ROZDZIAŁ 53. SKAŻENIE

31 5 0
                                    


Mimo że Wapi na razie miał wolne od wyciągania wspomnień z Kroniki Osobliwości to i tak czułam, że zbliżamy się coraz bardziej do celu. Chłopaki powoli wracali do starego układu, będąc razem, a nie osobno. Oczywiście były wyjątki takie jak Zemi i Yaku, ale zmiana w zachowaniu Teniego zdawała się wszystkim wyjść na dobre. Najbardziej raniącą kwestią było zachowanie Alex. Widziałam jak chłopak się stara, a Alex uważa go za palanta. Nawet myślałam, czy nie poprosić Wapiego by oddał Alex kilka wspomnień o Teni, by znów mogli się cieszyć sobą, ale gdy tylko widziałam Wapiego przypominało mi się jak wiele poświęca dla moich zachcianek i nie mogłam go prosić o coś ekstra. Teraz zdecydowanie musiał odpocząć. Chciałam mu też podziękować za to, co dla mnie zrobił, ale jakoś nie potrafiłam znaleźć słów. Często przesiadywał na moim Klifie Tworzenia sam tylko czasem w towarzystwie Ves. Zajęta dbaniem o gości nie zaprzątałam sobie głowy czemu chłopak unika tłumu. Nie zmieniało to faktu, że czekałam na moment, w którym będę mogła spędzić z nim trochę czasu. Mocno się do niego przywiązałam, a Vivid nie zgłaszał sprzeciwu co dało mi do zrozumienia, że też Wapiego lubi.
— Nie przeszkadzam? — zagadnęłam go zjawiając się za jego plecami ostatniego wieczoru. Jutro rano chłopaki mieli opuścić Aurum.
— Ty? Przeszkadzać? — Wapi prychnął zerkając na mnie przez ramie. Parsknęłam nerwowo siadając obok niego. Oboje zwiesiliśmy nogi poza krawędź urwiska i patrzyliśmy na wioskę w dolinie.
— Często cię widzę na tym Klifie, myślałam, że rozmyślasz, więc nie chciałam przeszkadzać.
— Za dużo gadasz, czasami. — rzekł Wapi podając mi fajkę. Wzięłam ją bez zawahania. Tyle raz już paliłam z nim, że nie wydało mi się to w tym momencie dziwne.
— Chciałabym ci podziękować za to, co dla mnie robisz. — powiedziałam po zaciągnięciu się fajką. Suszone grzyby od razu zdjęły ze mnie cały stres i napięcie.
— Wiem, że już to robiłam, ale czuję, że muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
— Livid, naprawdę za dużo gadasz. A raczej gadasz bez sensu.
— No bo...
— Wiem, że jesteś mi wdzięczna, powiedziałaś mi to trzydzieści siedem razy, zrozumiałem za pierwszym.
— Tak, ale...
— Sam widok twojej radości po odzyskaniu przyjaciół jest dla mnie najlepszą nagrodę.
Uśmiechnął się do mnie i trącił ramieniem.
— Dobrze, to powiedz mi więcej o Kronikach Osobliwości. Jakie to jest uczucie, gdy rozmawiasz z taką istotą spotkaną tam?
Wapi westchnął. Zaciągnął się fajką i długo milczał.
— Myślę, że najłatwiej będzie mi porównać to do książki. Wyobraź sobie dostajesz książkę i w momencie przeczytania tytułu do głowy wchodzi ci automatycznie cała treść książki. Wszystko dzieje się bardzo szybko, ale nie odczuwasz tego jako coś dziwnego. Rozmowa w myślach tak właśnie wygląda.
— Niesamowite. Faktycznie czasem jak rozmawiam z Vividem to trwa to sekundy, a my już wiemy wszystko, co każde chciało przekazać.
— Właśnie, tam po drugiej stronie czas nie ma znaczenia.
— Naprawdę nie kusi cię, by zerknąć w przyszłość? Nie wiem, czy bym wytrzymała. A ty jeszcze tak często tak bywasz.
— Jestem wytrwały w swoich postanowieniach.
— A można się tego nauczyć?
— Wystarczy ćwiczyć silną wolę.
— Nie chodzi mi o postanowienia. — Cmoknęłam zirytowana, na co Wapi zachichotał.
— Mówię o opuszczaniu ciała. Mam znajomego, który uczy się o Kronikach Osobliwości i jak je odwiedzać, ale nigdy mi nie zdradził jak tego dokonać.
— Oczywiście można się nauczyć. Problem polega na tym, że nie ja nie wiem jak. To moja umiejętność, którą dostałem od Ves. Urodziłem się z tym. To trochę tak jakbym kazał ci nagle siłą umysłu sprawić by twoje oczy zmieniły kolor na brązowy.
— No niby racja, ale można to zrobić kupując barwiące soczewki.
— Pewnie z Kronikami Osobliwości też się da, ale nie wiem jak. Przykro mi.
— W porządku, chciałam ci pomóc, widzę, jakie to dla ciebie jest wyzwanie, a gdybym potrafiła to też ja, to poszłoby szybciej.
— Rozumiem. — Wapi zaciągnął się fajką i położył na wznak oglądając ciemniejące niebo nad głową. Zrobiłam to samo i również kładąc się obok. Milczeliśmy chwilę obserwując coraz wyraźniejsze gwiazdy. Przypomniał mi się ojciec.
— Pomimo tylu lat życia na Aurum i zaakceptowaniu wszystkich niesamowitych zdarzeń, nadal czasem łapie się na tym, jakie to dziwne mieć ojca, który jest dosłownie gwiazdą.
— Yhm. Miałem okazję go spotkać. Znaczy, gdy chciałem się dowiedzieć kim jesteś. Miły gość.
Wybuchnęłam śmiechem opierając policzek o jego ramie. Nie potrafiłam tego nazwać, ale rozbawił mnie fakt, że nie zrobiło na Wapim żadnego wrażenia, że za ojca mam płonącą kulę gazowego światła. Powiedział tylko, że mój ojciec był miły.
— Rozbawiłem cię? — Sam się zaśmiał.
— Tak. — Chichotałam jeszcze chwilę, a potem powiedziałam poważnie. — trochę mi go brakuje. Nie miałam okazji pobyć z nim, nacieszyć się.
— Masz przecież mamę. Nigdy nie prosiłaś mnie bym pomógł przywrócić jej wspomnienia.
— Racja, myślę, że po prostu się boję. Boje się, że przypomni sobie tylko fragmenty, albo... — urwałam — sama nie wiem.
— Jak chłopaki wrócą do siebie pomogę ci odzyskać mamę. Powinnaś mieć kogoś, kto kocha cię bezgranicznie.
Spojrzałam na niego. Nie dostrzegłam fałszu ani podstępu. Ona naprawdę starał mi się pomóc. Ale czemu, dlaczego robił dla mnie tyle dobrych uczynków nic nie chcąc w zamian? Nie potrafiłam tego pojąć. Chciałam coś powiedzieć, ale za nami rozległ się ryk pijanego bawoła. Obejrzałam się i zakrztusiłam śmiechem. To Vivid zwalił się na grzbiet i z błogim wyrazem pyska kopał tylną łapą w powietrzu.
— Chyba twoja fajka zaczęła działać. — parsknęłam kładąc się znów obok niego. — Co ona właściwie robi? — spytałam obserwując kopcący się koszyczek.
— Zaraz się przekonasz. — mruknął i sekundę później znalazł się nade mną. Zmarszczyłam brwi, ale nie miałam szans wypowiedzieć zdziwienia, bo Wapi nachylił się i pocałował mnie.
Oddałam pocałunek momentalnie. Nawet stałam się zadziorna, przez co pocałunek stał się nieprzyzwoity. Wapi oplótł moją twarz dłońmi i dosłownie przyssał się do mnie. Nie widziałam w tym nic złego, brałam co mi dawał, a nawet lepiej, ja mu oddawałam wszystko, co chciał. Tak dawno tego nie zaznałam, że teraz gdy trwałam w jego uścisku było mi cudownie i błogo. Wapi zostawił moje usta i przeszedł na szyję ssąc i całując, a robił przy tym tyle hałasu, że zagłuszył mój cichy jęk. Przyciągałam go za włosy, kark, ramiona. Odchyliłam głowę by miał lepszy dostęp i satysfakcja rozlała się po całym moim ciele, gdy zaczął całować mój dekolt.
— Mówiłem ci już, że masz ładne ciało? — szepnął między pocałunkami. Zerknął na mnie oczekując odpowiedzi.
— Z raz czy dwa ci się zdarzyło. — rzekłam chichocząc. Wapi też się uśmiechnął. Wystawił język i znów pocałował mnie w usta.
Naprawdę nie wiem jakby to się skończyło, a raczej wiem, i to właśnie było przerażające. Było mi dobrze, chciałam więcej, ale w mojej głowie rozbrzmiał szept, tak cichy, że w ferworze doznań prawie go olałam. Był tak delikatny, że tylko musnął mój umysł nie zostawiając w nim swojej obecności.
Yaku
Tylko tyle. Cztery litery, szelest cichszy niż oddech, ale poczułam się jak znany efekt. Efekt motyla. Delikatny trzepot słowa „Yaku" sprawił, że użyłam całej swojej siły i odepchnęłam Wapiego. Oboje usiedliśmy będąc nad samą krawędzią, a ja tryskałam gromami z oczu.
— TY PALANCIEEeee....!!!
Nie dokończyłam zdania, bo ręka mi się omsknęła i ostatnią rzecz, jaką zobaczyłam przed upadkiem z Klifu Tworzenia był widok Wapiego wywracającego oczami.

Powietrze szarpało mną na wszystkie strony. Nie mogłam oddychać, ale byłam tak wściekła, że w pierwszej chwili nie zauważyłam w jak perfidnym położeniu byłam. Przyzwyczajona do swobodnego opadania spokojnie czekałam, aż Vivid mnie złapie, totalnie zapomniawszy o drobnym, choć istotnym szczególe. Vivid został na Klifie Tworzenia naćpany w trupa.
Jednak szarpnięcie przyszło, znacznie ostrzejsze. Wyrwało ze mnie ostatnie tchnienie, a gdy dostrzegłam czarną skórę i znacznie mniejszą posturę przyszła wściekłość.
— Puszczaj mnie w tej chwili! — darłam się szamocząc w uścisku Ves. Emocja zdawała się ignorować mój amok. Na grzbiecie Ves zapewne siedział Wapi, ale nie dodawał żadnych komentarzy. Dwie minuty później wylądowałam dość gwałtownie przed katedrą. Gruchnęłam plecami o marmur i rozkaszlałam się chcąc od razu wstać. Byłam tak wściekła, że nie zdziwiło mnie czemu wszyscy zebrali się przed schodami do mojej katedry.
— Gdzieś ty była?! — ryknęła Alex dopadając mnie, ale w tym momencie byłam w trybie mordu. Wstałam i ruszyłam na Wapiego gotowa go zabić.
— Jak mogłeś?! Ty pieprzony zboczeńcu! Palancie! Ty...! — Wszystkie te wyzwiska były poprzedzane uderzeniami, ale niestety nie panowałam nad swoim ciałem i żaden cios nie osiągnął celu. Stałam wraz z Wapim, Ves i Alex w okręgu obserwowana przez resztę. Wapi zdawał się niewzruszony moim stanem zachowywał się jakby nic się nie stało.
— Livid, co on ci zrobił!?
— Chciał mnie zgwałcić! — wrzasnęłam na całe gardło. Alex słysząc zakazane słowo spurpurowiała na twarzy i momentalnie stanęła przede mną zasłaniając mnie swoim ciałem.
— Następny gwałciciel!! Co jest z wami nie tak?
— Bez przesady. To był tylko pocałunek.
— Wcale, że nie! Przyssałeś się do mnie jak glonojad!
— Sama oddałaś pocałunek. — Wapi wycelował we mnie palec chcąc zrzucić na mnie winę.
— Bo żeś mnie naćpał!! — ryknęłam i puściły mi hamulce. Rzuciłam się na Wapiego, a Alex poszła w moje ślady. Niestety Koto i Teni rzucili się na nas i teraz szarpałyśmy się w ich uściskach.
— Jak mogłeś?! Przecież wiesz, że nie mogę być z tobą.
— A kto tu mówi o byciu? To tylko pocałunek. Ładna jesteś to chciałem zobaczyć jak to jest z tobą.
— Przestań! — W oczach miałam łzy. Czułam się skażona, zniszczona przez jeden głupi wybryk, a teraz wiedział też o tym Yaku. Wściekłość odebrała mi racjonalne myślenie, ale ten ułamek mojej świadomości cały czas krzyczał mi w głowie. „Yaku na ciebie patrzy!"
— Odłóżcie tę kłótnie na później, co? — zaczął Koto odwracając mnie ku sobie. — Livid, z twojej katedry dochodzą dziwne dźwięki.
Nie dotarło do mnie co powiedział. Spojrzałam mu w oczy i rozkleiłam się. Pacnęłam pięścią w jego pierś i wyszeptałam:
— Yaku wie, że całowałam się z Wapim...
— Livid! — Koto potrząsnął mnie starając przywrócić do funkcjonowania. Niestety albo byłam w rozpaczy, albo narkotyk Wapiego nadal działała, bo nikt nie był w stanie się ze mną dogadać.
W następnym momencie rozległ się dźwięk przypominający pomieszanie syreny przeciwmgielnej z rykiem tyranozaura. Potem bardzo pokraczna złota strzała wyrżnęła w dach katedry, przetoczyła się na grzbiet i machając skrzydłami zsunęła się z drugiej strony. Głośne łupnięcie upewniło wszystkich, że Vivid nie przypomniał sobie jak używa się skrzydeł przed osiągnięciem ziemi. Kilka osób za mną parsknęło śmiechem.
— Livid posłuchaj mnie. — Koto odwrócił wzrok od katedry i spojrzał na mnie. — Od godziny w katedrze słychać dziwne dźwięki.
— Brzmi to trochę jak twoje lęki. — dodała Maru szeptem.
— Myślę, że powinnaś to sprawdzić, a potem z przyjemnością pomogę ci go zabić. — rzekła Alex pojawiając się między Maru a Koto.
Rozumiałam co do mnie powiedzieli, ale w tym momencie moje ciało było w stanie tylko stać. Vivid się do mnie nie odzywał, ale czułam jak gramoli się na nogi cały obolały. Gapiłam się na wszystkich, wszyscy gapili się na mnie, a każdy był w stanie dziwnego zawieszenia.
Z katedry dobiegł zwielokrotniony warkot, jakby wydobywał się z wielu głośników ustawionych w różnych miejscach katedry. Ci stojąc najbliżej cofnęli się za tych z tyłu. Każdy gapił się na katedrę. Zamrugałam, w ustach miałam sucho, oddałabym wszystko za łyk zimnej wody. Vivid ostatecznie wyszedł zza katedry i zataczając się z trudem zszedł ze schodów. Mlaskał językiem, machał skrzydłami i widać było, że nie panuje nad swoim ciałem, dokładnie tak jak ja. Podszedł do mnie i trącił mnie nosem w policzek jęcząc gardłowo. Zrobił to tak mocno, że gdyby nie Koto stojący za mną runęłabym jak długa i już pewnie nie wstała.
W następnej chwili wszystko się skomplikowało. Okazało się, że w katedrze faktycznie coś było. Nie były to moje lęki, ale gdy zobaczyłam wylewające się tumany zakrwawionych zwierząt wiedziałam, że żarty się skończyły.
— Wszyscy uciekać! — krzyknął Koto, a wokół mnie zakotłowało się. Ja stałam dalej jak wmurowana i gapiłam się na setki zwierząt ścigających mieszkańców mojej krainy.
— Livid rusz się wreszcie! — Ktoś mną szarpnął, ale nadal stałam w miejscu. Vivid też się nie ruszył. Patrzyłam na hordy demonicznych zwierząt biegnących wprost na mnie. Kątem oka dostrzegłam Wapiego. Podleciał do nas i szybkim ruchem wylał wiadro wody na łeb Vivida. Szarpnęło mną i wraz z chłopakiem zwaliłam się na ziemie. Vivid dostał furii. Miotał się spanikowany, rzygał ogniem tak samo, jak wtedy pod morzem, ale ze znacznie lepszym efektem. W mojej głowie się rozjaśniło, poczułam się jakby ktoś zdjął ze mnie zakurzony woal. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam.
— Musimy uciekać. — powiedział Wapi również się podnosząc.
— Wykluczone! Musimy ich wszystkich ocalić — rzekłam głosem nieznoszący sprzeciwu i wskoczyłam na nadal szamoczącego się Vivida. Jego furia miała cudowny skutek. Pierwsza fala demonicznych zwierząt padła u naszych stup i rozpadła na popiół.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now