Część 7. Czerwiec 1942. Wicia

494 56 14
                                    

Budzę się. Patrzę w okno - pociąg wyraźnie zwolnił, mijamy jakieś zabudowania, magazyny. Helena za pomocą szczotki usiłuje doprowadzić do ładu swoje kręcone włosy, krzywiąc się przy tym i złorzecząc. Ewa karmi Adasia. Nina siedzi i ogląda misia, którego dostałam od majora

- Oddaj - rzucam się.

- No co ty, przecież ci nie zabiorę. Misterna robota. Ciekawe, skąd ten oficer go ma, skoro powiedział, że córka się z nim nie rozstawała. Wyciągnęli go spod gruzów razem z jej ciałem?

- Po co mówisz jej takie rzeczy? - strofuje ją Helena

- No cóż, takie jest życie, trwa wojna - rzuca Nina obojętnie i oddaje mi misia.

- Gdzie mama? - zadaję rzeczowe pytanie

Nina wskazuje ruchem głowy na korytarz.

Wyglądam za matką. Stoi przy oknie, w towarzystwie majora. Rozmawiają półgłosem, nie słyszę o czym. Krajobraz za oknem się zmienia. Niewątpliwie wjeżdżamy do miasta.

Matka, jakby wiedziona siódmym zmysłem, wyczuwa moją obecność, odwraca się i mówi:

- To już Lublin, Wiciu. Trzeba się zbierać.

Rusza w moim kierunku. Widzę, jak mijając majora, przebiega palcami po jego dłoni. Dziwny, czuły gest.

Wszystkie dworce wyglądają tak samo. Tłok, ścisk, hałas, nawoływania. Fakt, że u boku matki idzie oficer SS powoduje, że mamy nieco więcej przestrzeni życiowej, za to częściej zderzamy się z nienawiścią w oczach mijających nas podróżnych.

Na końcu peronu major zatrzymuje się i zwraca do matki:

- Dalej nie mogę paniom towarzyszyć.

Matka podaje mu dłoń. Major składa na niej konwencjonalny pocałunek.

- Na pewno jeszcze się spotkamy - mówi. - Do widzenia.

Matka uśmiecha się chłodno, kurtuazyjnie. Ja też staram się uśmiechnąć. Wkładam rękę do kieszeni płaszczyka i sprawdzam, czy miś jest na swoim miejscu.

- Powodzenia, panie sturmbannfuhrerze - dodaje niespodziewanie matka.

Dziwne życzenia w ustach kogoś, od kogo słyszę przeważnie przestrogi i wskazówki, by od mężczyzn w mundurach trzymać się jak najdalej. Niewiele z tego wszystkiego rozumiem, poza tym może, że z jakiś przyczyn matka uznała majora za człowieka innego niż pozostali niemieccy żołnierze, bo zasługującego na jej uprzejmość i życzliwość.

Major odchodzi w swoją stronę, a ja nie zajmuję jego osobą moich myśli ani chwili dłużej. Tyle się dzieje! Przed budynkiem dworca czeka na nas wysoki, starszy mężczyzna. Rozpoznaje matkę, choć z pewnością nigdy wcześniej go nie widziałyśmy.

- Witam szanowną panią. Nazywam się Wilhelm Gutkowski i mam zaszczyt pracować dla pana dziedzica. Zawiozę panią i panienki do domu.

Dom. Dziwne. Mamy nowy dom. Ogarnia mnie radosne podniecenie i zarazem niepokój. Czy Niewiadów mi się spodoba? Czy będę miała własny pokój? Czy stryj okaże się miły?

Ze zdumieniem odkrywamy, że pan Wilhelm nasze walizki wkłada do bagażnika samochodu.

- Auto? - podejmuje zdumiona Ewa. - Kogo stać w dzisiejszych czasach na utrzymanie samochodu? I jakim cudem stryj uniknął konfiskaty?

W Krakowie samochodami dysponowali tylko bogaci niemieccy przedsiębiorcy, wyżsi urzędnicy i oficerowie.

- Słyszałaś, co mówił tamten major - podejmuje Nina oschle. - Stryj Jan przyjaźni się z niemieckimi oficerami.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now