Rozdział 23

1.4K 161 62
                                    

DIARA

Z kuchennego radia grała ulubiona piosenka mojej mamy. Life is a Flower od Ace of Base kochała z całego serca, a gdyby się tak zastanowić, naprawdę mądrze wybrała. Kiedyś mama przypominała mi takiego kwiatka, kogoś niezwykle energicznego i trzeźwo patrzącego na świat. Oczywiście w ciągu minionych lat wiele się zmieniło, ale piosenka wciąż pozostawała taka sama. Wesoła, pozytywna i skoczna. Nawet jeśli zupełnie nie nadawała się na zimowy poranek, przywodziła na myśl wiosnę, która niedługo miała nadejść. Mieliśmy już początek lutego, więc do dłuższych i cieplejszych dni było coraz bliżej.

Miałam serdecznie dość zimy, która w tym roku nie przyniosła nic miłego. Była mroczna i nieprzyjemna; zamknęła mnie w swoich sidłach. Zazdrościłam teraz wszystkim mieszkańcom cieplejszych stanów, gdzie nawet w zimę termometr wskazywał trzydzieści stopni na plusie. Ależ to musiało być życie...

Śpiewałam pod nosem słowa piosenki, a Owen tupał nogą do rytmu. Od dawna nie odrabiałam pracy domowej w towarzystwie muzyki, ale tym razem postanowiłam włączyć radio, by jakoś poprawić sobie humor. Byłam zmęczona po wielu godzinach lekcji i nie w smak było mi uśmiechanie się od ucha do ucha, ale ja i Owen zostaliśmy sami w domu, więc chciałam spędzić z nim czas w miłej atmosferze.

Brat siedział naprzeciwko mnie, w lewej dłoni trzymał średnio naostrzony ołówek – mimo że był praworęczny – którego końcówkę z gumką wtykał sobie do ust, kiedy się nad czymś zastanawiał. Machał nogami, delikatnie kiwając głową, jego usta poruszały się, kiedy niemo wyśpiewywał piosenkę, a kosmyki ciemnych włosów wpadały do oczu, ilekroć pochylał się nad zeszytem.

– Czy Raze lubi takie piosenki? – Jego pytanie zawisło nagle nad stołem, zupełnie mnie dezorientując.

Nie przerwałam liczenia zadania z trygonometrii od razu, a dopiero wtedy, gdy poczułam na sobie spojrzenie Owena. Był naprawdę ciekawy, nic nie kryło się za jego słowami. Ostrożnie odłożyłam długopis, wcześniej stukając nim parokrotnie o grzbiet podręcznika od matmy.

– Nie wiem, chyba woli inną muzykę. Dlaczego pytasz? – odpowiedziałam wymijająco, uśmiechając się krzywo.

– A tak sobie – rzekł, uśmiechając się szybko. – Myślisz, że ma jakieś zwierzątko?

– Chyba ma alergię na sierść.

– W takim razie może mieć rybki! Czy Raze ma rybki?

– Nic mi o tym nie wiadomo.

Czar prysł. Już wczorajszego wieczoru zapytał mnie o Razera. Avery dawał głowę, że Owen nie pamiętał tego, że ostatnio z nim rozmawiał, ale byłam nieco sceptyczna, bo mój brat zdawał się być jakoś odporny na te wszystkie czary. W każdym jednak razie nagle bardzo zainteresował się Razerem, a to zaczynało być coraz bardziej niebezpieczne. Nie chodziło już o jego kolegów ze szkoły, którzy także mieli kręćka na punkcie mojego lycana, ale o całą rodzinę Averych, pragnących jego krwi.

– A czy...

– Owen, dlaczego ciągle pytasz mnie o Raze'a? – przerwałam mu w pół słowa, tracąc zainteresowanie trygonometrią.

– Lubię go.

Coś we mnie kazało mi się uśmiechnąć, chociaż był to powód do smutku. Owen był tylko dzieckiem, który widział Razera zaledwie raz czy dwa – w zależności od tego, co pamiętał – a już wyglądało na to, że się do niego przyzwyczaił. Co najgorsze – polubił go. Chciałam trzymać Owena z dala od lycana, ale najwyraźniej taka opcja po prostu nie wchodziła w rachubę. Jeszcze nie potrafiłam wytłumaczyć bratu, że Raze niedługo zniknie. Sama nie wiedziałam, kiedy to nastąpi, ale wiedziałam, że kiedyś odejdzie. Kiedy ta myśl zakradła się do mojej głowy, czułam jeszcze większy smutek. Co było nieuniknione, ja też się do niego przywiązałam. Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, i co było nam pisane, istniała między nami specyficzna więź, której szkoda było mi zrywać.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz