Rozdział 13.1

1.4K 171 40
                                    

DIARA

– Ciocia kazała ci przekazać, że jutro po szkole możesz wpaść do cukierni po bułeczki cynamonowe. Będą na ciebie czekać – poinformowała mnie mama, nie odrywając wzroku znad parującej patelni.

– Mhm – mruknęłam znad podręcznika do chemii.

Owen nieustannie kopał mnie pod stołem, machając krótkimi nogami, którymi nie sięgał do podłogi. Posyłałam mu setki upominających spojrzeń, znacząco odsuwałam krzesło od blatu, ale on jakimś cudem wciąż sięgał moich goleni, nie widząc w tym nic złego. Przez niego nie mogłam się skupić; nie dość, że mnie kopał, to jeszcze ciągle podsuwał mi pod nos swoją ćwiczeniówkę z angielskiego, pytając, czy dobrze wykonywał przykłady. Ostatnio narobił sobie braków, czego dowiedziałam się przedwczoraj, kiedy odwoziłam go do domu, zaraz po tym, jak rozstałam się z Razerem pod szkołą. Owen dostał też tróję mniej – nie odważył się powiedzieć o niej rodzicom – i wręcz wymusił na mnie, bym pomogła mu z zadaniami. Pod tym względem chłopiec naprawdę przypominał mnie. Gorsze oceny go przybijały. Z jednej strony... jak mogłam mówić o gorszej ocenie, skoro dostał tróję? Większość osób powiedziałaby, że cieszyliby się z takiego wyniku, no ale z naszymi rodzicami, który zaszczepiali w nas obsesję na wysokie stopnie?

Mama gotowała dla nas kolację, ojciec zaraz miał wrócić z patrolu. Gdybym tylko mogła, ominęłabym wspólny posiłek i zamknęła się w pokoju, ale czekała nas trudna rozmowa. Tym razem jednak byłam na wygranej pozycji, byłam więc przekonana, że wszystko skończy się po mojej myśli. Bo co innego mogło się stać? Wprawdzie miałam po swojej stronie tylko Razera, który był działem, jakiego nie miałam zamiaru wytaczać, ale tylko ten jeden raz zgodziłam się, by zrobił z moim umysłem, co będzie chciał, jeśli zacznę mięknąć. A nie mogłam zmięknąć. Inaczej cały wczorajszy dzień poszedłby na marne.

Spędziłam dużo czasu na błaganiu Razera, by pomógł mi pozbyć się kamer. Przyszedł do mnie przedwczoraj, jak mu kazałam. Siedzieliśmy na podłodze w łazience, jedząc kanapki z masłem orzechowym i dżemem. Próbowałam poznać go lepiej. Razer był książką, ja pisałam o nim książkę, chciałam, by się przede mną otworzył. Widziałam tylko tę chłodną okładkę, niektórych stron brakowało, przez co historia była niekompletna, ale byłam pewna, że jeśli Raze tylko się postara, znajdzie je. Był w końcu jak zagubione dziecko. Dziecko, które mordowało z zimną krwią, ale w końcu zagubione. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś wychował go na... potwora. Ktoś przez te dwadzieścia trzy lata wpajał mu do głowy tylko brutalne obrazy, pozwalał mu robić rzeczy, za które w świetle prawa powinien zostać skazany na parokrotną karę dożywocia. Miałam nadzieję, że Razer zdawał sobie sprawę, że chociaż odzyska tę ludzką część siebie, to, co zrobił, zostanie z nim na zawsze. Nie dostawał czystej karty.

Z początku chłopak nie chciał mi pomóc. Nie wiedział, jak pozbyć się kamer, skoro mój ojciec ciągle mógł odtwarzać z nich obraz, na bieżąco monitorując sytuację. Nie bez powodu mówili jednak, że byłam bystrą dziewczyną. Tyle razy to słyszałam, tyle razy odbierałam nagrody za to, co jakimś cudem zakodowało się w moim umyśle. Długo szukałam w Internecie odpowiedzi na to, jaki czas pracy posiadała bateria takiej kamerki. Według tego, co znalazłam, wszystkie powinny być nieaktywne. Minęło w końcu kilka dni, odkąd ojciec je zamontował. Niestety żadna z nich nie miała migającej diody – wtedy raczej szybko byśmy się zorientowali – ale mogłam liczyć na to, że baterie w końcu się wyczerpały. Wątpiłam, by ojciec je wymieniał, ciągle ktoś był w domu, a Razer był jak pies obronny. Sam powiedział, że przebudziłby się, gdyby usłyszał kroki w moim domu. Nie miał pojęcia, jak bardzo mnie to ucieszyło, co było dość irracjonalne.

Nauczyłam go, jak obsługiwać śrubokręt, chociaż okazał się niepotrzebny. Działaliśmy na ślepo, mając nadzieję, że tata okaże się tak – przepraszam – głupi i nie zorientuje się, że kamery nagle przestały działać. Nie znał się na takim sprzęcie, na pewno nie, więc może pomyśli, iż urządzenia zwyczajnie wyczerpały cały zapas baterii. Razer, używając dwustopniowej drabiny, po kolei ostrożnie odrywał ze ścian kamery – przyklejone na taśmie – zaraz po tym, jak zakrywałam ich obiektywy miotełką do kurzu. Wolałam nie ryzykować pokazaniem osobie po drugiej stronie twarzy chłopaka. Mocno nagimnastykowaliśmy się, by ściągnąć wszystkie kamery i wyciągnąć z nich baterie, ale w końcu się udało.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz