Część 33. Grudzień 1942. Wicia.

231 42 7
                                    


Ku mojemu zdumieniu, matka wpada na pomysł, żeby Brygida Solman uczyła się czytać i pisać wraz ze mną. Matce udaje się do tego pomysłu przekonać ojca Brygidy, który sam ma niewiele czasu na edukację córki. Po latach myślę, że może matka chciała w ten sposób zmobilizować mnie do większej staranności – Brygida, moja rówieśniczka, była o wiele bieglejsza w czytaniu i pisaniu ode mnie.

Zimowe popołudnia i wieczory spędzamy w bibliotece, pod czujnym, surowym okiem matki. Pamiętam to tryumfalne spojrzenie Brygidy, kiedy okazało się, że ona, Polka, córka zaledwie magazyniera, radzi sobie lepiej ode mnie. Jakże ja jej nie lubię, jak bardzo jej zazdroszczę! Swobody, którą ma, łatwości w nauce, która mnie nie jest dana i tych pełnych uznania słów oraz uśmiechów matki, którymi jest obdarowywana.

Pomimo żywej niechęci do Brygidy, zdarza mi się fantazjować, że razem się bawimy. Wyobrażam sobie, że pokazuję jej wszystkie zabawki, które znaleźliśmy z majorem na strychu i które pozostają do mojej wyłącznej dyspozycji, wzbudzając tym jej zachwyt i szacunek. O tym, jak bardzo czuję się samotna, jak bardzo brakuje mi towarzysza do zabaw w tym domu pełnym dorosłych, gdzie każdy zajęty jest swoimi sprawami, świadczy fakt, że lgnę do jedynego człowieka, który nigdy nie odmawia mi swojego towarzystwa i nie wymawia ważniejszymi zajęciami – do sturmbannfuhrera Albrechta Geista.

Tymczasem we dworze trwają przygotowania do świąt, które w tym roku, jak zapowiedział stryj Jan, mają być skromne i wyłącznie w rodzinnym gronie.

Stryj jest wyznania ewangelickiego, ale w zborze w Lublinie bywa od święta. Matka wychowuje nas w tradycji katolickiej, ale do kościoła nie chodzimy niemal w ogóle.

W tamtym świecie, w którym Bóg, honor i ojczyzna stanowią dewizę życiową i niezmienną wartość dla większości polskiego społeczeństwa, my żyjemy bez Boga i bez ojczyzny.

Jestem wciąż strofowana i poganiana, a to przeszkadzam w szykowaniu prezentów, a to zawadzam w sprzątaniu i czyszczeniu zastawy.

W ostatnim tygodniu przed świętami wszyscy stają się mniej nerwowi, a po domu rozchodzi się apetyczny zapach pieczonych pierników, a także barszczu, gotowanych ryb, kapusty z grzybami, pierogów i racuszków.

W salonie staje ogromna, sięgająca sufitu choinka. Ubieramy ją wraz z Heleną i pokojówką Zosią. Nina jest wciąż zbyt słaba, by nam pomagać, siedzi z kwaśna miną w fotelu, otulona kocem. Ewa zatrzymuje się w holu, gawędzi z podporucznikiem Dietrichem, który właśnie przywiózł do Niewiadowa majora Geista, po dłuższej nieobecności. Pomimo, że jestem tylko dzieckiem, dostrzegam wyraźnie, że nieczęste wizyty podporucznika w Niewiadowie są dla Ewy źródłem niecodziennych emocji i nie przepuszcza okazji, by spędzić z młodym oficerem choć trochę czasu.

Matka z marsową miną schodzi z góry, trzymając w ramionach Adasia. Prawdopodobnie ma zamiar zbesztać Ewę, że znów zostawiła dziecko bez opieki. W tej samej chwili drzwi frontowe otwierają się i do domu wchodzi major, wnosząc ze sobą podmuch lodowatego wiatru. Za oknami szaleje śnieżyca.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – intonuje major, obdarzając mnie, jak zwykle, promiennym uśmiechem.

- Okropna pogoda na podróż – przyznaje Helena.

- W istocie – zgadza się major. - Rainer! Tak ci było śpieszno do panny Ewy, że zapomniałeś o czymś.

Ewa czerwienieje, a podporucznik, z wyraźnym ociąganiem, wraca na dwór. Major w tym czasie zdejmuje czapkę i płaszcz, które wiesza następnie na jednym z kołków w sieni. 

- A gdzie pan dziedzic? - dopytuje.

- Jan pewnie w gabinecie – wyjaśnia Helena.

Jej jedynej z nas wszystkich wolno nazywać stryja po imieniu, z racji niewielkiej różnicy wieku i braku pokrewieństwa.

Duch (Zakończone)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu