Ale to było akurat wtedy najmniej ważne. W stanie półprzytomności udało mu się dojść aż do znajomego od jakiegoś czasu wzgórza. Nim minęła chwila, był już prawie pod starą wierzbą. Wierzbą, pod którą zwykle był ściągamy z powodu Sunflower. A jednak nie kojarzył jej z tym miejscem. Kojarzył to jako odludną zatoczkę. Miejsce, w którym można być poza wszelkimi istnieniami, w którym można się ukryć, słysząc jedynie nieme słowa lasu.

Cisza. Tego potrzebował, chociaż w dormitorium też ją miał. Czym więc różniły się te dwa dość ciche i spokojne miejsca? W dormitorium prefekta może i był sam, ale ludzie w każdej chwili mogli tam wejść. Wiedzieli, że on tam jest. Wiedzieli, że jeśli go nie ma, wręcz napewno ukrywa się właśnie tam. Wiedzieli to Ślizgoni, jego ojciec i Śmierciożercy. Komplet zgrany jak nic. Obecności właśnie tych osób potrzebował najbardziej w takim miejscu, jakim był Hogwart, jasne. Zupełnym przeciwieństwem było właśnie miejsce przy starej wierzbie. Teoretycznie każdy mógł tam przyjść, w każdej chwili. Ale nikt nie wiedział, że spotka tam znanego wszystkim blondyna. Nikt po prostu tam by go się nie spodziewał i tym bardziej nie szukał.

Tamto miejsce spodobało mu się nie tylko z tego powodu. Jakiego jeszcze? Nie wiedział sam. Kilka razy musiał tam przyjść i zauważył, że naprawdę prawie nikt tam się nie zapuszczał. Docenił prywatność jaką zapewniało ukrycie się przy granicy Zakazanego Lasu. Od tamtej pory wiedział, że w razie potrzeby, będzie mógł się ukryć właśnie tam. W sumie mógł spodziewać się tam tylko Sunflower lub Pottera. A było raczej małe prawdopodobieństwo, że ich tam spotka. Dlatego się nie bał. Wiedział, że może tam iść i niczym się nie przejmować.

Poczuł chłód jesiennego powietrza muskającego jego twarz. Zimny wiatr nie był mocny, ale poruszał platynowymi włosami chłopaka, targając je na wszystkie strony. Już wtedy odczuwał skutki niezbyt ciepłego klimatu. Założył więc na głowę czarny kaptur od głowy, zapewniając sobie chociaż tyle ciepła.

Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów, po czym jednego podpalił i wetknął sobie do ust. Jedną dłoń wcisnął do kieszeni bluzy, drugą zaś przytrzymywał papierosa. Chłopak oparł plecy o pień starego drzewa i stał, w milczeniu zaciągając się ciemnym dymem, który delikatnie muskał jego płuca. Rozkoszował się nim. Czuł przyjemny zapach dymu, który podrażniał jego nozdrza.

Nic tak dobrze na niego nie wpływało jak właśnie dym z papierosa. Nie przejmował się nieprzyjemnymi skutkami tego w późniejszych latach. Zapewne późniejszych lat nie dożyje, więc to było ostatnie, co powinno go martwić. Cieszył się tylko tym, czym mógł cieszyć się w danym momencie. Tak było. Zapalenie jednego papierosa działało jak dobry lek uspokajający. A właśnie takich rzeczy potrzebował w tak trudnym dla niego okresie. Było to kilka chwil beztroski w ciężkim życiu przepełnionym bólem.

Mógł wypalać jednego papierosa dziennie albo dziesięć. Mógł to być jego początek nałogiem, a mógł już w nim dawno tkwić. To wszystko było nieważne. One zawsze działały tak samo. To właśnie było w nich nieocenione, a przez wszystkich dostrzegane. Każdy, kto choć raz sięgnął po papierosa, wiedział, że zapalenie to czasami jedyne wyjście z trudnej sytuacji. Oczywiście poza szybkim skończeniu ze sobą, ale to już inna broszka.

Jego chwile spokoju przerwał niby nic nieznaczący szelest liści. Uznał, że to wiatr, jednak dosłownie chwilę później udowodniono mu, że nie był to wiatr. Głuche uderzenie tuż koło niego od razu zwróciło jego uwagę. Rzucił na ziemię papierosa i przygniótł go butem, kierując wzrok w kierunku dochodzącego dźwięku. Przekręcił głowę w lewą stronę. Nic jednak nie zauważył. Dopiero w momencie, w którym spojrzał na ziemię. Na trawie, tuż koło pnia starej wierzby leżała książka. Stara, pożółkła książka.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz