Część 79. Styczeń - luty 1944. Wicia

208 30 12
                                    

Co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia w Lublinie, dowiaduję się dopiero od Niny, jak zwykle „dobrze poinformowanej". Z tamtego styczniowego popołudnia zapamiętuje jeszcze powrót do domu – odwozi nas Rainer. Przez całą drogę on i matka nie zamieniają ze sobą słowa. Ściemnia się, Martin popłakuje, głodny i zmęczony.

W domu wszyscy odpowiadają wymijająco na moje pytania. Znów muszę iść wcześniej spać, ale moja dziecięca natura stanowczo się temu sprzeciwia. Cichutko, na paluszkach, zakradam się pod drzwi biblioteki, gdzie rozmawiają matka i stryj. Wtedy po raz pierwszy docierają do mnie wielce niepokojące słowa o czymś, czego nie spodziewałabym się w najkoszmarniejszych wyobrażeniach - o rychłym opuszczeniu Niewiadowa. Magicznego miejsca, którego obraz mam już zawsze przywoływać w pamięci, kiedy ktoś w mojej obecności użyje słowa „dom"...

Najpierw słyszę westchnienie matki i charakterystyczny odgłos postukiwania fajką w blat biurka – ulubiony gest stryja, którego sensu i celu nie znam. Dostrzegam słaby poblask naftowej lampy, czuję zapach tytoniu.

- Nie możemy oczekiwać, że zechce przyjąć nas wszystkich – mówi matka.

- Póki co, nie mam pewności, czy przyjąłby kogokolwiek. Nie odpowiedział na żaden z moich listów.

- Wiesz, jak działa poczta w dzisiejszych czasach.

- Pięć wysłałem.

- Może Staszek pogubił?

- Może... Z ojcem nigdy dobrze nie żyli, zawsze były pomiędzy nimi jakieś niesnaski, bo stryj mniemał, że to jemu Niewiadów się należy.

- To co zrobimy? Nie znam nikogo... w Rzeszy. Rodzinę ojca mam w Prusach Wschodnich, a tam Sowieci mogą wkroczyć równie rychło, co tutaj.

- Pojedziemy do Jeleniej Góry, kiedy zajdzie taka konieczność. Gościny nam nie odmówi. Póki co poczekamy.

- Tadeusz obiecał, że włos nam tutaj z głowy nie spadnie – wtrąca matka.

- Tadeusz, Tadeusz... Gdybym wiedział, z kim warto trzymać, to byłbym najszczęśliwszy człowiekiem na ziemi. Ale wszystko wskazuje na to, że tutaj dziać się będzie coraz gorzej. Lepiej być Niemcem pomiędzy Niemcami niż pomiędzy Polakami.

Zaskakuje mnie pesymizm stryja. Matkę chyba również, bo kwituje jego słowa krótkim:

- Nie poznaję cię, Janku.

- W zeszłym tygodniu we wsi miało miejsce przykre zajście. Dwie frakcje tych z lasu, o coś tam się nie dogadali i otworzyli do siebie ogień, jedni do drugich, rozumiesz? Jakby kul za wiele mieli! Człowiek zupełnie ze sprawą nie związany, znalazł się na linii ognia i oberwał kulkę.

- Boże przenajświętszy...

- Takich oto mamy... polskich patriotów i bohaterów! - peroruje stryj z goryczą. - Coraz więcej rodzin opuszcza majątki, kiedyś wieś zdawała się bezpieczniejsza niż miasto, teraz już nic nie jest pewne. Póki mamy stutzpunkt, przynajmniej napaści nas omijają, ale Bóg jeden wie, czy w ostatecznym rozrachunku nie obróci się to przeciwko nam. Jeśli żołnierze Blancka pozostaną do końca, może przyjść dzień, kiedy Niewiadów zamieni się w pole bitwy. Jedno jest pewne, na Geista nie możemy już liczyć. Najpewniej, po tym, co się stało, opuści Lublin. Może to i lepiej, więcej z niego szkód niż pożytku było.

- Nie byłabym tego taka pewna.

- Mówią, że niebawem zapadnie oficjalna decyzja o ewakuacji niemieckiej ludności i urzędników z Lublina.

- Geist nie wyjedzie tak szybko.

- Skąd ta pewność? Nie chcesz chyba powiedzieć, że ty... - zacina się stryj. - Ty mogłabyś stanowić przyczynę, dla której zwlekałby z wyjazdem?

Duch (Zakończone)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang