- To niemiecki dom - powiedział głośno i dobitnie, po niemiecku. - Jesteśmy Niemcami. Czego pan sobie życzy?
Rozległ się strzał.
- Janku! - wrzasnęłam i rzuciłam się na schody.
Geist w ostatniej chwili pociągnął mnie za ramię. Padł drugi strzał. Upadłam na kolana, a kula wbiła się w boazerię nad moją głową.
- Co pani wyprawia, do cholery - syknął Geist.
- Ale Janek...
Zatkał mi usta dłonią i objął wpół. Z miejsca, w którym się znajdowałam dostrzegłam, jak skulona postać przemknęła przez hol w stronę drzwi do salonu. Rozległ się kolejny strzał, znów chybiony. Geist wciągnął mnie na górę.
- To Niemiec... - szepnęłam, wstrząśnięta.
- To dezerter. Jest mu wszystko jedno - mruknął, popychając mnie w stronę drzwi do pokoju Ewy.
Drzwi uchyliły sie i zobaczyłam blade, przestraszone oblicza moich córek.
- Proszę się stąd nie ruszać - warknął Geist. - Ja to załatwię.
- Nie...
Kucnął, zerkając w dół poprzez balustradę
- Nie masz szans - zagrzmiał. - W tym domu jest kilku uzbrojonych mężczyzn. Poddaj się.
Odpowiedział mu kolejny, chybiony strzał. Dopadłam do Geista i chwyciłam go za ramię
- Czy pan oszalał? Zabije pana.
- Czwarta kula - mruknął Geist. - Ciekawe, ile jeszcze ma.
A potem usłyszałam głos Rainera, dobiegający z jadalni:
- Oddaj broń!
I znów strzał, jeden, zaraz potem drugi. Geist również wycelował i strzelił. Posłyszałam łoskot na dole.
- Rainer? - zawołał Geist.
- Czysto - odkrzyknął podporucznik.
Geist wyprostował się i zaczął powoli schodzić na dół. Zerwałam się i minęłam go na schodach. W sieni, w nikłym świetle księżyca, które wpadało przez rozbitą szybę w drzwiach leżał młody mężczyzna. Nachyliłam się nad nim. Miał na sobie jakieś łachmany i za duży płaszcz. Musiał być nie starszy od Jurka. Dławił się własną krwią.
- Boże przenajświętszy...
- Już po wszystkim - mruknał Geist.
Nagle w sieni zaroiło się od ludzi i lamp naftowych - zobaczyłam Jana dzierżącego zdjętą ze ściany szablę i odetchnęłam z ulgą, że nie jest ranny. Dostrzegłam również panią Wandzię, pana Solmana z myśliwską strzelbą, Staszka, kucharkę Celinę, Zośkę.
Geist schował pistolet za pasek spodni i klepnął Rainera w plecy.
- Dobra robota - powiedział.
Zrozumiałam, że to on wysłał Rainera, by bocznymi schodami dostał się do stołowego i zaszedł intruza od tyłu.
Śmiertelnie ranny chłopak rzucił się na podłodze i zagulgotał krwią, chciał coś powiedzieć. Kucnęłam przy nim.
- Es tut mir leid, mama - wycharczał.
Po policzkach pociekły mi łzy. Pomyślałam o Jurku.
- Jestem tutaj. Nie bój się. Jesteś w domu - wyszeptałam.
Wyprężył się i skonał.
Geist kucnął obok mnie i przeszukał jego kieszenie. Nie znalazł dokumentów, tylko wyschnięty kawałek chleba.
- To jeszcze dziecko - powiedziałam z wyrzutem. - Nie było innego wyjścia?
- Nie było - odpowiedział oschle.
A potem sięgnął za kołnierz ubrania martwego chłopaka i wydobył stamtąd nieśmiertelnik. Szarpnął i kawałek metalu został mu w dłoniach. Wyprostował się, wziął lampę od pani Wandzi i oświetlił nieśmiertelnik. Potem przebiegł wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych w sieni.
- To dezerter - wyjaśnił. - Trzeba go szybko pochować. Lepiej, żeby nikt się o nim nie dowiedział.
- Dla kogo lepiej? - warknęłam. - Dla nas, czy dla pana?
- Dla jego rodziny. Jeżeli wyjdzie na jaw, jakich dopuścił się przestępstw, jego rodzina poniesie konsekwencje.
Wręczył nieśmiertelnik panu Solmanowi
- To trzeba zniszczyć - dodał.
- Wezmę do kuźni - odpowiedział pan Solman. - Staszek, skocz po taczkę i dwie łopaty, ale cichaczem. Do rana musimy się uwinąć, a lekko nie będzie, ziemia zamarznięta.
- Ja pomogę - zaoferował podporucznik.
- A reszta spać - zarządziła władczo pani Wanda.
Powlekłam się na górę, uspokoić dziewczynki. Do rana nie zmrużyłam oka.
YOU ARE READING
Duch (Zakończone)
Historical FictionRok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać w wiejskim majątku szwagra. Po drodze musi skorzystać z pomocy człowieka, którego zachowanie i intencje są tyleż niejasne, co zaskakujące. C...
Część 46. Luty 1943. Paulina
Start from the beginning