Staliśmy tam, patrząc na siebie. Chciałem kazać mu wrócić do środka i oddalić się. Chciałem złamać swoją przysięgę, przemienić się i poczuć krew. Diara zabiłaby mnie jednak, gdybym zostawił tego dzieciaka samopas. Wróciłem więc na motelowy parking, zbliżając się do chłopca, który wyszedł mi naprzeciw. Dłońmi odzianymi w rękawiczki bez palców odchylił szalik sprzed ust i uśmiechnął się szeroko. Chyba brakowało mu jednego zęba.

– Fajnie, że tutaj z nami jesteś – powiedział, skacząc w najbliższą mu zaspę. – Tylko trochę tutaj nudno.

Przełknąłem ślinę i otarłem spływającą po mojej twarzy krew. Oblizałem usta, słysząc, jak biło jego małe serce. Byłem ciekaw, jak wyglądają jego wspomnienia.

– Nie jesteś na mnie zły? – Nagle podniósł wysoko głowę, by popatrzeć mi w oczy. – Przepraszam, że powiedziałem o tobie kolegom. Oni opowiadali o swoich fajnych tatusiach i braciach, ale mój tata i Diara są nudni. Nie chciałem zdradzać im twojej tajemnicy!

Mówił teatralnym szeptem, jakby dalej wierzył w to, że nie byłem człowiekiem. Bo przecież dla niego nim byłem. Byłem zwyczajnym chłopakiem, przyjacielem jego siostry. Widziałem, że wyczekiwał mojej reakcji, więc skinąłem głową.

– Nic się nie stało – rzekłem, a on nagle rozpromienił się.

– Bałem się, że łowcy potworów cię znajdą i zaczną robić na tobie eksperymenty! Oglądałem u Masona taki film, nie chcę, żeby ciebie też znaleźli! – kontynuował chłopiec, kompletnie mnie zaskakując.

Przez moment nie wiedziałem, jak zareagować. Nigdy nie rozmawiałem z dziećmi. Te, które wabiłem do lasu, zabijałem od razu. Córka mojej kuzynki była trzymana ode mnie z daleka, bo wszyscy wiedzieli, że może być w niebezpieczeństwie. Zabijałem dzieci na oczach swojej rodziny. Kiedyś byli temu przeciwni, ale zrozumieli, że to, co robiłem, jest mroczniejsze. Diara nie bała się zostawić mnie samego ze swoim bratem, chociaż wiedziała, co zrobiłem?

– Siostra wie, że tutaj jesteś? – spytałem, intuicyjnie kucając przed nim.

Pokręcił głową, a jego policzki zaczerwieniły się. Przełknąłem gulę w gardle i zagryzłem szczękę. Diara musiała jeszcze spać, pewnie nawet nie zorientowała się, że Owen wyszedł z pokoju, a ja tak skupiłem się na panującej wokół ciszy, że nie usłyszałem jedynego, najważniejszego dźwięku. Dlatego cisza była niebezpieczna. Tak skupialiśmy się na braku dźwięków, na pragnieniu, by coś usłyszeć, że gdy w końcu do naszych uszu coś docierało, nie byliśmy pewni, czy to nie wytwór wyobraźni.

– Zbudujemy razem bałwana? – Razem z pytaniem w moją stronę nadleciała ulepiona przez Owena śnieżka.

Chłopiec trafił w mój biceps, uśmiechając się szeroko. Chciał ulepić bałwana. Wpatrywałem się w niego z szeroko otwartymi oczami. Słowa i znaczenie były mi znajome, bo gdzieś głęboko w moich ukradzionych wspomnieniach istniało coś podobnego, ale czynności z tym związane brzmiały obco. Owen wychwycił moje spojrzenie i trochę się speszył.

– Nigdy nie lepiłeś bałwana? – zapytał, a ja jak w amoku pokręciłem głową.

– Rodzice nigdy się ze mną nie bawili – powiedziałem cicho, a dziecko, usłyszawszy mnie, uśmiechnęło się jeszcze szerzej. Dzieciak podszedł do mnie, złapał mnie za dłoń i pociągnął w kierunku okna naszego pokoju.

– Diara nauczyła mnie, jak robić bałwana i aniołki. Mama zawsze szykowała dla nas marchewki i węgielki, żeby nasz bałwan miał oczy i nos, ale nie mamy ich teraz. Myślisz, że znajdziemy jakiś kamienie? – Dalej trzymał mnie za rękę, nie zważając na to, że szedłem dość niechętnie. – Diara też mogłaby ulepić z nami bałwana, ale ona ciągle śpi.

RazerWhere stories live. Discover now