Rozdział 29

9.2K 313 17
                                    

#29

Pod kinem jestem troszeczkę po czasie, no dobra spóźniłam się, ale to nie moja wina. Nie wiem skąd i dokąd tyle ludzi teraz podróżuje. Nie mogą spędzić niedzieli w domu? Tak więc o 17:15 byłam na miejscu. Seans mamy za 15 minut, mam nadzieję, że Jess odebrała bilety, kasę jej oddam później.

- Zabiję cię kiedyś… - odparła Jess, oparta o barierkę.

- Mnie? Ale wtedy będziesz samotna, chcesz być całe życie nieszczęśliwa? – zapytałam, udając powagę.

- Bardzo śmieszne… Boki zrywać.

- No boczki można by było zwalić. – rzekłam i popatrzyłam się na swoją talię.

- Ty... ahh chodź. – wręczyła mi jeden z biletów. Dogadałyśmy się, że ona kupiła bilety, to ja przekąski i tak zaopatrzone udałyśmy się na film, a raczej bajkę. Kto by pomyślał, że mam 17 lat…

Godzina wystarczyła, bym się unudziła na śmierć, jakby nie Jess i jedzenie to bym zdechła na tym fotelu. Film był taki nudny, że lewie powstrzymywałam zamykające się powieki. Jess gdzieś w środku bajki usnęła, na szczęście nie chrapała, nie przyniosła mi wstydu... Mało tego, siedziałyśmy otoczone samymi dziećmi do 10 lat.

Wyszłyśmy zmęczone zamiast zrelaksowane. Może najadłyśmy się popcornem i innymi pysznymi przekąskami, ale tych dobroci nigdy za wiele. Udałyśmy się do Maca. Ja typowo 2forU powiększone i lody. Pychota. Jess zdecydowała się na wrapa, limonkową colę i małe lody. Tak wygląda moja postanowiona dieta, jem co chcę, kiedy chcę. Sprzedawca dziwnie nam się przyglądał, Jess jak zawsze, że to na mnie tak się patrzy, lecz ja upieram się przy swoim, on pilnował jedzenia czy idzie w dobre rączki. Nasze bardzo dobrze się do tego nadają, więc nie musi się martwić, nic się nie zmarnuje. Dostał od nas przezwisko ,,pan rachuneczek,,. Ostatnio jak tu byłyśmy miałam dwie ręce zajęte. W jednej pełno drobnych, a w drugiej portfel, odeszłam od kasy, a on wyje, że rachuneczku nie wzięłam, kiedy go brałam to prawie wszystkie monety mi upadły na ziemię… Tak więc odebrane od pana rachuneczka jedzenie, powędrowało z nami do stolika. 

- Amber, o co z tym wszystkim chodzi? – zadała pytanie.

- Ale z czym? – udawałam głupia.

- Nie udawaj głupszej niż jesteś. – mówiła poważnie, więc stwierdziłam, że opowiem jej wszystko od początku do końca.

- No dobra. – powiedziałam gryząc kanapkę.

- Ja go nie lubiłam Jess, jednak z czasem sama nie wiedziałam co mi jest. Denerwował mnie, jednocześnie poprawiał humor, dalej tak robi. Wmawiałam sobie, że to czysta nienawiść. Z nienawiści do miłości. Kiedyś na imprezie, cholernie zabolał mnie fakt, że on jest zakochany, to znaczy już wcześniej chciałam mu wyjawić, że go kocham. – zakrztusiła się napojem.

- Co!? 

- Pijana byłam, co chcesz. Urodziny miałam to mogłam. Teraz siedź cicho. – jak ja ją kocham...  - Oczywiście mama mnie uratowała, chyba, nie pamiętam tego, znam historię jedynie z opowiadań… Potem u ciebie, kiedy odpowiedział na pytanie poczułam się dziwnie, no wiesz przy Edzie nigdy tego nie czułam. Lecz wtedy także się upiłam...

- Alkoholik. – rzuciła

- Chyba z ciebie. – odparłam jej, aż wstyd bo wybuchłyśmy śmiechem.

- Ostatnio, bawiliśmy się w basenie i potem uświadomiłam sobie, że ja coś do niego czuję.

- To dlaczego ,,jesteś,, z Bradem? Przecież oni się nie znoszą? – zapytała wciągnięta.

- Miałam odmówić, ale kiedy zobaczyłam go całującego się z jakąś brunetka, to podjęłam taką, a nie inną decyzję.

- A to cham. – roześmiałyśmy się. – Amber ty coś czujesz do Nicka, pomagasz przyjacielowi, ale wiesz, że kłamstwo wyjdzie na jaw prędzej czy później?

- Niestety. – odpowiedziałam i popiłam łyk coli.

Jadłyśmy i śmiałyśmy się jak opętane. Jutro niestety szkoła, a tak mi się nie chcę... Współczuję chłopakom, przecież zdają w tym roku matury, ale raczej nie przejmują się tym, każdy z nich wie co ma robić w przyszłości. Matt z Kevinem przejmą firmy po ojcach, a Nick, no właśnie on... nie mam pojęcia co chciałby zrobić. Mówił coś o marzeniu, wytwórni, ale nie dokończył.

Napchałyśmy brzuchy i wyszłyśmy na parking. Jess jechała autobusem, dlatego teraz ją odwiozę. Dobrze, że przynajmniej był. Ta mądrala zapomniała zatankować swój wóz i musiała skorzystać z komunikacji miejskiej. Siedzimy już w aucie i jak zawsze śpiewamy lecące w radiu hity. Ja śpiewam ładnie, mówiłam już, że jestem skromna? Ona za to wyje jak wilk do księżyca, jednak i tak ją kocham, każdy ma jakieś wady, moją jest spóźnialstwo, a jej yy wycie.

- Amber, wiesz gdzie my tak w ogóle jedziemy? Co ja mam spakować? – zapytała.

- Szczerze, sama nawet o tym nie myślałam, czasem myślisz szybciej ode mnie.

- Dzięki. – uśmiechnęła się leniwie. A ja puściłam jej oczko.

- Zapytam się Matta, bo faktycznie trzeba się spakować. Może dziś zacznę, bo na ostatnią chwilę wszystkiego zapomnę. – zaczęłam myśleć na głos.

- Oczywiście, bo tobie potrzebne 2 dni na spakowanie walizki, imponujące… - odezwała się.

Nic się nie odzywałam, bo potem faktycznie mogłybyśmy się na siebie obrazić, żarty żartami, ale wiecie z dziewczynami nigdy nie wiadomo. Kocham Jess jak siostrę i nie obrażamy się o byle głupstwa, jednak trzeba zachować dystans używanych słów. Podjechałam pod jej pałac, tak pałac, bo domem tego nazwać nie można. Nawet ja się gubię w tym domu, co przychodzę tu od dziecka, a co dopiero inni. Pożegnałyśmy się, a po paru minutach byłam już pod swoim domem.

- Cześć wszystkim. – krzyknęłam, by zorientować się czy ktoś w ogóle tu jest. Odezwało się moje echo, więc widocznie jestem sama. Poszłam do siebie i rzuciłam się na łóżko. Poczułam ten intensywny zapach na mojej poduszce i przypomniała mi się ta noc. Nie będę jej prać. – pomyślałam. 
Poleżałam jeszcze chwilę i wzięłam telefon do ręki. Zadzwonię do Lucasa. Dwa sygnały nie odbiera, trzy, cztery, pięć, dalej to samo. Rozłączyłam się, może oddzwoni. Stwierdziłam, że spakuję moją torbę do szkoły. Poszłam do swojej garderoby, ale kiedy zobaczyłam stos tych toreb nie mogłam się zdecydować. Wybór padł na granatowy worek, bardzo pojemny swoją drogą. Spakowałam podręczniki, które wzięłam do domu, mały piórnik i kosmetyczkę. Nie używam jej, jednak zawsze jest na wszelki wypadek, wiecie o co chodzi. Nudzi mi się, do Brada nie będę dzwonić, bo nie mamy chyba o czym rozmawiać. O wycieczce nic nie wiem, wielki sekret, więc nie wypowiem się na ten temat. Tak na marginesie, mam ochotę przygotować sobie walizkę z rzeczami, a jak na złość nie mogę.

Nie mam co robić, stwierdzam, że nałożę sobie maseczkę i zrobię wieczorny relaksik. Ze stosu maseczkę - prezentów urodzinowych, wybrałam maseczkę nawilżającą z mango. Schodzi sama, bo jest żelowa, dlatego tym bardziej ją chcę. Związuję włosy i zakładam opaskę, by nie przeszkadzały na twarzy. Mam odczekać dziesięć minut. I co ja będę robić… Pomaluję sobie paznokcie, wybrałam pudrowy róż u rąk i pudrowy odcień niebieskiego na stopy. Akurat pomalowałam paznokcie u stóp, kiedy miałam zdjąć maseczkę. Nie myślcie sobie, że pomalowałam u rąk i zniszczę je maseczką, taka głupia to jeszcze nie jestem. Jeszcze. 

Już umyta i zrelaksowana kładę się spać. Tata wrócił ze szpitala, twierdzi że nie jest źle. Głupio się czuję nie siedząc cały czas przy siostrze, ale pani Kate powiedziała, że mała będzie coś podejrzewać oraz ja zniszczę się psychicznie, jeśli będę żyć tylko chorobą Mii. Matt pewnie baluje gdzieś z chłopakami, a ja grzeczna dziewczynka odpływam, zatapiam się we śnie.

Kingsiaz ❤️
-> Rozdział poprawiony przez pretty_girl_519
Dziękuję!

It's Complicated  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz