Rozdział 4

2.6K 217 130
                                    

DIARA

Brakowało mi możliwości przekreślenia rzeczy, które mi się nie podobały. Nie lubiłam groszku? Wystarczyło, że skreślę go z warzyw, które dla mnie istnieją. Nienawidziłam, gdy tata oglądał MMA? Mogłam zwyczajnie usunąć kanał z listy programów. Mogłam przekreślić tylko słowa, które i tak nie miały wielkiej wagi. Były tylko... literami. Prostymi, schludnie napisanymi literami, łączącymi się w zdania, których nie chciałam czytać. I właśnie dlatego je skreślałam. I skreślałam, i skreślałam, i skreślałam. Aż cała kartka w moim pamiętniku, ozdobiona delikatnym, kwiatowym wzrokiem, pokryła się plamami z czarnego tuszu. Chociaż nie wiem, jak mocno próbowałabym wymazać swoje słowa, wciąż miałam je przed oczami, wciąż siedziały w mojej głowie. A ja, nieudolnie się upominając, czytałam je w kółko i w kółko.

Nie jestem pewna, co się dzieje. Mam wrażenie, że nie jestem sobą. Coś ma nade mną kontrolę i przygląda mi się na każdym kroku. Nie mogę się ruszyć, nie mogę krzyczeć, jakby moje ciało nie należało do mnie. Nie wiem już, czy rzeczywiście ciągle śnię, czy może zaczynać popadać w paranoję. Może zginęłam w tamtym wypadku i tak wygląda teraz moje... Nie wiem, gdzie jestem. Boję się. Dla innych wszystko wraca do normy, a ja chcę tylko się obudzić. Nie proszę o wiele. Chcę tylko wrócić do świata bez strachu. Do tego wszystkiego jest jeszcze ten chłopak. Nie wiem, kim jest, nie wiem, czy jest prawdziwy i nie znam jego zamiarów. Boję się powiedzieć o tym rodzicom, nie uwierzą mi i wyśmieją mnie. Ale on gdzieś tutaj jest i czegoś chce. Patrzyłam w jego oczy. Były... były przejrzyste jak woda. Kryształowe i na swój kształt piękne. Ale wiem, że czyha w nich śmierć.

Końcówka długopisu zastukała o obicie zeszytu, znów miałam wrażenie, że to nie ja się nim bawiłam. Nie mogłam zasnąć, chociaż starałam się, jak mogłam. Podkradłam jakieś ziołowe leki na uspokojenie, kiedy rodzice nie patrzyli, próbowałam medytacji, w której tajniki zagłębiałam się od ponad roku. Liczyłam owce, przenosiłam się w myślach do pięknych krain, rajskich wysp na oceanie. Wcześniej nawet pisałam, licząc, że dzięki temu oczyszczę umysł. Esej był dla mnie ciężkim chlebem do zgryzienia, ale przebrnęłam przez niego, kiedy mama zajęła się ratowaniem przypalonej zapiekanki – nie miała mi za złe, że zrobiłam na obiad coś, co nie zawierało soczewicy. Dla odprężenia usadowiłam się przy biurku i stukałam w klawiaturę. Mój aktualny projekt nie był niczym szczególnym. Pisałam krótką historię dwójki młodych ludzi, którzy rozstali się po tym, jak mężczyzna postanowił wyjechać do Nepalu. Ich drogi się rozeszły, ale do ostatniej chwili wiedzieli, że byli dla siebie przeznaczeni. Myślałam, że będzie z tego coś więcej, jednak po niecałych dziesięciu stronach poczułam znudzenie. Historia mogła być piękna, ale krótka. Bo kto chciałby czytać o tym samym w kółko przez trzysta stron? Chociaż ci bohaterowie założyli rodzinę, pracowali i żyli, jak wszyscy inni, we wspomnieniach wciąż wracali do tego samego.

Światło lampki nocnej padało na moje dłonie, które z kolei rzucały cień na pamiętnik. Wpatrywałam się w niego, czując ogarniającą mnie bezsilność. Ja także wracałam myślami do tej jednej, jedynej rzeczy, która niepostrzeżenie wsunęła się do mojego umysłu i trwała tam, wyrządzając szkody. Normalnie o tej porze dawno bym już spała – było około trzeciej nad ranem – a nawet gdyby, pewnie myślałabym o tym, czy dam radę wstać rano wraz z budzikiem, czy ubrania do szkoły były wyprasowane i czy torba była już spakowana. Ku mojemu niezadowoleniu, sen nie nadchodził, a ja wręcz bałam się zamknąć powieki. Musiałam być czujna. Zamknęłam pamiętnik, wiedząc na pewno, że nie uda mi się niczego napisać. Potrzebowałam oczyszczenia myśli, a skoro medytacja mi nie pomagała – zwykle działająca na stres, przez który przechodziłam – nie potrafiłam wrócić na właściwy tor.

Niektóre osoby w moim wieku potrafiły przenosić przedmioty siłą woli. To było... całkiem normalne. Moje hormony wariowały, okres dojrzewania uwolnił mnie od młodzieńczego trądziku, ale w podarował mi za to majaki. Rzeczy trudne do wyjaśnienia, wyjaśniano tym, że nie istniały. A ja? Ja robiłam to samo, nawet jeśli coraz ciężej było mi w to uwierzyć.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz