Rozdział 3.2

2.3K 223 65
                                    

I wtedy to znów się pojawiło. Ktoś patrzył w naszą stronę wzrokiem tak przeszywającym, jak promieniowanie gamma. Rozejrzałam się ukradkiem, co wcale nie wydawało się podejrzane, z uwagi na to, że Liam dosłownie przed sekundą pokazał mi strzelbę, która tak po prostu leżała w jego bagażniku.

– Mój ojciec pojechał do lasu dziś rano. Pytałem go, czy mnie zabierze, ale on ciągle powtarza, że pojadę z nim „za rok". Słyszę to samo od lat, Diara. A przecież potrafię strzelać, odkąd wypadł mi pierwszy mleczak.

– Nie pomyślałeś, że może uważa polowanie za zbyt niebezpieczne i nie chce, by coś ci się stało? – zasugerowałam mało subtelnie, dalej rozglądając się po parkingu. – Skąd w ogóle wziąłeś broń?

Liam zrobił minę niewiniątka, a kiedy on spojrzał na swoje buty, rozgrzebujące śnieg, ja zerknęłam daleko za niego. Daleko za bramę, która odgradzała teren szkoły od polany i lasu za nią. Z ręką na sercu byłam w stanie powiedzieć, że to ta osoba, stojąca przy linii drzew, czujnie nas obserwowała. Nie widziałam twarzy, ledwo dostrzegałam sylwetkę. Śnieg zasłaniał mi widok, ale wiedziałam, że ktokolwiek na nas patrzył, stał właśnie tam. Może mężczyzna, może myśliwy, który zaszedł aż tutaj. Przełknęłam głośno ślinę, na powrót zwracając uwagę na Liama.

– Mam klucze do domu ojca – ciągnął, wsadzając dłonie do kieszeni bluzy. Że też nie było mu zimno. I dlaczego dalej staliśmy na wywiewisku? – Trzyma na strychu stare strzelby, których nie używa, więc postanowiłem pożyczyć sobie jedną z nich.

Czułam się nieswojo, kiedy wiedziałam już, kto mnie obserwuje. A na dodatek byłam zirytowana i martwiłam się o Liama. Zawsze myślałam, że to ja byłam tą bezmyślną, ale Liam musiał rywalizować ze mną o pierwsze miejsce. Zamiast odpowiedzieć coś od razu, chwyciłam go za rękaw i pociągnęłam w stronę szkoły, chcąc znaleźć się jak najdalej od tamtej osoby. Naprawdę zaczynałam się bać i pewnie powiedziałabym o tym komuś, gdyby nie to, że bałam się zostać uznana za wariatkę. Przyjaciółki tylko by mnie wyśmiały, a rodzice zaczęliby traktować mnie tak, jakbym miała jakieś przywidzenia.

– Jesteś niemądry, Liam! – zganiłam go wreszcie, pędząc do szkoły. – Polowanie to nie zabawa w piaskownicy! Używasz broni palnej i chcesz pójść do lasu, w którym mieszka to coś, co zabiło męża tej nauczycielki! Życie ci niemiłe?!

– Chciałem poprosić, żebyś pojechała ze mną, ale widzę, że nie mam na co liczyć – syknął lekko pogardliwie, nieudolnie starając się to ukryć.

– Chyba sobie ze mnie żartujesz, Liam. Jeśli nie zabiłoby nas to zwierzę, zrobiłby to mój ojciec. I to twoją strzelbą! W ogóle nie ma takiej opcji – odparłam ostro. – Odpuść to sobie, Liam.

– Przecież nic mi się nie stanie, Diara. Wiem, jak się bronić. Myślałem, że się ucieszysz.

Weszliśmy do szkoły, strzepując z siebie śnieg. Nie wchodziłam jeszcze na główny hol, bo nie chciałam, by ktokolwiek podsłuchiwał, o czym rozmawiamy. Liam nie miał jeszcze osiemnastu lat, a za przyniesienie broni na teren szkoły mogły mu grozić poważne kłopoty.

– Z czego mam się cieszyć, Liam? Chcesz zabić bezbronne zwierzę i siebie przy okazji!

– Od kiedy jesteś przeciwko polowaniom, co? – Skrzyżował ramiona, przyglądając mi się spod byka. – Nie jesteś nawet weganką.

– Nie muszę być weganką, by się o ciebie martwić, okej?

– I tylko o to tu chodzi? Boisz się o mnie? – Idiota jeszcze się uśmiechał.

Zastanawiałam się, co powiedzieć. Może Liam powinien wiedzieć o tym, co mi się przytrafiało. Był najbardziej rozumny z całej grupy moich przyjaciół i pewnie by mnie zrozumiał. Ale to nie był dobry moment, przecież byliśmy w szkole, a za kilka minut miał dzwonić dzwonek na lekcje. Jeśli nie prośbą, to groźbą, musiałam jakoś przekonać go do zmiany zdania, tym bardziej, gdy wiedziałam, że osoba, która mnie obserwowała, widziała też Liama.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz