Nagle głuchą ciszę przerwał przerażający i odległy wrzask. Nie był on wyraźny, ale Mint go usłyszał i stanął jak wryty. Spojrzał z nadzieją, że się przesłyszał, w dół. Connor patrzył na niego podekscytowany i wydawał się nie zwracać uwagi na hałas, którego prawdopodobnie nie słyszał. Za to Marton patrzył w stronę szkoły. Mint nie widział jego wyrazu twarzy, ale jego głos, jakby telepatycznie odbijał się echem w głowie chłopaka.

"Summer"

To było tylko potwierdzenie dla Minta.

Bez zawahania skoczył i zaczął spadać nogami w dół. Nie fatygował się Schodzę niem po drebinie, po trwało   by to za długo, a w tym momencie, nie zastanawiał się nad swoim bezpieczeństwem. Poczuł skurcz, tak jak zawsze, gdy próbował polecieć, ale tym razem całkiem go zignorował. Nie obchodziło go już Rozkładanie Skrzydeł. Miał je w głębokim poważaniu. Liczyło się tylko uratowanie dziewczyny.

Kiedy jego nogi dotknęły ziemi, poczuł rozdzierający go od środka ból, który rozlał się po całym jego ciele. Mimo to, chłopak zacisnął zęby i zaczął biec. Nigdy wcześniej nie poruszał się z taką szybkością, że wszytko dookoła było tylko rozmazaną plamą i jedynym ostrym obrazem był punkt, na którym się skupiał. Wydawało mu się czasem, że był tak szybki, że nie dotykał stopami podłoża. Słyszał za sobą krzyki Connora, ale nie potrafił zrozumieć treści jego słów. Jego celem było dotrzeć do Summer.

Otworzył z hukiem drzwi i wbiegł na korytarz. W sekunde pokonał odległość dzielącą go od głównej sali. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdowała, ale doskonale pamiętał skąd wydobywały się krzyki dziewczyny.

Kiedy dotarł do celu, z nieznanego mu powodu... nie wszedł od razu do środka. W drzwiach były małe okienka, przez które zaczął obserwować co się działo w środku. Z trudem powstrzymywał się od wparownia do środka, ale starał się stać w miejscu. Czuł się trochę inaczej, ale zorientował się, że to pewnie przez ten stan, w którym się znajdował.

Za drzwiami znajdował się ogromny pokój, przypominający trochę wielkością sale gimnastyczną. W kącie stało dwóch nauczycieli ze strachem na twarzach, z grupką uczniów. Mimo, że Mint widział ich raz w życiu, doskonale pamiętał ich twarze. To osoby z jego klasy, w której był pierwszego dnia. Poznał dziewczyny, które rozmawiały w innym języku, przyjaciół Nathaniela... I samego Nathaniela, który także tam się znajdował, ale albo się faktycznie nie bał, albo dobrze to ukrywał. Cała reszta była przerażona i pilnowana przez pięciu mężczyzn. Na środku sali... stała Summer, trzymana przez dwóch facetów, a kilka metrow przed nią stał chłopak w ich wieku z wrednym uśmiechem na twarzy.

-Dawno cie nie widziałem, złotko - wysyczał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.

Summer była poobijana, a na jej twarzy malował się ból. W oczach miała strach, ale starała się go nie okazywać.

-Nie będziesz się do mnie odzywać? - spytał chłopak i wyszczerzył zęby - Cóż... myślałem, że przed twoją śmiercią, uda nam się stworzyć miłą atmosferę, ale jak widzę nie chcesz współpracować. A może nawet poszlibyśmy do jakiegoś pokoju? - powiedział jednoznacznie.

-Czego chcesz? - wycharczała.

-Czyli jednak! Nie było to dość uprzejme, ale nie jestem wymagający i zadowolę się i tym. Specjalnie przyjechałem tu, by osobiście być światkiem twojej śmierci.

Chłopak był dość wysoki, ale niższy od Minta. Miał ciemne brązowe włosy i nieskazitelnie kremową skórę. Wyglądał trochę zbyt idealnie jak na normalnego śmiertelnika, ale na pewno nie był to Antres. Jego budowa nie była tak szczupła, a oczy nie świeciły złotem. Zęby, białe i czyste, ale nie ostre.

-Chcesz mnie zabić? - spytała bez żadnych emocji.

Chłopak wybuchnął śmiechem, który rozniósł się po całym pomieszczeniu. Podszedł bliżej do Summer, tak że dzielił ich metr od siebie. Otarł łzy rozbawienia i spojrzał na nią.

-Po co? Twój kochaś zrobi to za mnie, uśmiercając was oboje. Poszedł skakać z drzewa bez umiejętności latania? - cmoknął z dezaprobatą - To nie było mądre posunięcie.

Podszedł do niej jeszcze bliżej, a ich twarze prawie się stykały. Dziewczyna wciąż miała beznamiętnym wyraz twarzy. Chłopak sięgnął po jej dłoń i ukazał znak Złączenia i dotknął go językiem, nie spuszczająć wzroku z Summer. Ona korzystając z okazji wyrwała rękę i uderzyła go w twarz. Chłopak bez wzdrygnięcia ścisnął jej nadgarstek i ze złością popatrzył jej w oczy.

-Suka - warknął.

Tego Mint nie zniósł. Energia, którą do tej pory powstrzymywał, zawładnęła jego ciałem. Bez problemu wyważył drzwi i z furią na twarzy spojrzał na zdezorientowanego chłopaka trzymającego za rękę Summer. Mintowi wydawało się, że jest dziwnie wyższy od wszystkich innych obecnych w sali, ale nie zastanawiał się nad tym. Czuł na plecach wiatr, który jakby dodawał mu siły.

-Zabiję cie - wyszeptał i rzucił się na niego.

Chłopak próbował walczyć, ale mimo, że był uzbrojony, nie dał rady Mintowi w tym stanie. Chłopak rozszarpał mu gardło i nie przestawał dopuki jego ofiara przestała się ruszać, a jej ciało stało się bezwładnie.

Mint przełknął ślinę zmieszaną z krwią, która spływała mu po twarzy, gardle i rękach. Spojrzał z dzikim wyrazem twarzy za siebie, gdzie stała Summer. W oczach miała łzy szczęścia, a mężczyźni, którzy ją trzymali i pilnowali reszty uczniów, zaczęli uciekać. Mint jednak nie pobiegł za nimi. Podszedł do dziewczyny, nie odrywając wzroku od drzwi, przez które wybiegli faceci. Dopiero, gdy wszyscy zniknęli mu z oczu, on skierował pełne przerażenia spojrzenie na Summer.

-Nic ci nie jest? - spytał - Skrzywdzili cie? Zapamiętała ich twarze? Zabije ich wszystkich... Znajdę i zabiję. Powinienem być tu od początku. To moja wina. Na pewno wszystko do...

Dziewczyna rzuciła się na niego i schowała twarz w jego koszuli.
Mint przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Czuł, że jego koszula robi się mokra od jej łez, ale nic nie mówił. Był trochę zdziwiony, bo pierwszy raz widział jak Summer płacze i ukazuje tak otwarcie emocje.

-Bałam się - wyszeptała.

-Ja też - odpowiedział i by dodać jej otuchy, ścisnął ja mocniej.

W tym momencie do sali wbiegli Marton i Connor. Na początku patrzyli wielkimi oczami na ciało, leżące na ziemi, ale potem dostrzegli Summer i Minta. Dziewczyna spojrzała na nich i wciąż przylepiona do chłopaka, zaczęła wyjaśniać, co się stało. Kiedy skończyła, Connor pokiwał głową ze zrozumieniem, a Marton wpatrywał się z oszołomieniem w zwłoki od momentu, gdy usłyszał, że to Mint zabił tego chłopaka.

-To byli Medium - powiedziała dziewczyna, kompletnie nie poruszona faktem, że wciąż zaciska place na koszuli Minta, który wyszedł już ze swojego transu obrońcy i był cały czerwony ze wstydu.

Connor westchnął.

-To kiedyś musiało się stać - powiedział - Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wszło - spojrzał na Minta z uśmiechem.

Chłopak nie wiedział, o co chodzi, ale był pewnien, że to coś, dotyczyło jego, bo nawet Summer się od niego odsunęła, by widzieć go całego.

-Co? - spytał najgłupszym tonem jakim mógł.

-Ty na serio jesteś idiotą - powiedział Nathaniel, który podszedł do nich poirytowany. Reszta uczniów i nauczycieli, siedziała w kącie i albo  patrzyła na Minta, albo zwijała się ze strachu.

Summer podeszła do Minta i wystawiła przed siebie ręce. W jej dłoniach stanęły płomienie, a w nich odbicie lustrzane chłopaka. Z początku nie wiedział co się stało, ale po chwili zorientował się, że nie ma patrzeć NA siebie, ale ZA siebie. A dokładniej na parę ogromnych skrzydeł, które wyrastały z jego karku.

Przez kilka minut stał z otwartą buzią i wpatrywał się w odbicie. Potem spojrzał na Connora, który uśmiechnął się do niego z dumą.

-Udało ci się, Mint - powiedział, na co Mint, prawie upadł na ziemię.

W Paszczy SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz