Rozdział 10.1

1.6K 172 15
                                    

RAZER

Diara zadawała mi mnóstwo pytań, ale niewiele z nich tak naprawdę zrozumiałem, przytłoczony zbyt wieloma trudnymi słowami i jej obecnością, której nadal nie mogłem się oprzeć. Prawie upomniałem ją, że kiedy się denerwowała, a jej krew wrzała w żyłach, myślałem tylko o zrobieniu jej krzywdy. Ona i tak by tego nie zrozumiała, pewnie wystraszyłbym ją na śmierć, a nie mogłem tego zrobić. Mój plan działał. Przebywanie w towarzystwie człowieka sprawiało, że może nie czułem się bardziej ludzki, ale uczyłem się ich zachowań. Zdecydowanie łatwiej budowałem też zdania, jednak problem z pragnieniem dalej mi doskwierał.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co mówiłem. Zwykle żywiłem się kłamstwami i tym karmiłem ofiary, ale rodzice Diary często powtarzali „nie kłam" i pomyślałem, że może powinienem być naprawdę szczery z tą dziwaczną nastolatką. To był chyba jedyny ludzki odruch, jaki w sobie znalazłem. Bo w gruncie rzeczy nie było mi jej ani szkoda, ani też specjalnie nie starałem się jej pomagać. A mimo to – kiedy zobaczyłem jej ojca, instalującego te dziwne, urządzenia z obiektywami – wtedy nie pamiętałem, jak się nazywały – coś we mnie pękło. Ten mężczyzna wszedł do jej pokoju i rozejrzał się po nim, jakby chodził po supermarkecie. Otworzył kilka szafek, ale czułem, jak walczył ze sobą: zajrzeć czy nie zajrzeć? Ostatecznie spasował i zamykał każdą z nich, w końcu i tak decydując się na założenie kamery, którą umieścił pod wiatrakiem. Czy to nie powinno obrzydzać Diary? Że jej własny ojciec zamierzał ją podglądać? Zauważyłem, że takie zachowania nie były normalne w świecie ludzi.

Ta sytuacja sprawiła, że kolejne z moich wspomnień wróciło. Przypomniałem o nim sobie jeszcze w samochodzie, kiedy Diara w wyścigowym tempie jechała z powrotem do szkoły, ledwo się odzywając. Opowiedziałem jej o swoim gatunku. Wiedziałem, że nadal pragnęła wiedzy, więc nakarmiłem ją. Mój rodzaj był słaby pod kilkoma względami. Nie dało się nas zabić ot tak, ale ceną za to był fakt, że to, co mieliśmy w swoich genach, a co tworzyło z nas lycany, było niemożliwe do przekazania komuś spoza gatunku. Diara zainteresowała się tym bardziej, niż przypuszczałem, twierdząc, że interesowała się biologią. Chciała wyjaśnień, ale ja nie wiedziałem, jak to działało. Pamiętałem tylko kilka kawałków układanki: kiedy lycan starał się przekazać gen, zapładniając ludzką kobietę, dziecko nie miało w sobie ani krzty naszej krwi. Doszliśmy więc do wniosku, że tylko para lycanów mogła dać życie naszemu gatunkowi. W ten sposób powoli chyliliśmy się ku upadkowi i możliwe, że mieliśmy kiedyś zniknąć. Z tego samego powodu jednak w naszych kręgach rozwijało się kazirodztwo, nikomu nie dziwne, jednak wstrząsające według Diary.

– To chore – wyrzuciła z siebie, posyłając mi spojrzenie, którego nie odczytałem. – Jak można robić coś takiego? Obrzydlistwo...

Wtedy właśnie oskarżyłem jej ojca o robienie czegoś, czego nie powinien był robić. A wściekła Diara powiedziała tylko kilka słów, których mogłem się spodziewać:

– To nie dlatego założył kamery, Razer. Sprawdza mnie.

Między Diarą a jej rodziną toczyła się wieczna wojna. Wiedziałem, że w mojej rodzinie też tak było i że to ja byłem prowodyrem, któremu wcale nie było przykro. Chciałem przypomnieć sobie przynajmniej imię własnej matki, by móc powiedzieć o tym Diarze, ale w głowie wciąż miałem pustkę. Dlatego właśnie ciągle milczałem, próbując jakoś przywrócić sobie cenne wspomnienia. Właściwie jeszcze nie wiedziałem, czy były cenne i czy warto było o nie walczyć, ale one i tak nieuchronnie do mnie wracały, nie dało się tego zatrzymać. To znaczy – musiałbym zmienić się w wilka, ale ja nie byłem gotów na to, by całkowicie wyrzec się ludzkiej strony. Niektórzy wybierali to drugie życie, a ja... Ja nie i już.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz