Rozdział 7.2

1.9K 189 73
                                    

Wilki biegły przez las. Śnieg znikł, a drzewa na nowo okryły się liśćmi. Zieleń ciągnęła się dalej, niż sięgał mój wzrok, a słońce przebijało się przez korony dębów, rosnących tak wysoko, że prawie sięgały nieba. Widziałam tylko dwa wilki. Duże, masywne wilki. Czarne futro jednego z nich lśniło w promieniach słonecznych, kiedy ten pędził przed siebie niczym strzała. Każdy jego krok był wykonany z precyzją, przemyślany na każdy możliwy sposób. Wydawało się, że unosił się nad leśną ściółką, niesiony przez wiatr. Drugi wilk doganiał go. W jego postawie czaiło się jednak zacięcie. Biegł, jakby nie mógł znieść myśli, że jego przyjaciel jest szybszy. Ciernie kąsały jego skórę, wplątując się w brązowe futro, ale on nie zatrzymał się ani na sekundę. Niemal poczułam jego determinację, która płonęła w jego żyłach, zmuszając go do biegu. Z każdą chwilą czarny wilk oddalał się od pędzącego za nim rywala, a krajobraz zaczął się zmieniać. Drzewa przerzedzały się, zielone liście ustępowały miejsca wysuszonym krzewom. Wielkie łapy wilka zanurzyły się w wodzie, a on odbił się od podłoża, szybując na głaz, wystający z szerokiej rzeki. Nie czuł lodowatej temperatury wody, ale dostrzegał jej porywisty prąd. Mimo to zgrabnymi susami przedostał się na drugi brzeg, gdzie zakończył wyścig. Odwrócił się, spoglądając mi prosto w oczy. Znałam jego czarno-błękitne ślepia. Ale kiedy kłapnął paszczą tuż przed moją twarzą, zacisnęłam powieki.

Poczułam mróz, który na nowo uszczypnął mnie w policzki, a potem lekki ból, kiedy upadłam na zaspę. Serce prawie wyskakiwało mi z piersi, a dziki oddech sprawiał, że lodowate powietrze otulało moje gardło. Na moment zapomniałam, gdzie była góra, a gdzie dół, dopóki nie zobaczyłam przed sobą wyciągniętej ręki. Spojrzałam na nią niepewnie, ale w końcu złapałam za dłoń, która pociągnęła mnie w górę.

– Żyjesz? – Głos Razera był daleki od troskliwego, ale mimo to zdradzał niepewność. – Teraz mi wierzysz? Wierzysz, że powiedziałem prawdę? Że jestem lycanem? Czy potrzebujesz jeszcze jakichś dowodów, co?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam w jego oczy, które znów przypominały ludzkie, chociaż takie nie były. On nie był człowiekiem. Mówił prawdę od samego początku, ale ja nie wierzyłam w takie bajki, bo... przecież to było chore, wilkołaki nie istniały. A on...

– Jak... co to... – Nie miałam pojęcia, jak sformułować pytanie.

– Jedno ze wspomnień wróciło dziś rano – wyjaśnił, dalej trzymając mnie w napięciu. – Wierzysz mi, prawda?

– Urodziłeś się taki? – wypaliłam, nie kontrolując tego, co mówiłam.

Razer zaśmiał się. Głośno i prawdziwie. Może spodziewał się innej reakcji z mojej strony, ale ja... nie wiedziałam, jak miałam zareagować na wieść, że ten chłopak naprawdę przemieniał się w wilka!

– Mój gatunek... – przeczesał włosy dłonią – z tego, co pamiętam... To nie choroba, Diaro. Nie przeniosę tego z krwią, ugryzienie spowoduje tylko bolesną ranę. Moi rodzice byli lycanami, ja też jestem.

– Jak wiele sobie przypomniałeś?

– Spędziłem całe dni na myśleniu o tym. Wiem niewiele. Takich wspomnień jak to, kiedy biegnę przez las, nie mam zbyt dużo. Ale niektóre rzeczy dotyczące mnie i bycia lycanem przychodzą naturalnie. Jakbym nigdy o tym nie zapomniał.

Zadrżałam, kiedy znikąd zerwał się chłodniejszy wiatr. Razer zmarszczył brwi, a potem potrząsnął głową, jakby odpowiadał na jakieś niezadane pytanie.

– Idź do samochodu i wracaj do domu.

– A co z tobą?

– Zmieniłaś zdanie, prawda? – zaśmiał się, chowając dłonie w kieszeniach bluzy. – Czuję to. Nie boisz się, jesteś... zagubiona. Ale się nie boisz.

RazerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz