ROZDZIAŁ 59. CAŁA PRAWDA

30 4 0
                                    


Minął mniej więcej miesiąc odkąd Pinna zamieszkała ponownie na Aurum. Cieszyłam się widząc ją razem z Altim i Ketu jak spacerują i bawią nad rzeką. Gdy chłopaka nie było, skrzydlata przesiadywała z Maru, która odkrywszy, że Pinna wróciła nie posiadała się z radości. Ja czując coś na kształt spokoju, przechadzałam się między domkami zastanawiając się jakby tu namówić Wapiego by pomógł mi odczarować Zemiego. Jeśli chodzi o Yaku to starałam się odsunął od siebie przerażające myśli, że nie dane mi będzie nigdy go do siebie przywrócić. Skoro Wapi mówił, że Yaku nie chce wspomnień to, co ja mogłam zrobić? Na razie chwytałam się nadziei na odczarowanie Zemiego.
Wiesz, jak już idziesz do Wapiego to możesz mu oddać tę piszczałkę, pamiętasz? — powiedział Vivid, na co od razu zawróciłam i weszłam na schody katedry.
— Faktycznie zapomniałam o niej. — powiedziałam wchodząc do środka i widząc smoka jak leży pod moim hamakiem. Przez jego obecność w pomieszczeniu było kilka stopni cieplej niż na zewnątrz. — Gdzieś to schowałam u ciebie w torbie.
Podeszłam do Vivida i zaczęłam grzebać w skórzanych torbach. Każda kieszeń była jednak pusta. Nie pamiętając gdzie dokładnie wkładałam drewnianą piszczałkę wyjęłam oko płazodrzewa, by zajrzeć pod spód.
— Livid! — krzyknął nagle smok, a mnie poderwało.
— Czego mnie straszysz?! — syknęłam łypiąc na niego groźnie, ale gdy dostrzegłam widok jego pyska podążyłam za jego wzrokiem i przyjrzałam się oku.
To nie było oko. To, co trzymałam w dłoniach było jedynie szklaną kulą przypominającą bańkę mydlaną. Zimny pot zalał mi plecy, a kula ześlizgnęła się kilka centymetrów, gdy spociły mi się dłonie. Złapałam ją pewniej myśląc gorączkowo.
— To Wapi... — rzekł Vivid, na co ja zerwałam się i wybiegłam z katedry. Smok krzyczał coś w mojej głowie, bym nie była pochopna, ale mną w tym momencie kierowała furia. Pieprzony dupek zabrał mi oko płazodrzewa i jeszcze bezczelnie zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Przecięłam miasteczko i wybiegłam na łąkę prowadzącą do jego domku na skraju lasu.
— Wapi!! — ryknęłam waląc pięścią w drzwi. — OTWIERAJ W TEJ CHWILI!
Nic się nie wydarzyło więc będąc cała wściekła kopniakiem wywarzyłam drzwi. Ignorując fakt, że drzwi znajdowały się teraz na podłodze wpadłam do środka.
— Wapi!!
Zero odzewu. Wbiegłam na górę i dostrzegłam łóżko. Leżał tam Wapi z Ofelią w objęciach i oboje smacznie spali.
— TY DUPKU! — wrzasnęłam ściągając z nich pościel. Wapi drgnął i wraz z Ofelią poderwali się.
— O dzień dobry, Livid — mruknął ziewając. Ofelia nie przejmując się faktem, że jest naga patrzyła się na mnie pytająco.
— To twoja dziewczyna? Już drugi raz ma do ciebie problem.
Wapi wstał i wyminął mnie również nie mając problemu, że był goły. Wciągnął spodnie i spojrzał na mnie znudzonym głosem.
— Gdzie jest oko płazodrzewa? — warknęłam pokazując mu szklaną kulę. Chłopak zmieszał się i uciekł wzrokiem co dało mi do zrozumienia, że to on mi je podwędził.
— Nie wiem. — powiedział.
— O czym wy gadacie?! — zdenerwowała się Ofelia. Zignorowaliśmy ją.
— Pozwalam ci mieszkać w mojej krainie, masz dach nad głową, jesz co chcesz, żyjesz jak książę, a i tak mnie okradasz? Po raz ostatni pytam się ciebie, gdzie jest oko płazodrzewa!
— Nie mam pojęcia.
Tracąc resztki cierpliwości cisnęłam szklaną kulą pod nogi Wapiego, a ta roztrzaskała się na milion drobnych kawałków. Ofelia krzyknęła. Wapi widząc mój stan przygryzł wargę nie wiedząc co zrobić. Ostatecznie postanowił uciec. Złapał pierwszą lepszą koszule, wciągnął przez głowę i zbiegł ze schodów.
— Wracaj w tej chwili! — puściłam się za nim w pogoń i dopadłam na zewnątrz. Obróciłam ku sobie i wyszarpnęłam sztylet. — gadaj!
Wapi pokręcił głową. Już chciałam przyłożyć mu nóż do gardła, gdy usłyszeliśmy tętent kopyt i przed nami sfrunęła czarna skrzydlata łania. Rogat widząc, że jego przywódca jest w parszywym położeniu zeskoczył z grzbietu swej Emocji i podszedł do nas.
— Co tu się dzieje?
— Ten dupek, nie chce powiedzieć prawdy. — syknęłam sztyletując go nie tylko nożem, ale i oczami.
— O Yaku? — zdziwił się Rogat. Spojrzałam na niego.
— Jak to o Yaku? — pisnęłam teraz totalnie nic nie rozumiejąc.
— No właśnie nie o Yaku. — wycedził przez zęby Wapi wściekle. Rogat chyba zrozumiał, że powiedział coś, czego nie powinien, bo wycofał się.
— Wybacz stary, to ja już sobie pójdę.
Rogat odszedł, a my dalej staliśmy jak wcześniej. Ręka nawet mi nie drgnęła, a koniuszek ostrza łaskotał Wapiego w krtań. Wapi przetoczył wzrok na mnie i westchnął zrezygnowany.
— Nie wypuścisz mnie teraz puki nie powiem ci wszystkiego, mam racje?
— Ależ ty bystry. — prychnęłam.
Wapi skinął na mnie i wszedł z powrotem do domu. Ofelia już ubrana od razu zapytała, o co chodzi.
— Idź do gospody na śniadanie. Załatwię sprawę z Livid i przyjdę. — powiedział. Ofelia rzuciła nam niechętne spojrzenie i wyszła. Wapi znowu westchnął i usiadł na krześle.
— Gadaj. — warknęłam drżąc ze zdenerwowania.
— Za nim zacznę chcę byś mi obiecała, że nie zrobisz nic głupiego, gdy dowiesz się prawdy.
Zmarszczyłam brwi.
— Ja obiecałem ci coś, teraz proszę o to samo w zamian. — rzekł. Po raz pierwszy był poważny, co wcale nie dodało mi pewności.
— Obiecuje.
— Dobrze. Dodam jeszcze, że twoja przysięga, którą złożyłem tam w górach nadal działa. Oznacza to, że nie zrobiłem nic, by tobie zaszkodzić, a jedynie by ciebie chronić.
— Mów wreszcie. Co z Yaku?
— Okłamałem cię, przyznaje. — rzekł wyginając palce. — Powiedziałem, że nie zaglądam w przyszłość. Faktycznie przez wiele lat miałem takie postanowienie. Jedynak, gdy poprosiłaś mnie bym zdobył wspomnienia Yaku, jego istota zabrała mnie w przyszłość. — Wapi zająknął się, a mnie zrobiło się nie dobrze. Co on takiego tam zobaczył?
Wapi odchrząknął i ciągnął dalej.
— Wszystko, co robiłem, chciałem, byś jak najmniej cierpiała, ale też pragnąłem, byś z każdą chwilą coraz bardziej zapominała Yaku.
— Chyba śnisz...
— Wiem, Livid, ja rozumiem, że to wydaje ci się nie możliwe, ale uwierz mi, gdyby mógł zmienić bieg wydarzeń zrobiłbym to natychmiast.
— Co ty bredzisz?
— Widziałem jego śmierć.
Parsknęłam śmiechem.
— Przestań wygadywać głupoty.
Wapi wstał i podszedł biorąc mnie za ramiona.
— Pamiętasz, że na temat śmierci nie żartuje. Jego istota zdradziła mi, że cokolwiek bym zrobił jego los jest przesądzony. Dlatego nie mogłem oddać mu wspomnień, gdybym to zrobił jego śmierć przyszłaby szybciej. Nie oddając mu wspomnień oddalam od niego moment śmierci.
— Jak zginie? — spytałam gapiąc się tępo w podłogę.
— Tego nie wiem. Wiem tylko, że zostało mu maksymalnie pół roku. Śmierć ma być gwałtowna, więcej nie wiem.
Cofnęłam się patrząc mu w oczy. Szukałam najmniejszej, najdrobniejszej oznaki żartu, czy czegokolwiek w tym stylu. Wapi miał aż łzy w oczach co przekonało mnie, że nie kłamał. Pokręciłam głową.
— Nie wierzę ci. — szepnęłam, choć tym razem to jak kłamałam.
— Livid, błagam nie rób nic głupiego. Robiłem wszystko byś odzyskała przyjaciół, byś nie cierpiała tak bardzo. Przepraszam, że nie oddałem ci tego, którego tak kochasz.
Spojrzałam na niego i zadrżałam niekontrolowanie.
— Mylisz się. Yaku będzie żyć.
— Livid, błagam, widziałem przyszłość. Każda moja wizyta poza ciałem była też próbą znalezienia jakiegokolwiek wątku, w którym Yaku żyje, ale niestety.
— Udowodnię ci, że się mylisz! — krzyknęłam i wybiegłam z jego domu.
Wpadłam do katedry i ślizgając na posadzce podleciałam do Vivida. Smok widząc mój stan sam już machał nerwowo skrzydłami. Bez słowa dotknął nosem mojej prawej piesi i zniknął. Byłam skrajnie przerażona, nie myślałam logicznie. Wiedziałam jedno, że jeśli w ciągu następnych kilku minut nie zobaczę Yaku to ja będę martwa, a nie on. Spłonęłam z Aurum i od razu pojawiłam się w samym środku ich wytwórni. Miałam gdzieś, że to nie grzeczne, nie obchodziło mnie czy ktoś mnie zobaczy. Biegłam oświetlonym korytarzem wprost do jego studia i bez zastanowienia zadzwoniłam do drzwi. Nie wierzyłam w ani jedno słowo Wapiego. Nie chciałam w nie wierzyć, ale powaga jego oczu przyprawiały mnie o dreszcz. Czułam, że przez emocje płoną mi dłonie i faktycznie tak było, bo gdy zaczęłam jednocześnie dzwonić i pukać w przeszklone drzwi studia Yaku, wierzch moich rąk lizały złote płomyczki.
Drzwi otworzyły się nagle, a mnie to tak wystraszyło, że odskoczyłam dwa korki. Nawet nie sądziłam, że może być w studio. Było późno, równie dobrze mogłam tu się stać pół nocy i nic nie osiągnąć, ale teraz stałam naprzeciwko niego i drżałam powstrzymując szloch.
— Livid? — Yaku widząc mnie całą w emocjach od razu zapytał co się stało. Dla mnie widok tej ukochanej twarzy sprawiło, że zwaliły się na mnie wszystkie wspomnienia, wszystko, co razem przeszliśmy, jakbym miała tych wspomnień za dużo. Czułam się tak jakbym to ja uwięziła w sobie jego wersje naszych wspomnień i momentów przez to teraz widząc go jednocześnie znając jego los nie potrafiłam nic powiedzieć. Zakryłam twarz w dłoniach i załkałam kręcąc głową.
— Hej, co się stało? — słyszałam, że był przerażony. Dotknął mnie w ramie, po czym delikatnie nakłonił, bym wsparła na jego ramieniu. Nie kontrolując swojego ciała objęłam go za szyję i zawyłam:
— Ja już nie wiem co mam robić!
Yaku zapewne odpowiedziałby coś mądrego, coś, co nawet w takiej chwili podniosłoby mnie na duchu, ale niestety nie zdążył, bo coś za jego plecami huknęło, rozległ się dodatkowy trzask i pogrążyliśmy się w ciemności. Przez chwilę serce wraz z żołądkiem miałam w gardle, bo myślałam, że ktoś właśnie zabił Yaku na moich oczach, ale na szczęście wysiadły tylko korki.
— Prąd wysiadł. — mruknął puszczając mnie. Nie widziałam go dobrze, po chwili jednak zapalił latarkę w telefonie i rozejrzał się.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now