Część 10. Czerwiec 1942. Paulina

Zacznij od początku
                                    

- Proszę pozdrowić ode mnie sturmbannfuhrera Geista, jeżeli przypadkiem go pan spotka - palnęłam.

Moja deklaracja wywołała jeszcze większą nieufność pułkownika. Zawiesił na mnie dłuższe spojrzenie.

- Oczywiście, nie omieszkam - zapewnił.

Potem zastanawiałam się, po co właściwie to powiedziałam. Jakiś niedorzeczny impuls, zbędna uprzejmość? Jeżeli pułkownik przekazałby pozdrowienia, sturmbannfuhrer niechybnie mógłby uznać to za próbę nawiązania z nim kontaktu. Czyż nie zachęcał mnie, bym zgłosiła się do jego biura, czyż nie powiedział "na pewno jeszcze się spotkamy"?

W ciągu ostatnich dni często wracałam myślami do wydarzeń, które miały miejsce w trakcie podróży do Lublina.

Wiedziałam, że posiadam pewne, specyficzne cechy charakteru, inaczej nie przetrwałabym trzech lat w okupowanym mieście, sama, z piątką dzieci, w oparach nieustającego lawirowania pomiędzy niemiecką i polską tożsamością, zdradą i bohaterstwem.

Kłamałam, zwodziłam i manipulowałam. Ale nigdy nie przekroczyłam pewnej granicy.

Przekroczyłam ją ze sturmbannfuhrerem Geistem.

Dlaczego?

 Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie. 


Po tym, jak pułkownik opuścił Niewiadów, zaprosiliśmy Ninę do gabinetu Jana.

- Postawiłaś stryja i mnie w bardzo niezręcznej sytuacji - wypomniałam na wstępie. - Poniesiesz konsekwencje swojego wybryku.

Nina stała na środku pokoju, bo nikt z nas nie pozwolił jej usiąść. Bezczelna dziewucha, na tę groźbę ani drgnęła, a przez jej twarz przemknął ironiczny uśmieszek.

- Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - ciągnęłam z surowością zawodowej nauczycielki.

Nina odpowiedziała lekkim, niemal niezauważalnym wzruszeniem ramion:

- Co chciałaś udowodnić tym swoim występem? - drążyłam.

Znów lekkie wzruszenie ramion.

- Prawdę... - mruknęła pod nosem.

- Na co komu twoja prawda! - wybuchłam.

- Czyż nie uczyłaś nas zawsze, żeby mówić prawdę... mamo? - zaszczebiotała niewinnie.

- Nie udawaj głupszej niż jesteś w istocie! - warknęłam, wstałam i podeszłam do niej bardzo blisko. Wysoka po swoim ojcu, niemal dorównywała mi wzrostem. - Uczyłam was tego przed wojną. Od trzech lat uczę was rozsądku i ostrożności. Powściągania emocji i języka.

- Ja tylko zapytałam. Chciałam rozwiać wątpliwości. Na Majdanie Tatarskim wybudowali obóz. Zwożą tam tysiące ludzi z całej Polski, nie tylko Żydów, ale też Polaków, jeńców. Wszyscy o tym mówią...

- Powinnam rozwiać twoje wątpliwości porządnym laniem! - przerwałam jej gwałtownie.

- Jacy wszyscy? - zainteresował się Jan. - Ktoś w tym domu?

- Nie, ale...

- Kto ci o tym powiedział?

- Helena.

Zamarłam. A potem usiadłam na krześle i wbiłam w Ninę surowe spojrzenie. Zaczęłam mówić powoli, dobitnie:

- Nie opuścisz domu bez mojej zgody.

Nina kiwnęła głową.

- We wrześniu nie pójdziesz do gimnazjum w Lublinie - dodałam tym samym tonem.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz