Część 46. Luty 1943. Paulina

194 43 6
                                    


Po tym, jak stracił przytomność w stołowym, Albrecht, rad czy nie rad, został w Niewiadowie jeszcze kilka dni. Nazajutrz Rainer przywiózł ze sobą lekarza w mundurze SS, który zbadał Geista i jak mniemam, bo ze mną oczywiście nie rozmawiał, potwierdził diagnozę doktora Krugera. Geist spokorniał, w każdym bądź razie nie atakował mnie już więcej, a nawet w pewnym sensie podziękował za opiekę, gdy przyniosłam mu popołudniu obiad do pokoju.

Siedział na łóżku, wsparty o poduszkę. Wyglądał dziwnie. Pomimo, że w pokoju było dość chłodno, miał szkliste, rozgorączkowane spojrzenie i był rozpalony.

- Ma pan gorączkę - zdiagnozowałam.

- To nic, minie - mruknął.

- Mam nadzieję, że doktor należycie panu nagadał.

- Nie mógł. Jest niższy stopniem.

Prychnęłam.

- Przyniosłam zupę. Wstanie pan, czy położyć przy łóżku?

- Dziękuję, wstanę.

- Proszę zjeść, póki gorąca, zaraz przyniosę drugie danie.

- Dlaczego pani to robi? - wypalił.

Zatrzymałam się w półkroku.

- Zajęła się pani mną, pomimo że nie zawsze byłem dla pani... hmm... miły – ciągnął.

- Cóż, widocznie inaczej pan nie potrafi. Jestem kobietą. Mam... Jak pan to nazwał? Te swoje instynkty.

- I tylko dlatego? - patrzył na mnie świdrująco.

- A czego by pan jeszcze chciał, na litość boską?

Westchnął.

- Tak, czy inaczej, muszę jak najszybciej stawić się w Lublinie. Po mieście rozniosły się wprost niewiarygodne plotki.

- Że pan nie żyje?

- Żeby tylko.

I znów zabrakło mi odwagi, by zapytać wprost. Poza tym wątpiłam, by zechciał powiedzieć mi prawdę.


W nocy obudził mnie dziwny hałas. Jakby dźwięk tłuczonego szkła, gdzieś na dole, może w jadalni lub w sieni. Chwilę leżałam po ciemku, nadsłuchując. Potem posłyszałam kolejne dźwięki - skrzypienie podłogi, łoskot chyba przewracanego krzesła. Nie miałam już wątpliwości.

To musiał być kolejny z nocnych "gości".

Trzeba było działać, nim obudziłby Geista. Tamtej nocy w domu przebywał również podporucznik.

Wstałam i boso, nie myśląc o peniuarze, ostrożnie wyjrzałam do korytarza.

- Cii - usłyszałam.

Geist pociągnął mnie za ramię. W drugiej ręce trzymał pistolet.

- Słyszał pan?

- Tak - odpowiedział szeptem. - Ktoś wszedł do domu. Niech pani tu zostanie.

Oczywiście, nie posłuchałam go. Poszłam za nim, chciałam go powstrzymać. W ciemności usłyszałam, jak odbezpiecza broń. A jeśli to jednak któryś z partyzantów...

- Nie - wysyczałam.

Wszedł na schody, schodzące do holu, najwyższy stopień zaskrzypiał zdradliwie.

- Halt, weil ich schiesse! - zawołał intruz z dołu.

Zamarłam. To był Niemiec!

A potem usłyszałam głos Jana:

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now