Część 46. Luty 1943. Paulina

Start from the beginning
                                    

- To niemiecki dom - powiedział głośno i dobitnie, po niemiecku. - Jesteśmy Niemcami. Czego pan sobie życzy?

Rozległ się strzał.

- Janku! - wrzasnęłam i rzuciłam się na schody.

Geist w ostatniej chwili pociągnął mnie za ramię. Padł drugi strzał. Upadłam na kolana, a kula wbiła się w boazerię nad moją głową.

- Co pani wyprawia, do cholery - syknął Geist.

- Ale Janek...

Zatkał mi usta dłonią i objął wpół. Z miejsca, w którym się znajdowałam dostrzegłam, jak skulona postać przemknęła przez hol w stronę drzwi do salonu. Rozległ się kolejny strzał, znów chybiony. Geist wciągnął mnie na górę.

- To Niemiec... - szepnęłam, wstrząśnięta.

- To dezerter. Jest mu wszystko jedno - mruknął, popychając mnie w stronę drzwi do pokoju Ewy.

Drzwi uchyliły sie i zobaczyłam blade, przestraszone oblicza moich córek.

- Proszę się stąd nie ruszać - warknął Geist. - Ja to załatwię.

- Nie...

Kucnął, zerkając w dół poprzez balustradę

- Nie masz szans - zagrzmiał. - W tym domu jest kilku uzbrojonych mężczyzn. Poddaj się.

Odpowiedział mu kolejny, chybiony strzał. Dopadłam do Geista i chwyciłam go za ramię

- Czy pan oszalał? Zabije pana.

- Czwarta kula - mruknął Geist. - Ciekawe, ile jeszcze ma.

A potem usłyszałam głos Rainera, dobiegający z jadalni:

- Oddaj broń!

I znów strzał, jeden, zaraz potem drugi. Geist również wycelował i strzelił. Posłyszałam łoskot na dole.

- Rainer? - zawołał Geist.

- Czysto - odkrzyknął podporucznik.

Geist wyprostował się i zaczął powoli schodzić na dół. Zerwałam się i minęłam go na schodach. W sieni, w nikłym świetle księżyca, które wpadało przez rozbitą szybę w drzwiach leżał młody mężczyzna. Nachyliłam się nad nim. Miał na sobie jakieś łachmany i za duży płaszcz. Musiał być nie starszy od Jurka. Dławił się własną krwią.

- Boże przenajświętszy...

- Już po wszystkim - mruknał Geist.

Nagle w sieni zaroiło się od ludzi i lamp naftowych - zobaczyłam Jana dzierżącego zdjętą ze ściany szablę i odetchnęłam z ulgą, że nie jest ranny. Dostrzegłam również panią Wandzię, pana Solmana z myśliwską strzelbą, Staszka, kucharkę Celinę, Zośkę. 

Geist schował pistolet za pasek spodni i klepnął Rainera w plecy.

- Dobra robota - powiedział.

Zrozumiałam, że to on wysłał Rainera, by bocznymi schodami dostał się do stołowego i zaszedł intruza od tyłu.

Śmiertelnie ranny chłopak rzucił się na podłodze i zagulgotał krwią, chciał coś powiedzieć. Kucnęłam przy nim.

- Es tut mir leid, mama - wycharczał.

Po policzkach pociekły mi łzy. Pomyślałam o Jurku.

- Jestem tutaj. Nie bój się. Jesteś w domu - wyszeptałam.

Wyprężył się i skonał.

Geist kucnął obok mnie i przeszukał jego kieszenie. Nie znalazł dokumentów, tylko wyschnięty kawałek chleba.

- To jeszcze dziecko - powiedziałam z wyrzutem. - Nie było innego wyjścia?

- Nie było - odpowiedział oschle.

A potem sięgnął za kołnierz ubrania martwego chłopaka i wydobył stamtąd nieśmiertelnik. Szarpnął i kawałek metalu został mu w dłoniach. Wyprostował się, wziął lampę od pani Wandzi i oświetlił nieśmiertelnik. Potem przebiegł wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych w sieni.

- To dezerter - wyjaśnił. - Trzeba go szybko pochować. Lepiej, żeby nikt się o nim nie dowiedział.

- Dla kogo lepiej? - warknęłam. - Dla nas, czy dla pana?

- Dla jego rodziny. Jeżeli wyjdzie na jaw, jakich dopuścił się przestępstw, jego rodzina poniesie konsekwencje.

Wręczył nieśmiertelnik panu Solmanowi

- To trzeba zniszczyć - dodał.

- Wezmę do kuźni - odpowiedział pan Solman. - Staszek, skocz po taczkę i dwie łopaty, ale cichaczem. Do rana musimy się uwinąć, a lekko nie będzie, ziemia zamarznięta.

- Ja pomogę - zaoferował podporucznik.

- A reszta spać - zarządziła władczo pani Wanda.

Powlekłam się na górę, uspokoić dziewczynki. Do rana nie zmrużyłam oka.

Duch (Zakończone)Where stories live. Discover now