na mnie w sieni.

- Mamo - powiedziała, wyraźnie z tego faktu zadowolona. - Przyjechał pan major.

Właściwie, spodziewałam się jego wizyty.

- Czeka na mnie? - podjęłam, zdejmując chustkę i roztrzepując włosy.

- Rozmawia ze stryjem w bibliotece.

Zatrzymałam się. Czego mógł chcieć od Jana?

- Idź na górę i powiedz Ninie, żeby pod żadnym pozorem nie schodziła na dół - poleciłam Wici.

Na schodach stała Ewa, tuląc do siebie Adasia.

- Stryj już to zarządził - odpowiedziała szeptem. - Sądzisz, mamo, że jego przyjazd ma związek z Niną?

- Nie wiem - przyznałam. - Nie martw się. Gdyby chciał nam zaszkodził, zrobiłby to dawno temu.

Pomyślałam o Gustawie i ogarnął mnie dławiący strach. Skierowałam się do biblioteki. Zapukałam i nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka. Jan siedział przy biurku i palił fajkę. Posłał mi krótkie, spłoszone spojrzenie. Geist siedział rozparty na sofie. Na mój widok wstał:

- Dzień dobry. Właściwie czekaliśmy na panią.

Dlaczego zwykłe słowa w jego ustach nabierały niepokojącej dwuznaczności?

Przeszłam przez pokój i usiadłam w fotelu pod oknem

Założyłam nogę na nogę, eksponując niemiłosiernie umorusane bryczesy i oficerki. Geist przetasował mnie rozbawionym spojrzeniem

- Jest pani bardzo zapracowaną kobietą, nawet pani szwagier nie potrafił określić, gdzie pani pojechała i kiedy możemy spodziewać się pani powrotu - powiedział.

Nabrałam powietrza w płuca, potem je wypuściłam. Zaczęłam mówić z wyniosłością urodzonej szlachcianki:

- Jan dał mi wolną rękę w wielu kwestiach. Nałożono na nas restrykcje w związku z opóźnieniem w dostawie kontyngentu. Rabunkowa wręcz eksploatacja majątku i brak wystarczającej siły roboczej powodują, że jesteśmy w sytuacji, kiedy każda para rąk do pracy się liczy.

- Właśnie widzę - mruknął, przetasowując mnie rozbawionym spojrzeniem. - Pracuje pani przy przerzucaniu gnojówki?

Pominęłam jego uwagę wyniosłym milczeniem. Przynajmniej wiedziałam już, że z całą pewnością nie przyjechał w sprawie Gustawa.

- Z tego, co słyszałem, konsekwentnie odmawia pan przyjmowania robotników przymusowych, co znacząco wpływa na wydajność majątku -odezwał się Geist.

- Nie biorę ich, bo są do niczego, nie mają serca i zapału do pracy - mruknął Jan.

- Serca i zapału - powtórzył Geist z naciskiem. - A może to pan nie potrafi tego zapału z nich wykrzesać?

- Co pana do nas sprowadza, panie sturmbannfuhrerze? - przerwałam dość ostro tę niedorzeczną wymianę uszczypliwości.

Jan odchrząknął.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz