EPILOG

2.5K 259 159
                                    

DIARA

Kilka tygodni później

Ręka bolała mnie od pisania. Odłożyłam długopis i rozmasowałam spięty nadgarstek, przyglądając się linijkom tekstu. Pamiętnik pęczniał jak gąbka, każdego wieczora wypełniałam co najmniej dziesięć stron, nie mogąc przestać pisać. Moja terapeutka mówiła, że to dobrze – pisanie pomaga. Doktor Berg wiedziała, co mówi, przynajmniej tak mi się wydawało. Dobrze patrzyło jej z oczu i jeszcze nigdy nie dała mi się zwieść, chociaż parę razy próbowałam wodzić ją za nos. Odwróciłam kilkanaście stron w tył, przenosząc się pamięcią do wydarzeń sprzed paru tygodni. Każdej nocy czytałam swoje własne słowa, nie chcąc zapomnieć żadnego szczegółu. Doktor Berg mówiła, że powinnam ruszyć dalej, ale ona nie znała całej prawdy. Nie miała pojęcia, że to niemożliwe.

Schowałam pistolet na miejsce i sprawdziłam w Internecie, jak zmyć zaschniętą krew. Doprowadziłam dom do porządku, pozbywając się śladów. Owen spał w swoim łóżku, doglądałam go, błagając, by się obudził. Opatrzyłam wszystkie jego rany (na szczęście było ich niewiele i były płytkie), a potem okryłam go kilkoma kocami. Nie wiem, jakim cudem dotarłam do domu. Byłam pewna, że umrzemy i nikt nas nie znajdzie. A tymczasem jesteśmy w naszym ciepłym domu, rodzice nie mają o niczym pojęcia. Owen myśli, że miał niezwykły sen, nie wie tylko, skąd wzięły się jego bandaże. Nie wiem, ile dni minęło od tamtego wydarzenia, ale ja wciąż na niego czekam.

Odłożyłam pamiętnik. Napisałam dużo więcej, ale wszystko sprowadzało się tylko do jednego. Uparcie czekałam, mając nadzieję, że jednak go zobaczę, że jednak wróci, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Wstałam i powędrowałam do kuchni, po drodze zaświecając wszystkie światła. Rodziców nie było w domu, wybrali się na romantyczną kolację, a Owen był u kolegi. Nie chciałam się z nikim widywać, uprosiłam Addison, by zostawiła mnie samą, a Liama, by dał mi trochę czasu. Zostałam więc sama i postanowiłam zrobić sobie gorącą czekoladę. Mieliśmy jej zapasy po moich osiemnastych urodzinach. Potrzebowałam przerwy od pamiętnika. Większość swoich dni spędzałam w pokoju – pisząc książkę lub zapisując wszystkie swoje przemyślenia.

Przestałam czekać, kiedy uświadomiłam sobie, że to naprawdę koniec. Nie mogłam w nieskończoność wpatrywać się w ciemność za oknem i podbiegać do drzwi piwnicy, ilekroć słyszałam jakiś szelest. Jego już nie było. Odszedł i zostawił po sobie tylko liścik, który znalazłam pewnego dnia, wetknięty we framugę okna.

Gorąca czekolada parowała, a jej przepyszny zapach sprawiał, że uśmiechałam się pod nosem, wracając do pokoju. Nie lubiłam gasić za sobą świateł, więc zostawiałam je zapalone. Wtedy czułam się nieco pewniej. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i usadowiłam się w miejscu, w którym siedziałam wcześniej. Czekając, aż czekolada lekko się ostudzi, by nie sparzyła mnie w język, sięgnęłam po pamiętnik i spośród stron wyjęłam zmiętą kartkę. Mój liścik.

Napisał go pismem koślawym i prawie nieczytelnym. Niektóre słowa były zapisane w języku walijskim i trochę zajęło mi przetłumaczenie ich. Nie wierzyłam, że dostanę od niego jakikolwiek list. Przecież był lycanem, zmienił się w wilka i prawdopodobnie już na zawsze miał nim pozostać. Nie miałam pojęcia, jak musiał się czuć, wiedząc, że już nigdy nie stanie na dwóch nogach, nigdy nie zaśmieje się swoim ludzkim głosem i nie przeczesze włosów palcami.

Najpierw obiecaj mi, że nie wrócisz już na Midval. Wycofujemy się z miasta, wracamy na swoje tereny, ale pod żadnym pozorem nie możesz się tutaj zapuścić. Wiem, że wszystko u was w porządku, przepraszam, że nie byłem w stanie was ochronić. Nie mogę wrócić, jeśli mój ojciec zechce, niedługo całkowicie przejmie nade mną kontrolę i przestanę się przemieniać. Zostanę wilkiem na zawsze. Ale już przywykłem do tej myśli. Nadal marzę o ucieczce, ale jeśli to zrobię, oni znów po was wrócą. Nie zdążyłem podziękować ci za pomoc. Nim odszedłem, zajrzałem do twoich rodziców – nie powinni już robić ci problemów. Powiedzmy, że to mój prezent. Naprawdę przepraszam za wszystko. Polubiłem cię, nie chciałem, byś przeze mnie cierpiała. Wiem, że będziesz dalej walczyć. Pamiętaj, że zawsze masz we mnie wsparcie. Jeśli kiedyś mnie zobaczysz, nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę, R.

Łza spłynęła po moim policzku i z hukiem uderzyła o wierzch dłoni. Otarłam ją, chowając list. Całe moje życie zmieniło się, odkąd poznałam Razera. Wiedziałam, że nie wrócę już do życia, które wiodłam wcześniej, ale wcale nie było mi przykro. Teraz tęskniłam tylko za tym mrocznym chłopakiem. Gdyby nie jego rodzina, może zdołałabym... może naprawdę zostalibyśmy przyjaciółmi. Może mógłby nauczyć się życia wśród ludzi. Teraz mogłam tylko gdybać. Mogłam tylko wspominać błękit jego oczu i smak jego ust. Zależało mi na nim, chociaż nie umiałam się do tego przyznać.

Usłyszałam cichy skowyt. Moje ciało napięło się jak struna, kiedy wybiegłam z łóżka i pomknęłam do okna. Śnieg topniał, zima w Wyoming trwała wyjątkowo krótko, bo początek marca przyniósł ze sobą oznaki wiosny. Z nosem przy szybie rozglądałam się po ogrodzie. I kiedy już pomyślałam sobie, że znów się przesłyszałam, ujrzałam go. Czarny wilk siedział niedaleko drzew, patrząc na mnie błękitnymi oczami. Dotknęłam dłonią szyby, a zwierzę trzepnęło łbem.

Razer miał przed sobą całe życie, którego nie mógł wykorzystać. Dlatego postanowiłam napisać książkę o dziewczynie i wilkołaku, którzy poznali się przypadkiem, zakochali się w sobie i żyli długo i szczęśliwie. Ona była zwyczajna, wiodła życie usłane sukcesami, a on uczył się tego, co dla niej było normalne. Poznawał świat, chodził na studia i korzystał z tego, co przygotował dla niego los. Ani ja, ani Razer nie dostaliśmy historii z zakończeniem, które przypadłoby nam do gustu. Dlatego dałam je swoim bohaterom, Raze pewnie by mnie zrozumiał. A wilkołak, którego stworzyłam, zrozumiałby jego.

Uśmiechnęłam się lekko, a wilk wstał, otrzepał się i ostatni raz łypnął na mnie jasnymi oczami. Poczułam spokój, nad którym nie panowałam. Poczułam, jakby ktoś znów zakradł się do mojej głowy. Zobaczyłam wilki, zobaczyłam swój uśmiech, a potem nasze złączone usta. Ale kiedy wróciłam do siebie, Razera już nie było. I znów nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę.


KONIEC

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz