ROZDZIAŁ 3. MARZENIE SPEŁNIONE, ALE NIE TO CO TRZEBA.

49 8 1
                                    


Przed wkroczeniem na Aurum stresowałam się okropnie. Było to, co prawda absurdalne, bo przecież to moja kraina, ale od kiedy przebywała tam Alex, ja wolałam być w innym miejscu, najlepiej na innej półkuli.
Wylądowaliśmy przed katedrą tydzień później, o zmierzchu. Ja wypoczęta po locie zeskoczyłam na ziemię. Starałam się spać jak najwięcej, by nie myśleć o przykrych rzeczach. Teraz po przebudzeniu rzeczywistość dopadła mnie z całą mocą i na drżących nogach ruszyłam do domku Maru.
Aurum zmieniło się i to bardzo. Teraz było miastem, a nie wsią. Ludzi nie było za wiele, co skutkowało tym, że żyli w zgodzie. Domy nie były już drewniane a murowane, oczywiście te najbliżej katedry. Im bliżej morza tym domki były mniejsze, bardziej przestronne. Powstał też Uniwersytet, gdzie powoli tworzyły się konkretne dziedziny nauk. Stacjonował tam też Hanonim, który na moją prośbę przeniósł się tutaj, by nauczać o zwierzętach, jakie żyją na Motus, ale również, by mnie uczyć, jakimi prawami kieruje się cała planeta. Jego wiedza była ogromna, zwłaszcza o zwierzętach, a ja mając zainteresowania bardziej lekarskie, zwoziłam mu najróżniejsze zwierzęta, martwe lub żywe, by potem je kroić lub badać ich zachowanie. Tak powstał pierwszy kierunek Medycyna Zwierząt Magicznych, wykładana przeze mnie i Hanonima. Były też kierunki jak rzemieślnik, czy kowal, ale mniej rozchwytywane. Prawo Tworzenia i Specjalistyka Darów Osób Ucieleśnionych cieszyło się zdecydowanie największym powodzeniem.
Mój wzrok prześlizgnął się po wysokim kwadratowym budynku, ozdobionym łacińskimi napisami i gargulcami. Jak zawsze poczułam dumę, że sama coś takiego stworzyłam.
— Właśnie! Sama stworzyłaś osobny świat — mruknął Vivid idąc obok mnie i odczytując moje myśli — a boisz się zagadać do dziewczyny?
— Słuchaj, lepiej się zamknij, bo to brzmi dziwnie.
— To ty temu nadajesz takie znaczenie — powiedział Vivid z lekkim chichotem w głosie, odbił się i zniknął gdzieś za budynkiem uniwersytetu.
Westchnęłam i wspięłam się po trzech stopniach do małego, dwupiętrowego domku, gdzie mieszkała Maru. Nie przyjaźniłyśmy się blisko, po prostu traktowała mnie jako właściciela miejsca, w którym mieszka. Była uprzejma, ale wiedziałam, że nie darzy mnie ciepłym uczuciem. Co innego Alex.
Zapukałam do drzwi ściskając w garści diamencik.

Wrzuć do wody, poczekaj aż się rozpuści i daj do wypicia.

Zabrzmiały mi w głowie słowa legendy już po raz chyba dziesiąty.
Drewniane drzwi otworzyły się, więc wróciłam na ziemię.
— A to ty. — Alex zmierzyła mnie surowym spojrzeniem, a mi serce zawirowało. Wyglądała jak kopia Maru. Wyższa co prawda i z blond włosami, ale kompletnie ten wygląd nie pasował. Miała dwa warkocze zaplecione tuż przy głowie, znacznie cieńsze niż warkocze Maru, ubrana była w obcisłe, czarne jeansy z dziurami na kolanach. Na butelkowozieloną koszulkę założyła skórzaną kurtkę z licznymi rzemieniami, a oczy miała pomalowane grubą czarną kreską, co jeszcze bardziej uwydatniało jej duże zielone oczy. W ogóle nie przypominała mojej starej Alex. Tamta była delikatna i dobra, a ta ostra i wyniosła.
— Przyszłam do Maru — powiedziałam, patrząc się na nią z dołu. Nie lubiłam jej za to, że za każdym razem jak się spotykałyśmy zmuszała mnie do tego bym się jej podlizywała. Nie potrafiłam tego wyłączyć. Wiązało się to zapewne z faktem, że pamiętałam jaka była kiedyś, jako moja przyjaciółka i nie potrafiłam odnosić się do niej tak, jak ona odnosiła się do mnie.
— No przecież, że nie do mnie — prychnęła i łaskawie wpuściła mnie do środka.
Wnętrze domu było przestronne. Wyglądało jak po remoncie. Białe ściany wraz z surowym drewnianym stołem z czterema krzesłami, kuchnia w tym samym miejscu, ale teraz z piecem kamiennym oraz kranem, tworzyły wiejski, nieco średniowieczny klimat. Na górę prowadziły ładnie wyrzeźbione schody. Widać było, że Maru dbała o ten dom, co dodawało mi otuchy.
— Livid? Po co przyszłaś? — spytała Maru, gdy usiadłam przy stole. Niska młoda dziewczyna o czarnych jak smoła warkoczach stała przy kuchni i mieszała coś w garnku. Po zapachu od razu odgadłam, że to ramen.
— Od kiedy gotujesz koreańskie dania? — spytałam od niechcenia, bardziej skupiając się na dzbanku z wodą, który stał na stole. Teraz zlokalizować kubki.
— Od kiedy Alex zabrała ją na ramen — odpowiedziała za Maru blondynka, również siadając przy stole z jedną nogą nonszalancko opartą o drugą. Aż poczułam dreszcz na plecach. Dało mi to też motywację, by wstać i z blatu wziąć dwa kubki. Wróciłam do stołu i nalałam sobie wody.
— Chcesz? — zwróciłam się do Alex, czując jak podlizywanie wycieka ze mnie, ale nic nie mogłam poradzić. Alex wzruszyła ramionami. I tak jej nalałam, po kryjomu wrzucając mały diamencik do środka. Woda lekko zamusowała jakby była gazowana, po czym się uspokoiła. Podsunęłam kubek Alex, ale dziewczyna go zignorowała. Poczułam przypływ paniki.
— Po co przyszłaś Livid? — Maru odwróciła się ku mnie a ja napotkałam jej niebieskie spojrzenie, które zawsze w pewnym sensie onieśmielało.
— W sumie to po nic, dopiero wróciłam z Silvanu, odkryłam tam interesujący las i... — ale Maru, ani nawet Alex mnie nie słuchały. Maru właśnie zanurzyła łyżkę do swojej zupy i siorbnęła trochę by spróbować. Do jej oczu momentalnie naleciały łzy w kolorze indygo. Pomachała przed twarzą wywalając język i chłodząc się machnięciami. Alex ryknęła śmiechem.
— Mówiłam, że będzie ostre! — krzyczała waląc się dłonią po udzie. Maru nie słuchała tylko podleciała do stołu i porwała pierwszy z brzegu kubek.
— Maru, nie! — krzyknęłam zrywając się tak gwałtownie, że aż przewróciłam krzesło, ale było już za późno. Dziewczyna zdążyła wychłeptać cały kubek wody i teraz zabierała się za mój. Stałam gapiąc się na nią oniemiała, a Alex gapiła się na mnie zdegustowana.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz