ROZDZIAŁ 20. „Kocham cię".

31 7 1
                                    


Zajęło mi dobre dziesięć sekund, by pozbierać mój mózg do względnego funkcjonowania. Serce przez te dziesięć sekund przestało bić, a teraz nadrabiało śmierć kliniczną waląc mi się po klatce piersiowej jak oszalałe.
— Livid? — Yaku nachylił się chcąc zwrócić na mnie swoją uwagę. Odchrząknęłam przypominając sobie, że jednak żyję i drgnęłam wypuszczając go do środka.
— Naprawdę przepraszam za najście o tej porze, ale zepsuł mi się samochód, a telefon zostawiłem w studio. — zaczął się tłumaczyć, a ja gapiłam się na niego jakby właśnie wysiadł ze statku kosmicznego.
— Co? A tak, telefon. — zerwałam się i poleciałam do kanapy gdzie ładował się mój stary iPhone.
— Dzięki. — uśmiechnął się zdecydowanie za ładnie i od razu zabrał się do wykręcania numeru — zadzwonię po kogoś i już mnie nie ma.
— W porządku. — mruknęłam odzyskując panowanie nad głosem i czekałam wraz z nim aż ktoś odbierze. Ale nikt nie odebrał. Yaku wykonał chyba z dziesięć telefonów, ale na każdy odpowiadała mu cisza.
— Co jest? — mruknął pod nosem wyraźnie zdenerwowany. Znów wykręcił numer i czekał przytupując. Ja miałam czas by mu się przyjrzeć.
Miał brązowe włosy przykryte czapką. Na brodzie zaczepił sobie maseczkę. Pod grubą bomberką miał czarną bluzę z kapturem, a na nogach wygodnie czarne dresy. Nie musiałam się pytać gdzie był. Byłam pewna, że odwiedził swoje wesołe miasteczko, które było kilka kroków stąd. Gdy odkryłam, gdzie był zaczęłam się zastanawiać, czy Cara wie o jego darze, a jeśli tak, to czy też ją zabrał do swojego świata?
— Nikt nie odbiera. — powiedział skonsternowany. — przepraszam za kłopot, nie powinienem był przychodzić.

Nie pozwól mu zamówić taksówki, głupia. Zaraz ci ucieknie. Warknął Vivid. Drgnęłam przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się.
— Nie przejmuj się, i tak miałam się nudzić sama. Wejdź zrobię ci herbaty.
— Na pewno? Pewnie jesteś zmęczona.
— Daj spokój. — machnęłam ręką i przeszłam do kuchni gdzie od razu włączyłam wodę na herbatę. Serce nadal nie przestało panikować.
— Co się stało z samochodem? — spytałam, by jakoś go zagadać.
— Byłem niedaleko i akumulator mi padł. — odparł siadając przy stole. — Naprawdę powinienem iść, zamówię sobie taksówkę.

Łap go, Livid!
— Właśnie zaparzyłam herbatę. — mruknęłam z uśmiechem stawiając filiżankę na stoliku. Yaku uśmiechnął się lekko i podziękował.
— Przynajmniej nie będzie to kolejny samotny wieczór. — powiedziałam i od razu ugryzłam się w język.

Serio? Tylko na to cię stać?

Spanikowałam, no!

Wyłącz strach bądź z nim taka jak zawsze byłaś. Rozmawiaj z nim.
Opadłam na krzesło naprzeciwko Yaku. Vivid miał rację, muszę włączyć strach. Nasz związek właśnie polegał na rozmowach, to w nich była ta intymność, ale cholera, na jaki temat mam z nim gadać. O pogodzie?

Co intymnego jest w pogodzie? Livid skup się!
— A właściwie co porabiasz w tych dniach? Dalej konie?
— Eee... — zaczęłam machając jakoś niekontrolowanie ręką. — tak.
— Dalej pracujesz w klinice? Coś pamiętam, że miałaś tu staż czy jakoś tak.
— Szkolenie, z dziewczyną, która uczyła się w Cambridge.
Czyli wszystko jasne. Jego pamięć kończyła się na naszym drugim spotkaniu. To by tłumaczyło skąd wie gdzie mieszkam. Wtedy też zaczęłam poważnie myśleć, czy nie pracować z Kevinem w stajni.
— Fajnie, że się realizujesz. — mruknął upijając łyk herbaty. Ja musiałam się czymś zająć, bo powoli ogarniała mnie panika.
— Jesteś może głodny? Właśnie zabierałam się za smażenie ryby. — powiedziałam wstając.
— O pierwszej w nocy?
— Tak jakoś wyszło. — wzruszyłam ramionami i stęknęłam zagryzając wargi czując jak blizny ciągnął mnie na całej szerokości ciała.
— W porządku?
— Tak, jestem trochę poobijana. — odparłam machnąwszy ręką. Zamrugałam pozbywając się łez i wróciłam do mojej ryby. Całe szczęście, że to Yaku zagadywał mnie, bo ja totalnie nie wiedziałam, o czym mam gadać. Zabrałam się do skrobania ryby i jej patroszenia, a chłopak przyglądał mi się uważnie.
— Widać, że się na tym znasz. — zauważył, gdy pewnym mocnym ruchem odcięłam rybie głowę. — lubisz łowić ryby?
— Czy ja wiem? Kiedyś jako dziecko łowiłam, teraz to nie mam raczej gdzie. Po prostu lubię ryby.
— A co to za ryba?
Zbladłam. Chryste co ja mam mu powiedzieć? Był to gatunek z Motus, w smaku i wyglądzie nie przypominała żadnej innej Ziemskiej ryby. Mięso miała brązowe, a w smaku była słonawa i trochę jakby mleczna, ale w inny bardziej zaskakujący sposób niż ryba maślana.
Fuscus sordibus.
— Pierwsze słyszę.
— Wybacz. — zaśmiałam się — to łacińska nazwa, a zwyczajowa wyleciała mi z głowy.
Odetchnęłam wewnętrznie, przybijając sobie mentalną piątkę, że udało mi się jakoś wyjść z opresji.
— To jak? Masz ochotę?
— Bardziej z ciekawości niż z głodu. A potem będę leciał, nie chcę ci się zwalać tak na głowę.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now