– Pójdziesz dalej szukać Halwyna? – zapytała, kiedy jej poprzednie słowa nie spotkały się z żadną odpowiedzią. – Co by było, gdybyś porozmawiał z matką?
– Ona sprzeda mnie ojcu, a on będzie chciał zmusić mnie do pozostania wilkiem. Zrobi to siłą – odparłem złowróżbnie, a dziewczynę obleciał strach. – Nie będę szukać Halwyna. Dziś już nie zapoluje, księżyc wschodzi około szesnastej. Nie będzie ryzykować.
– Wrócę po zmroku, nikt nie powinien wchodzić do mojego pokoju, będziesz tam bezpieczny. – Postukała w szybę po swojej stronie. – Boję się, Razer.
Nie czułem jej strachu. A więc, o co chodziło?
– Czego?
– Halwyn zabił Jennę i pana Akiyamę. A ja mam ostatnio wrażenie, że ktoś znów za mną chodzi. Ciągle czułam, że ktoś się na mnie gapi, a w sobotę, kiedy odwoziłam Owena, ciągnęło mnie do lasu. Poszłam w miejsce, gdzie pokazałeś mi swoje wspomnienie. Ja... ledwo udało mi się stamtąd uciec. Jak myślisz, to był on?
Zmrużyłem oczy. Nie powiedziała mi o tym, a ja nie miałem pojęcia, że wybrała się do lasu. Nie miałem pojęcia, co myśleć o tej dziewczynie. Rozszarpałbym ją, jak to Halwyn uczynił z Jenną, ale coś mi nie pozwalało. Polubiłem ją. Polubiłem człowieka z krwi i kości. I wbrew wszystkiemu nie zamierzałem pozwolić, by ktokolwiek poza mną położył na niej łapy. Jeśli Diara kiedykolwiek miała zginąć, to tylko z moich rąk.
– Nikt inny nie zapuściłby się w te rejony. Nie pozwól mu na kontrolowanie swoim umysłem.
– Nie pozwól? A niby jak mam to zrobić? – prychnęła, krzyżując ramiona.
– Trzymaj się z ludźmi. Nie zaatakuje cię, kiedy nie będziesz sama.
Dopiero teraz w jej sercu narodził się strach. Przełknąłem ślinę i skupiłem się na drodze. Niedługo później dotarłem pod szkołę dziewczyny i zaparkowałem samochód na samym końcu parkingu. Dziewczyna zaciągnęła za mnie hamulec ręczny i westchnęła. Wyszliśmy z auta, a nasze buty zabrnęły w śniegu. Diara okrążyła wóz od przodu i podeszła blisko, zadzierając głowę w górę.
– Powiem ci coś, czego nie powinnam ci mówić, Raze – oznajmiła cicho, spoglądając w stronę budynku. – Zaufałam ci. Nie powinnam była tego robić, ale czuję, że jesteś ze mną szczery i że chcesz tego samego. Lubię cię.
Nigdy nie słyszałem aż tylu słów, które wydawały się nieznajome. Nie wiedziałem, jak się czuć i co myśleć o tym wszystkim. Dlaczego Diara mnie lubiła? I dlaczego mi ufała? Czy to nie przeze mnie miała same problemy? Ludzie byli dziwni.
Dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej portfel. Wręczyła mi kilka banknotów, uśmiechając się lekko.
– Musisz być głodny, idź do cukierni mojej cioci, na pewno ma tam pyszne kanapki. Veronica jest genialna w swoim fachu, będzie cię pamiętać. Tylko przywitaj się i podziękuj jej, dobrze? Możesz wziąć mój samochód, jeśli tylko chcesz.
Uśmiechnąłem się. Sam nie wiedziałem, jaki był tego powód. Po prostu uśmiechnąłem się do dziewczyny, a ona odwzajemniła mój uśmiech. Jej policzki pokryły się czerwienią. Byłem lycanem, byłem potworem, a ta dziewczyna mi zaufała.
– Postaram się jakoś zachować – powiedziałem, chwytając banknoty między palce.
– Czy twój telefon już działa? Wyłączyłeś go, prawda?
– Już działa. Zadzwoń do mnie, jeśli znowu poczujesz, że ktoś na ciebie patrzy. Albo zawołaj mnie, usłyszę.
Zawahała się, kołysząc się na piętach. Wczoraj mnie objęła i wyglądała tak, jakby znów chciała to zrobić. Ludzie obejmowali się z tylu powodów. Zapach jej słodkiej krwi przyciągnął mnie do niej. Chciałem dotknąć jej skóry. Nie zapanowałem nad sobą wystarczająco i odsunąłem kosmyk włosów, który opadł jej na policzek. Diara wstrzymała oddech, ale uśmiechnęła się.
CZYTASZ
Razer
Werewolf"Kiedy się narodził, demony wybrały jego niewinną duszę. I roztrzaskały ją w drobny mak." Lokalne władze ogłaszają sezon polowań, zaśnieżone miasteczko w lodowatym Wyoming przeżywa okres świetności, a lokalna policja nie zaprząta sobie głowy...
Rozdział 18
Zacznij od początku