ROZDZIAŁ 49. POD MORZEM

21 3 3
                                    


— Wstawaj! Już świta! — powiedziałam donośnie trącając Wapiego stopą. Chłopak drgnął i otworzył oczy. Dostrzegł mnie stojącą nad nim i z uśmiechem wyciągnął się, Ves ziewnęła wstając i również wyciągnęła rozkładając skrzydła.
— Śniadanie? — zagadnął Wapi siadając i grzebiąc w tlącym się ognisku.
— Ja już jadłam. Możemy już lecieć?
— Ale ja głodny jestem.
— Zjesz w locie.
Wapi westchnął i wstał nie chcąc się dalej sprzeczać. Pomogłam mu posprzątać pozostałości naszego obozowiska i po zalaniu ogniska wzbiliśmy się w powietrze kontynuując naszą podróż.
— Jedyne co musisz wiedzieć — zaczął Wapi, gdy zrównałam się z nim w powietrzu. Mówił też niewyraźnie, bo nieustannie żuł wczorajsze mięso sarny. — że pod żadnym pozorem nie możesz się odzywać, gdy dolecimy na miejsce.
— Słucham?
— Lud, który zamieszkuje te tereny bardzo łatwo obrazić, więc pozwól, że tylko ja będę mówił, zwłaszcza że nie znasz ich języka.
— To nie mówią po łacinie?
— Nie.
— Gdzieś ty nas zabrał Wapi?
— Nie ważne, najważniejsze byśmy dostali robaki, tak?
Milczałam nie bardzo wiedząc co dopowiedzieć. W gardle pojawiła się gula zaniepokojenia i strachu. A co jeśli Wapi wywiózł mnie poza Aurum, by skrzywić, a pomoc z jego strony była tylko pretekstem?
Boję się Vivid, szepnęłam w myśli, a smok zawarczał gardłowo.
Jestem tuż obok ciebie. Nic ci nie grozi, póki ja tu jestem.
Pogładziłam go po łuskach jednocześnie sama chcąc podnieść się na duchu i leciałam za Wapim w milczeniu.
Tak jak powiedział tuż przed zachodem słońca Ves zniżyła lot i po kilku minutach wylądowaliśmy wśród skał. Lekki wiatr zmierzwił mi włosy przyprawiając o dreszcz. Było tu znacznie chłodniej niż na Aurum. Vivid uniósł łeb i zaczął węszyć.
— Czuję morze.
— Zgadza się mój złoty przyjacielu, jesteśmy nad morzem. — Wapi uśmiechnął się jednocześnie sprawdzając wszystkie sztylety. Vivid fuknął oburzony i zmierzył chłopaka zimnym wzrokiem.
— Co teraz?
— Chodź ze mną, a i schowaj Vivida. — uprzedził zatrzymując się w pół kroku. Zmarszczyłam brwi.
— Po co?
Poczułam jak lęk łapie mnie za serce. Jakby sprawdzało się to o czym myślałam w powietrzu. Czy naprawdę Wapi chce pozbawić mnie możliwości obrony?
Nie martw się Livid. W pół sekundy mogę się ucieleśnić, będzie dobrze, uspokoił mnie Vivid podchodząc i trącając nosem moją prawą pierś. Wsiąknął we mnie i takim sposobem wraz z Wapim zostałam sama.
— Chodźmy. — chłopak uśmiechnął się i zachęcając mnie skinieniem, ruszył między skały. Ruszyłam za nim w milczeniu.
Wapi krążył między skałami, które przypominały labirynt o ostrych i kanciastych krawędziach i trochę przerażało mnie, że go tu zgubię. Wapi nie oszczędzał mnie, szedł żwawym krokiem do przodu nawet nie sprawdzając, czy za nim nadążam. Robiło się coraz ciemniej, mewy latały nam nad głowami wrzeszcząc przeraźliwie, a słona bryza wkradała mi się bezlitośnie pod bluzkę.
W końcu po nie wiem jak długim kluczeniu między skałami, Wapi zatrzymał się przed jedną z nich, niczym niewyróżniającą się od innych skałą, i poczekał aż do niego dołączę.
— Dobrze jesteśmy na miejscu. Ufasz mi? — spytał spoglądając na mnie poważnie. Zawahałam się, ale skinęłam głową starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo się boję.
— No to w drogę. — rzekł i ku mojemu zdziwieniu ukląkł i zaczął się wpychać do małej jaskini, którą dopiero teraz zobaczyłam. Stękał i jęczał wpychając się na siłę, a ja gapiłam się oniemiała widząc jak ledwo się mieści. W końcu jego buty zniknęły w ciemnej czeluści, a sekundę później usłyszałam jego głos.
— Dawaj Livid, w środku jest więcej miejsca.
— Czemu tu?
— Ponoć mi ufasz. — rzekł, a w dziurze pojawiła się zapraszająca dłoń Wapiego. Uklękłam i wsadziłam głowę do środka. Momentalnie poczułam jakby ktoś od tyłu wepchnął mnie do środka. Ciąg powietrza był tak silny, że aż zamknęłam oczy i się rozkaszlałam.
— Już prawie jesteś, no wciągaj brzuch, Livid! — krzyczał Wapi ciągnąc mnie za ramiona. Napięliśmy się oboje i w następnej chwili leżałam na nim całym ciałem. Wapi otworzył oczy i przyjrzał mi się.
— Mogłabyś zrzucić parę kilo. — mruknął uszczypliwie. Cmoknęłam oburzona i pacnęłam go z całej siły w czoło. — AŁA!
— I bardzo dobrze. — fuknęłam wstając z niego. — Ponoć mam takie ładne ciało, a narzekasz, że mnie za dużo?
— Nie znasz się ty na żartach. — rzekł wstając.
— Na twoich nie. — ucięłam krótko i dodałam, by nie wracał do tego tematu: — Gdzie my jesteśmy?
— Terram Sub Mari. — powiedział i widząc moją minę wyjaśnił od razu. — Idziemy do krainy, która znajduje się dosłownie pod morzem, żyje tam lud, od którego dostałem robaki.
Dotarło do mnie tylko jedno z tego wszystkiego, co Wapi powiedział. Właściwie Vivid wyparł wszystko inne prócz jednego faktu.
JAK TO BĘDZIEMY POD MORZEM?   wrzasnął w mojej głowie, a ja odczułam to tak jakby mózg odbił mi się od czaszki i opadł na miejsce trzęsąc się jak galareta. Użyłam całej swojej silnej woli, by nie dać po sobie poznać jak bardzo Vivid wywołał we mnie atak paniki i mruknęłam tylko zwykłe „Aha" i skinęłam na Wapiego by w takim razie prowadził. Gdy ruszył przodem prowadząc nas tunelem ostro w dół ja utkwiłam oczy w tył jego głowy i starałam się wyperswadować Vividowi, że będziemy pod morzem, a nie w samym jego środku. Chyba dla Vivida było to bez różnicy, bo miotał się w mojej głowie cały zdenerwowany.
Zachowujesz się jak tchórzliwy kurczak. Weź się w garść!  —  syczałam, jednocześnie idąc za Wapim i starając się pokonać pęd powietrza, który wiał w plecy.
Mam to gdzieś, nade mną będzie całe morze. Miliony ton wody, absolutnie się nie zgadzam!
Jak to jest, że ja nie boje się wody, a ty na samą jej myśl dostajesz zawału?
Bo! Woda! Gasi! Ogień!

Zgasił mnie tym stwierdzeniem i nic już mu nie odpowiedziałam. Sama za to zaczęłam denerwować się jeszcze bardziej, skoro Vivid się bał, że utraci swój ogień, to ja też powinnam się tego obawiać. Miał rację, pod morzem czy w morzu ogień był średnią bronią.
Wędrówka nie trwała długo, ale była trudna, ponieważ cały czas posuwaliśmy się prawie pionowo w dół. Wiele razy Wapi musiał mi pomagać ześlizgnąć się z ostrych skał, a wiatr popychający nas, nie pomagając.
— Czemu w ogóle jest tu taki wiatr? — spytałam starając się go przekrzyczeć.
— Element cyrkulacji powietrza. Po drugiej stronie zatoki jest jaskinia, która wypycha całe powietrze i tamą będziemy wychodzić. Już nie daleko. — rzekł chwytając mnie za biodra i pomagając zejść kilka metrów niżej.
Piętnaście minut później stanęliśmy oboje pewnie na udeptanej ziemi i Wapi odwrócił się do mnie.
— Dobra, za tym zakrętem jest wejście do ich krainy. Po prostu idź za mną nie odzywaj się i rób wszystko, co ci powiem, dobra?
— Yhm... — jęknęłam odruchowo będąc przerażona, a ton głosu Wapiego nie poprawiał mi nastroju.
— Świetnie! No to w drogę.
Poszłam za nim i po chwili wyszliśmy na otwarty teren, a oczom ukazała się wysoka na kilkanaście metrów ściana skalna. Było w niej jedno wejście strzeżone przez dwóch strażników. Gdy tylko ich zobaczyłam zamrugałam. Tylko posturą przypominali ludzi. Mieli grafitową skórę, oczy skośne, a zamiast włosów mieli dziwną strukturę przypinającą płetwę złotej rybki. Uniosłam brwi, ale trójzęby, jakie trzymali w dłoniach wyperswadowały mi momentalnie jakiekolwiek komentarze na ich temat.
— Tylko się nie śmiej Livid. — wycedził Wapi przez zęby podchodząc do bramy. Ukłonił się nisko strażnikom a ja zrobiłam to samo. W następnej chwili musiałam ugryźć się mocno w język, by faktycznie nie parsknąć śmiechem, bo Wapi wydał z siebie serię dziwnych dźwięków, a wszystkie zaczynały się na literę E. Zamrugałam milcząc i czekając co wyniknie z tego przedstawienia.
Rybiopodobne istoty wyprostowały się uderzając harpunami o posadzkę. Odparli w podobnym tonie co Wapi i zrobili nam przejście. Wkroczyliśmy do tunelu, w którym było znacznie cieplej i wilgotniej, a zapach morza nasilił się.
— Pamiętaj, nie odzywaj się, nawet nie wydawaj z siebie dźwięku. — syknął Wapi, gdy szliśmy sami w ciemnościach. Przed nami majaczyła tylko mała plamka niebieskawego światła.
Nie odpowiedziałam Wapiemu, wszak miałam nic nie mówić, ale też nie chciałam. Całe moje ciało było w stanie gotowości i skrajnego poddenerwowania.
Obietnice złożoną Wapiemu szlag trafił, gdy wyszliśmy z tunelu po drugiej stronie. Mój mózg skręcił się w harmonijkę w momencie, gdy rzeczywistość zaatakowała świadomość z prędkością szarżującego dzika. Wrzask, jaki wydostał się z mojego gardła całe szczęście został powstrzymany przez Wapiego, który w ostatniej chwili zatkał mu buzie dłonią.
— Błagam Livid... ściągniesz na nas wyrok. — warknął puszczając mnie. Zamknęłam oczy by Vivid nie oglądał tego, co tak wywołało w nim atak paniki.
Byliśmy dosłownie pod morzem. Nie kilometr pod dnem morza, ale na dnie morza, a woda, a właściwie jej całe hektolitry unosiły się leniwie bez żadnej bariery jakieś trzy metry nad naszymi głowami. W tym momencie nie miało absolutnie żadnego znaczenia nasze obycie wśród anomalii spowodowanych wyobraźnią, Vivid panicznie bał się wody, a obecność dosłownie pod morzem przyczyniały się do stanu katatonii w mojej głowie.
— Oddychaj Livid, przecież nie boisz się wody. — szepnął Wapi biorąc mnie za rękę. Szliśmy po w miarę równym terenie, a dookoła nas zbierał się pokaźny tłum. Każda postać przypominała te stojące przy wejściu do tej magicznej krainy. Mieli szarawy kolor skóry poprzeszywany refleksami padającymi z góry przez kotłującą się nad naszymi głowami wodą. Było to naprawdę trudne do zaakceptowania. Dosłownie sufit był zrobiony z ruchomej i podtrzymywanej chyba tylko silną wolą wody. Gdyby wejść kilka metrów wyżej można by było zanurzyć się morzu i od razu umrzeć zgniecionym przez ciśnienie.
— Jak to jest w ogóle możliwe? — szepnęłam ogarniając całą scenerię z rozdziawioną buzią.
— Później, oni nie lubią łaciny. — odparł prowadząc mnie do podwyższenia, na którym siedział najgrubszy człowiek, jakiego widziałam. Dosłownie wylewał się ze swojego jak zdążyłam zauważyć tronu i non stop coś przeżuwał.
— EEE E EE EEEE! — wrzasnął unosząc ręce, a mnie poderwało. Wybałuszyłam oczy. Nie bardzo rozumiałam czy było to powitanie, czy groźba, ale gdy Wapi uśmiechnął się i skłonił również wydając z siebie ciąg jęków na literę E uznałam, że było to powitanie.
— EeeEEeeE Eee EEeEe? — odezwał się król, a wydźwięk wskazywał na to, że zadał pytanie. W następnej chwili Wapi trącił mnie łokciem. Spojrzałam na niego pytająco, skinął w kierunku króla więc zrozumiałam, że mam się przedstawić.
— Eeee... — zaczęłam, a w moim przypadku było to zwykłe zająknięcie.
Najwyraźniej nie dla nich. W ułamku sekundy tuzin postaci otoczyło nas grożąc harpunami.
— Nie ładnie tak przeklinać. — szepnął Wapi. Rozdziawiłam usta. Marzyłam, by był to sen, albo ukryta kamera, niestety nie na Motus...
Wapi odchrząknął, skłonił się i zaczął swój monolog, z którego zrozumiałam tylko jedną literę. E.
Trwało to dłuższą chwilę, w której miałam okazję się rozejrzeć. Vivid nadal szalenie panikował, ale zmusiłam się, by go ignorować. Facet na tronie — z pewnością władca — zajmował całą mą uwagę, ale nie ze względu, że był taki wielki, chodź do małych nie należał, ale dotarło do mnie co cały czas przeżuwał. Robaki...
Sarna zjedzona na śniadanie podjechała mi gwałtownie do gardła, ale zdusiłam odruch wymiotny. Dłoń króla powędrowała stałą trajektorią do wielkiego worka stojącego po jego lewej stronie i zniknęła w środku. Sekundę później wysunęła się z powrotem dzierżąc garść wijących się i piszczących białych robaków. Prześlizgiwały mu się przez palce ratując życie. Ze zgrozą i obrzydzeniem gapiłam się jak król wsadza dłoń do ust i zaczyna wolno przeżuwać, a skóra robaków pęka między zębami rozbryzgując zielonkawą krew.
Odwróciłam wzrok, bojąc się, że mój żołądek nie wytrzyma. W tej samej chwili Wapi znów trącił mnie łokciem. Drgnęłam i spojrzałam na niego pytająco starając się nie wypowiedzieć zwykłego: „Hmm?"
— Wypuść Vivida. — syknął przez zęby.
— Słucham? — parsknęłam śmiechem. Byłam przekonana, że robi sobie ze mnie jaja. Jak on to sobie wyobrażał?
— Livid, błagam cię... — warknął przysuwając się. — wypuść Vivida.
— Nie. — powiedziałam dobitnie. — Wykluczone.
Wapi skłonił się królowi, który zaczynał się niecierpliwić, a objawem tego było porzucenie worka z robakami. Nachylił się ku nam, a ja tylko odliczałam sekundy, kiedy jego wielki tłusty brzuch przeważy całe ciało, a władca stoczy się nam do stóp.
— Livid, tu nawet nie chodzi o robaki, jeśli chcesz byśmy wyszli stąd żywi w tej chwili wypuść Vivida. — wycedził mi do ucha. Zadrżałam. Zdecydowanie to nie była prośba, ale co ja miałam zrobić, nawet jak bym chciała to Vivid by odmówił. Za bardzo się bał.
— Ale... on się boi wody. — szepnęłam nie patrząc na niego. Błądziłam po okolicy szukając jakiejkolwiek szansy na ucieczkę bez konieczności wypuszczania Vivida. Jęknęłam zaskoczona, gdy Wapi chwycił moją twarz w dłonie.
— Spójrz na mnie. — powiedział dobitnie. Wlepiłam w jego oczy wzrok i czekałam czując jak serce mi się szamoce w piersi. — Jesteś w stanie panować nad strachem. On jest tylko w twojej głowie.
— Vivid też... — zaczęłam, ale ścisnął moje policzki.
— Ty się nie boisz wody i ty dyktujesz warunki. Błagam Livid. — Wapi rozejrzał się. Słyszałam za sobą szczęk harpunów i ostre komendy na E. Chciałam się rozejrzeć, ale Wapi mi nie pozwolił.
— Wypuść Vivida!
— NIE!
Wapi przeklął i ściągną mnie gwałtownie w dół. Pół sekundy później w miejscu, gdzie były nasze głowy przeleciał ostry jak brzytwa harpun i utknął gdzieś w skale.
— Livid! Wypuszczaj go!
— Ale... — zaczęłam, jednak przeszkodził mi flądro—podobny stwór, który zamachnąwszy się swoim oszczepem był sekundy od pozbawienia mnie życia.
Smok pojawił się szybciej niż pół mrugnięcia. Napastnik został odrzucony z ogromnym impetem i zwalił się gdzieś na innych przeciwników. Straciłam dech i przez kilka dobrych sekund gapiłam się na Vivida jak miota się nad nami, a jego łeb co chwilę nurkuje w suficie z wody.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin