PROLOG

4K 307 135
                                    

RAZER

Korony gęstych drzew splotły swoje ramiona, odcinając las od iskrzącego się księżyca. Jedynie ostre płatki śniegu znalazły sposób, by przedrzeć się przez liściastą tarczę i opaść na nieosłoniętą skórę myśliwych. Zapach sosnowych igieł mieszał się ze słodką nutą świeżej krwi, która cienką stróżką nieśpiesznie spływała z głazów. Na własne oczy widziałem i słyszałem, jak krople mazi wpadały do brunatnej kałuży, w której stałem po same kostki.

Martwa sarna z raną postrzałową głowy leżała u moich stóp. Puste, brązowe oczy patrzyły na mnie, zalane gęstą krwią, wydobywającą się z rozłupanej czaszki zwierzęcia. Uklęknąłem obok niej, wyciągając dłoń do jej pyska. Bez trudu przebiłem jedno z oczu. Wodnista ciecz prysła na moje palce, więc wsadziłem ich koniuszki do ust. Nachyliłem się mocniej, aż zawisnąłem tuż nad jej zmarzniętym ciałem, które z wolna zaczął pokrywać padający bezustannie śnieg. Mój język dotknął szorstkiej sierści na jej szyi, podążył wyżej, gdzie krew mieszała się z innymi wydzielinami, które wypłynęły ze środka wraz z kawałkami mózgu. Smakowałem cal po calu, z zamkniętymi oczami rozkoszując się metalicznym smakiem. Splunąłem tym, co było fragmentami czaszki, kiedy usłyszałem zbliżające się kroki.

Smak zwierzęcej krwi mnie nie zachwycał. Był nijaki jak woda zbyt długo stojąca na słońcu, zbyt metaliczny, czasem cierpki i taki... nudny. Krew człowieka była słodka i aksamitna. Była jak ciężki narkotyk, dostarczała niesamowitych przeżyć. Była rozkoszą.

Sięgnąłem po kulę do wnętrza czaszki, wyciągając ją w akompaniamencie cichego bulgotania płynów ustrojowych. Niewielki, owalny przedmiot był jak pchła w moich zakrwawionych dłoniach. Zgniotłem go, aż został z niego jedynie nieregularny kawałek metalu. Ten, do którego należał pocisk, biegł tutaj przez ciemny las. Nie potrzebowałem światła zachodzącego słońca, by go dostrzec. Widziałem go w pełnej krasie. Dorosłego mężczyznę w spodniach na szelkach, kożuchu i z dziwaczną czapką, która prawie spadała z jego głowy, kiedy biegł po swoją zdobycz.

Zabił, by nakarmić siebie i swoją rodzinę. Sarna kusiła go jak zakazany owoc, oddalając się od ścieżki, którą doskonale znał. Uległ jej spojrzeniu i gracji, a ta zaprowadziła go prosto w ramiona śmierci.

Obiecałem jej, że dobrze się nim zajmę. 


Proszę o pozostawianie po sobie komentarzy. 

PIERWSZY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ NA WATTPADZIE JUŻ 5 GRUDNIA! 

  »  dni publikacji: środa, niedziela 

»  opowiadanie ma bardzo długie rozdziały; na jedną publikację przypadają dwie wstawione części tego samego rozdziału (jeśli będzie podzielony)  

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz