– Nie wiem, jak teraz się czuję, Raze.

– Raze... – powtórzył, jakby sprawdzając, jak skrót jego imienia brzmi w jego ustach. – Jedź sama. Spotkamy się później. I tym razem powiem ci wszystko.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Znikł, jakby nigdy wcześniej go tutaj nie było, zostawiając mnie samą w lesie.


Nogi drżały pode mną, kiedy wysiadłam z samochodu. Nie wiedziałam, czy to z zimna, czy ze strachu, ale trudno było nad tym zapanować. Narzuciłam torbę na ramię i zatrzasnęłam drzwiczki, opierając się o nie, jakbym zaraz miała stracić równowagę. W głowie wrzało mi od myśli i obrazów, wszystko było tak chaotyczne, że z trudem zmuszałam się do wykonywania zwyczajnych czynności. Nie mogłam tak po prostu wyrzucić z umysłu tego, co pokazał mi Razer. On nie malował wspomnień słowami. Nie usiadł ze mną w ustronnym miejscu, by nakarmić mnie historią, która miała sprawić, że mu uwierzę. On podzielił się ze mną tym, co udało mu się przypomnieć, oddając mi część swoich fantazji. Jego oczy od samego początku były tak... inne. Nie znałam nikogo innego o takim spojrzeniu, ale nie wiedziałam, jak wiele potrafiły. To przez nie wdarł się do mojego umysłu i złączył nasze myśli, bym ujrzała to, co on. Nie czułam bólu, ale... zagubienie. Zdążyłam pokochać zielony las, dostrzec zaciekłą walkę pomiędzy wilkami i poczuć to, co one. I nagle wszystko zniknęło.

Wcześniej kwestionowałam to, kim był Razer Avery. Ale teraz nie byłam w stanie dłużej zaprzeczać i śmiać się z jego opowieści, które były prawdą. Przez moment czułam to, co on i wiatr zapierał mi dech w piersiach, kiedy wilk biegł, dzieląc się ze mną swoimi wizjami. Chociaż nauka wykluczała istnienie istot nadprzyrodzonych, one istniały naprawdę i żyły tam, gdzie nie sięgał nasz wzrok. W książce, którą wypożyczyłam ostatnio z biblioteki, nie było mowy o tym, że wilkołaki istniały w obecnych czasach. Zresztą, co tu się dziwić. Ostatnie zapiski, jakie o nich znalazłam, pochodziły z przełomu osiemnastego i dziewiętnastego wieku, w dodatku ze Skandynawii. Nie było nic więcej, zupełnie tak, jakby zniknęły. Razer mówił, że wilkołaków nie było, przekonywał mnie, że istniał tylko jeden gatunek, silniejszy od tego, który ja znałam tylko z filmów i książek. Zawsze pragnęłam wiedzieć więcej, uczyć się nowych rzeczy, dlatego ciekawość zżerała mnie od środka. Teraz, gdy byłam już pewna, że Razer mówił prawdę, musiałam wiedzieć, czym były lycany.

Ocknęłam się, kiedy lodowaty powiew wiatru liznął moją szyję. Zablokowałam zamki i podążyłam w kierunku domu. Rodzice nie powinni dowiedzieć się, że skończyłam lekcje wcześniej, inaczej musiałabym tłumaczyć się im z tego, dlaczego nas zwolnili. Zeszłej zimy było podobnie. Coś w instalacji nawaliło, więc zwolniono nas przed południem. Wróciłam do domu, bo Owen był chory, a mama miała urlop, by opiekować się nim. Kiedy wróciłam, natychmiast poddała mnie przesłuchaniu, patrząc na mnie oskarżycielskim wzorkiem. Zadzwoniła do dyrekcji, chociaż powtarzałam jej, że nie uciekłam ze szkoły. Nie wierzyła mi.

Weszłam do domu, ciesząc się z przyjemnego ciepła, które roztaczało się wewnątrz. W tym roku zima zaczęła się wcześnie, bo już w drugiej połowie listopada i póki co jej końca nie było widać. Zrzuciłam torbę na podłogę i wysunęłam zmarznięte stopy z butów. Tak naprawdę nie wiedziałam, jak długo byłam z Razerem w lesie. Wydawało mi się, że to wszystko trwało tylko chwilę, ale może stałam tam o wiele dłużej? Czułam na swoich udach mrowiące mnie igiełki zimna, a palce dłoni były skostniałe, kiedy nimi ruszałam. Mogłam włączyć ogrzewanie, ale zupełnie o tym nie pomyślałam; ledwo dotarłam do domu, nie mogąc skupić się na drodze.

Udałam się prosto do swojego pokoju, ale przechodząc przez salon, zauważyłam, że na kuchence coś się gotuje. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po pomieszczeniu, ale nie widziałam tutaj ni żywej duszy. Bez żartów, Razer chyba nie postanowiłby ugotować dla mnie ciepłego obiadu, skoro ledwo pamiętał, jak się nazywał, tak? Dostrzegłam światło palące się w pralni.

RazerWhere stories live. Discover now