W jego towarzystwie czułem się dziwnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć i co zrobić. Miał tylko dziesięć lat, zadawał mnóstwo pytań i myślał, że zna moją tajemnicę. Myślał też, że byłem przyjacielem jego siostry i że był ze mną bezpieczny. W rzeczywistości każda sekunda spędzona ze mną prowadziła go do śmierci.

Stanęliśmy tuż pod oknem, Owen puścił mnie i natychmiast upadł kolanami na zaspę, zabierając się za pracę. Patrzyłem na niego uważnie, próbując dojrzeć, co takiego robił. Ulepił kolejną śnieżkę, ale zaraz potem zaczął turlać ją po zaspach, a ona stawała się większa i większa. Gdy zobaczył, że tylko mu się przyglądam, wskazał na moje buty, uśmiechając się.

– Rób to, co ja! – pokierował mną, a ja z jakiegoś powodu poszedłem w jego ślady.

Śnieg był przyjemnie miękki. Dotykałem go gołymi dłońmi, co nie uszło uwadze Owena, ale nie skomentował tego, bo najwyraźniej dobrze szło mi lepienie śnieżki. Chciałem poczuć chłód na dłoniach, ale wiedziałem, że to nigdy się nie stanie. Nawet gdybym przestał przemieniać się w wilka na zawsze, a moje ciało uwięziłoby się w tym czymś z kciukami, nadal nie odczuwałbym zmiany temperatury.

– Dlaczego twoi rodzice się z tobą nie bawili? – Owen znów próbował mnie zagadać. Westchnąłem ciężko, niech mu będzie.

– Zawsze byli zbyt zajęci, a ja musiałem się uczyć – wytłumaczyłem pokrętnie, nie wiedząc, jak ująć to w słowa.

– Krzyczeli na ciebie? Moi krzyczą na Diarę... – Nagle jego głos przesiąkł niewymownym smutkiem.

Zagapiłem się, a moja śnieżka przybrała rozmiar średniej wielkości opony. Ta Owena była nieco mniejsza, więc chłopiec wskazał, bym podniósł jego śniegową kulę i umieścił ją na swojej.

– Nie lubię, kiedy to robią, wiesz? Ona nie jest taka zła – stwierdził po chwili milczenia, wzruszając ramionami. – A tata zawsze tak bardzo się na nią złości. Nie rozumiem go...

Zagryzłem wargę. Obiecałem chronić Diarę i czasem chciałem zabić jej ojca. Pragnąłem po prostu rozpłatać jego ciało i zadać mu tyle bólu, ile on zadał jej. A mimo że Diara przez niego cierpiała, nadal nie chciała jego krzywdy. Nie rozumiałem tego. W moich żyłach płynęła zemsta, dlaczego ludzie tak bardzo się od nas różnili?

– Gdyby coś się stało, uratowałbyś ją, prawda?

– Czy to nadal nie jest oczywiste? – Uniosłem brwi, a mimowolny uśmiech sam wpełzł na moje usta. Nie planowałem tego.

– Ja jestem jeszcze za mały... – powiedział z żalem. Zaraz potem jego oczy zalśniły. – Moja siostra ci się podoba? – To pytanie zbiło mnie z tropu, ale Owen już śpieszył z wyjaśnieniem, jakby spodziewał się, że nie zrozumiem: – Kochasz ją?

I wtedy poczułem chłód. Nie taki, który czuł Owen, kiedy zawiał chłodniejszy wiatr, a policzki robiły się jeszcze czerwieńsze. Ten, który powoli trawił moje ciało wraz ze strachem, który mu towarzyszył. Żeby kogoś kochać, trzeba najpierw znać miłość. Ja jej nie znałem. Nie byłem kochany, nie kochałem siebie. Miłość, którą spotykałem u ludzi, nie dotyczyła lycanów. Nasze serca nie były zdolne do pokochania kogoś innego tak mocno, że bylibyśmy w stanie oddać za tę osobę życie. Nasze serca były z lodu. Gdybym jednak znał miłość i zakochał się w Diarze, tak czy siak nie mógłbym przy niej trwać.

– Nie kocham twojej siostry, Owen – odparłem w końcu, a cały zapał wyparował z jego niewielkiego ciała.

– Dlaczego nie? Przecież jest ładna i taka miła...

Coś chwyciło mnie za gardło. Poczułem, że chłopca ogarnęła nadzieja. Zrozumiałem, że nie mogłem go za to winić. Myślał, że jestem człowiekiem zdolnym do uczuć; i rzeczywiście tak było, ale nawet mnie ogarnęło poczucie winy. Zupełnie, jakbym zrobił coś złego.

– Jest piękna – potwierdziłem bez tchu, uśmiechając się do chłopca. – Ale ja jestem zniszczony. Twoja siostra zasługuje na kogoś lepszego, kiedyś to zrozumiesz.

– Ale ja chcę, żebyście byli razem! Lubicie się! Ja też cię lubię! Zawsze się nią opiekujesz! Diara cię naprawi! – zawodził. Ze środka motelu usłyszałem ciche szuranie, Diara wstała.

– Nie zdoła mnie naprawić. Kiedy dorośniesz, zrozumiesz, że niektórym nie da się pomóc. Ktoś lepiej się nią zaopiekuje, uwierz mi...

Owen chciał powiedzieć coś jeszcze, ja chciałem ukręcić mu kark z wściekłości, a Diara właśnie otwierała okno. Odwróciłem się do niej. Wyjrzała do nas w samej koszulce, która lekko opinała się na jej ciele. Przełknąłem ślinę, uśmiechając się do niej lekko, kiedy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały.

– Co robicie na dworze? Owen, wracaj do środka! – zażądała natychmiast. Wtedy jej wzrok padł na niedokończonego bałwana, którego ulepiliśmy. – Zrobiliście to razem? – Jej oczy przewiercały mnie na wskroś, serce zabiło jej nieco szybciej.

Zgodnie pokiwaliśmy głowami. Diara uśmiechnęła się w sposób, którego nie sposób opisać. Nie wiedziałem, co to oznaczało. Owen zerwał się z miejsca i popędził w kierunku wejścia do motelu, a ja podszedłem do okna. Diara przygryzała wolną wargę, drżąc z zimna. Założyłem jej za ucho kosmyk ciemnych włosów, a ona odetchnęła cicho. Gorący oddech sięgnął mojej szyi, byliśmy teraz tego samego wzrostu.

– Naprawdę pomagałeś mu lepić bałwana? – spytała cicho, prawie zniżając głos do szeptu.

– Tak.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a potem przesunęła się, by zrobić dla mnie miejsce. Wskoczyłem do pokoju przez okno, kiedy Owen otwierał drzwi. Chłopiec także się uśmiechnął, a wreszcie podbiegł do siostry i wtulił się w nią. Ciężko opadłem na sofę, przyglądając się im. Tak wyglądała miłość.

RazerWhere stories live. Discover now