Rozdział 7.1

2.1K 190 42
                                    

DIARA

W szkole padło ogrzewanie. Wszystko zaczęło się od zwyczajnej przerwie w dostawie ciepła, spowodowanymi przez ciągle padający śnieg. Pogodynka w telewizji z szerokim uśmiechem przekazywała w wieczornych wiadomościach, że następnego dnia na pewno wreszcie przestanie padać, ale synoptycy jednak się pomylili. Rankiem Riverton po raz kolejny tonęło w zaspach, a szkolne autobusy spóźniały się, tracąc czas na przedzieranie się przez grube warstwy śniegu, których jeszcze nikt nie odśnieżył. Ja również z trudem przejechałam przez leśną drogę, niezmiernie ciesząc się jednak z kolczastych opon, które ojciec zakładał na jeepa co zimę. Tylko dzięki temu nie wpadłam w poślizg, jadąc w kierunku swojej szkoły, po tym, jak odwiozłam Owena. W budynku od rana było dość rześko, jeśli mogłam tak powiedzieć. Chowałam się w swojej ciepłej bluzie, mając nadzieję, że się nie przeziębię. Ale potem było tylko gorzej. Temperatura zaczęła spadać i spadać, a co niektórzy przechadzali się po korytarzach w puchowych kurtkach i czapkach. Na lekcji chemii nauczycielka włączyła palnik, by ogrzać sobie nad nim dłonie. I dopiero wtedy przez radiowęzeł nadano komunikat, w którym ogłoszono, że z powodu problemów technicznych z ogrzewaniem, cała szkoła jest zwolniona z ostatnich zajęć.

To brzmiało trochę jak szczęście w nieszczęściu; pójść do szkoły i marznąć w niej przez kilka lekcji, a jednocześnie skończyć zajęcia dwie godziny wcześniej. Liam był wniebowzięty, kiedy się dowiedział, podobnie jak Dominica i Clair, które planowały wybrać się do butików w centrum. Ja właściwie też nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na swoich ustach. Po raz pierwszy od dawna mogłam wrócić prosto do domu i zwyczajnie pobyć w swoim własnym towarzystwie. To nie zdarzało się często. Wbrew pozorom ciągle rzadko bywałam tam sama. Przeważnie był ze mną brat, a jeśli zdarzyło się, że poszedł do kolegów, któreś z rodziców zawsze siedziało ze mną w domu i zaglądało do mojego pokoju przynajmniej dwa razy w ciągu godziny. Jakby spodziewali się ujrzeć coś, co da im powód do kłótni. Miewałam wrażenie, że byli zawiedzeni, kiedy odnajdywali mnie skuloną w łóżku z laptopem na kolanach lub przy biurku, otoczoną stosami książek i segregatorów.

Wczoraj zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć jej o moim zwolnieniu od pielęgniarki. Przyjechała z pracy najszybciej, jak się dało i od razu zażyczyła sobie, bym pokazała jej przepustkę. Zachowywała się gorzej, niż stróż w naszej szkole. Ale zaraz po tym, jak upewniła się, że nie pojechałam na wagary – oczywiście wspaniałomyślnie dzwoniąc do niej, by ją o tym uświadomić – zaczęła skakać wokół mnie, jakbym była małym dzieckiem. Praktycznie tkała mi jedzenie do ust, mierzyła mi ciśnienie i cukier, czasami łapiąc mnie za nadgarstek, by sprawdzić mój puls. Czułam się lepiej z godziny na godzinę, jednak ona nie reagowała na moje prośby zaprzestania dnia dobroci dla Diary. Nic do niej nie docierało. Jej obecność miała jednak swoje dobre strony. Do końca dnia nie widziałam już Razera, nie pojawił się nawet w nocy. Zapaliła się we mnie nadzieja, że może postanowił odejść i zostawić mnie w spokoju, ale rano znalazłam na szybie wydrapaną w szronie literę „R". Fakt, że mógł obserwować mnie, kiedy spałam, doprowadzał mnie do obłędu.

Jednocześnie coraz więcej rzeczy przemawiało na jego korzyść. Nie oznaczało mu, że tak do końca wierzyłam w jego historie o byciu lycanem, ale przestawałam być tak sceptycznie nastawiona i to wcale nie działo się za sprawą tych jego czarów, których miał więcej na mnie nie używać. Nie miałam pojęcia, jak zdołał robić coś takiego i wpływać na umysł ludzi i zwierząt, a on sam też niewiele był w stanie mi powiedzieć. Zresztą nie miał zbyt wiele czasu, by to zrobić, w końcu mama szybko przyjechała do domu. W ciągu krótkiego czasu, w którym przygotowywałam szybki obiad i kilka kanapek dla niego – z dobrego serca, chociaż o to nie prosił – na moment wydał mi się ludzki, wypytując mnie o moją rodzinę. Nie chciałam mu o niej opowiadać, ale... i tak nie było tego wiele. Powiedziałam mu, że ojciec był zastępcą szeryfa, mama pracowała w domu spokojnej starości, a brat chodził do szkoły podstawowej i uwielbiał sport. Rodzice obsesyjnie mnie kontrolowali, chociaż udawali, że tak nie było, ale w gruncie rzeczy byli dobrzy i miałam wszystko, czego tylko chciałam i potrzebowałam, a Owen był bratem, o którym zawsze marzyłam. Razer wydawał się niewzruszony, ale przyznał, że doskonale słyszał moją niedawną rozmowę z ojcem. Nie wiedziałam, jakim cudem, ale wyjaśnił mi dość dokładnie, że jego zmysły były wyostrzone. Było mi głupio tak długo, aż nie powiedział mi, że jedyne, co pamięta, jeśli chodziło o jego rodziców, to ból. Nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli, ale przypuszczałam, że gdy już odzyska pamięć, nie będzie zadowolony.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz