ROZDZIAŁ 30. ORBIS

34 5 0
                                    


Wróciłam do pokoju, ale nie zastałam tam Alex. Czując się potwornie zmęczona, ale zadowolona mając ponownie Vivida w sercu zwaliłam na łóżko i zasnęłam nie pamiętając kiedy.
Obudziłam się koło siódmej, od razu dostrzegając, że Alex już wróciła.
— Jesteś już? Gdzie byłaś? — spytałam przecierając twarz i siadając na łóżku.
— Do późna grałam z Carą w karty. Maru cię szuka. — ucięła szybko i dalej przeglądając telefon.
— Na Osobliwość muszę wziąć prysznic. — jęknęłam staczając się z łóżka. Każdy mięsień mnie bolał, a nogi aż mrowiły ze zmęczenia. — Dawno temu ją widziałaś?
— Pół godziny temu wparowała do naszego pokoju bez uprzedzenia, zobaczyła, że śpisz warknęła coś wściekła pod nosem, i wyszła.
Kiwnęłam głową dając znak, że otrzymałam do wiadomości i poszłam się wyszorować. Czterdzieści minut później byłam gotowa i wraz z Alex wyszłam na korytarz gdzie czekała Maru bawiąc się sztyletem oparta o ścianę. Ubrana była w swoje skórzane spodnie, wysokie buty, a na ramionach miała grubą kurtkę podszytą futrem. Na plecach miała worek z licznymi rzemieniami, a kaptur podszyty był barankiem.
— Ile można na ciebie czekać? — warknęła chowając sztylet i prostując się.
— Czuje się świetnie Maru, dzięki, że pytasz. To nic, że wczoraj zemdlałam. — zmroziłam ją spojrzeniem i ruszyłam korytarzem do windy poprawiając plecak.
— Bawcie się dobrze, cokolwiek macie zamiar robić ja idę z chłopakami. — oznajmiła Alex krocząc przed nami jak po wybiegu. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czy przypadkiem w jej zachowaniu nie zaszła zmiana, ale nie miałam dużo czasu, bo winda przyjechała i wraz z Maru weszłyśmy do środka zostawiając Alex samą, gdy pukała do pokoju Cary i Yaku.
— Jaki w ogóle masz plan na znalezienie Gari? — spytałam wychodząc na słoneczny poranek. Naciągnęłam mocniej czapkę na uszy i schowałam ręce do kieszeni. Było dziś naprawdę zimno.
— Mam wrażenie, że myślę za ciebie. Sądziłaś, że będziemy łazić i na chybił trafił szukać dziewczyny o rudych włosach? — fuknęła Maru idąc pewnie przede mną.
— Nie wiem, jestem bez śniadania. — odparłam czując jak mi burczy w brzuchu. — Zanim cokolwiek zaczniemy robić idziemy coś zjeść. Jadłaś kiedyś croissanty?
— Nie wiem, o czym do mnie mówisz, ale niech ci będzie. — fuknęła Maru. Sama musiała być głodna, bo nie sprzeczała się ze mną długo. Zauważyłam też w niej zmianę, była jeszcze bardziej wściekła niż zwykle, a gdy usiadłyśmy w małej kawiarence, o mały włos nie stłukła filiżanki z kakao.
— Wszystko w porządku? — spytałam obserwując ją uważnie smarując swojego croissanta dżemem.
— Nic mi nie jest. — warknęła strzepując dłoń, na którą wylała połowę swojego kakao. — słuchaj, gdy komukolwiek wygadasz, że to mam, ja oraz ty zawiśniemy na stryczku, jasne?
Zmieniła temat na taki, który momentalnie mnie otrzeźwił. Pochyliła się i ze swojego skórzanego plecaka wyjęła przedmiot, który mi skojarzył się z kulą śniegową. Była to duża szklana kula o drewnianej postawie, a zamiast renifera z Mikołajem w środku była okrągła tekturka podobna do tej występującej w kompasach, na której nadrukowuje się kierunki świata. Ta tekturka była raczej ekranem pokazującym drogi, ulice i zarysy budynków. wyglądała jak zamknięta mapa w kuli śniegowej. Były też drobinki, które imitowały śnieg.
— To jest Orbis, przenośna mapa ucieleśnionych. Zabrałam ją Capitowi. Znaczy Evelyn ukradła go dla mnie. Laska jest dobra, zrobi dla ciebie wszystko by poczuć się dobrze. — Maru parsknęła śmiechem, a ja usłyszałam w jej śmiechu lekką kpinę. Ugryzłam się w język, byle by tego nie skomentować i czekałam, aż mi wyjaśni, do czego służy ta magiczna kula śniegowa.
— Mapa pokazuje najbliższą okolicę — zaczęła i potrząsnęła kulą z całej siły. Postawiła na stole i obie pochyliłyśmy się nad nią obserwując co się stanie. Małe drobinki opadały leniwie na schematyczną mapę okolicy. Zdawałoby się, że opadają chaotycznie, ale gdy Maru wskazała na małą świecącą kropkę na środku powiedziała:
— Mapa pokazuje wszystkich ucieleśnionych w okolicy kilku kilometrów — ciągnęła dalej Maru — ta mała świecąca kropka to ja, bo ja trzymam mapę. Pozostałe punkty, to inni posiadający Emocje. Obok tej jasnej kropki jest druga. To ty. Widzisz?
— I mówisz, że pozostałe kropki to inni ucieleśnieni? — spytałam wpatrując się w sieć białych kropek? Nie było ich dużo, ale i tak sądziłam, że będzie mniej.
— Tak, dzięki temu, mamy zakrojony obszar poszukiwań.
— Ale i tak nie wiesz, gdzie mamy jej szukać. Co z tego, że widzimy ucieleśnionych, jak nawet nie wiemy gdzie iść.
— Słuchaj, mogę zabrać Orbis, skoro chcesz, szukaj sobie bez tego.
— Wyluzuj, Maru. — fuknęłam. — nie jestem twoim wrogiem.
Maru wzięła głęboki oddech. Wyglądała jakby zmuszała się do spokoju.
— Poza tym, nie dałaś mi skończyć. Od spodu masz pokrętła i możesz wybrać dowolne zwierze.
Odwróciła Orbis do góry nogami i pokazała cały zestaw pokręteł i śrubek. Nic z tego nie zrozumiałam, ale Maru zdawała się wiedzieć co robi, bo pokręciła pięcioma śrubkami, przestawiła dwa pokrętła i nakręciła jakąś sprężynę.
— Ustawiłam, by pokazywał nam tylko ucieleśnionych, którzy mają za Emocję sarny.
— Tak inaczej Paryż jest ogromny, jak chcesz znaleźć jedną dziewczynę w tak wielkim mieście?
— Pierwszym miejscem, jakie bym odwiedziła są uczelnie. — zaproponowała już w miarę spokojnym głosem.
— Wiesz, że w samym Paryżu jest około piętnastu uniwersytetów?
— Więc proponuje się zbierać. — zauważyła wstając i ponownie potrząsając kulą. Zapłaciłam za śniadanie i dogoniłam ją, akurat by zobaczyć, jak jedyna kropka opada na mapę.
— O patrz! — krzyknęłam trącając palcem szklaną kulę.
— Nie podniecaj się tak, to ja. Zawsze wyświetla ciebie, jako punkt odniesienia.
Cmoknęłam niepocieszona. Faktycznie tylko jedna kropka opadła na mapę, reszta zawisła w powietrzu jakby ktoś zatrzymał czas.
Ruszyłyśmy do najbliższego metra, ówcześnie sprawdzając gdzie mamy najbliższy uniwersytet. Był piątek godzina dziewiąta trzydzieści pięć i zapowiadał się bardzo długi dzień na łażeniu po całym mieście w poszukiwaniu dziewczyny, która nawet nas nie pamiętała.
Wiedziałam, że to będzie męczące, sama się nastawiałam, na chodzenie i dosłowne szukanie igły w stogu siana, ale gdy wyszłyśmy z piątego z rzędu uniwersytetu nie mając nic usiadłam na zimnych schodach jęcząc ze zmęczenia i bezsilności.
— Czego narzekasz? Sądziłaś, że na trzeciej uczelni miniemy się z nią w drzwiach? Wstawaj idziemy dalej. Jaki następny mamy odwiedzić?
— Uniwersytet Piotra i Marii Curie. — mruknęłam wstając ociężale.
— Gdzie on jest?
— Został włączony do Sorbony. Osobliwości tego jest za wiele. Każdy wydział jest gdzie indziej, nawet nie wiemy co ona studiuje, o ile w ogóle. Nawet nie wiemy, czy mieszka w Paryżu.
— Przestań się mazać, zakładamy, że jest grzeczną dziewczynką i siedzi teraz w klasie ucząc się.
Nic na to nie odpowiedziałam, czując wewnętrzne przerażenie. Po co ja tu przyszłam, to i tak nic nie da.
— Chodź, na następnym uniwersytecie zjemy coś i odpoczniemy. — powiedziała Maru prawie z troską. Dałam się poprowadzić na następną uczelnie gdzie oczywiście Orbis pokazywał tylko Maru, ale zjadłyśmy obiad w otoczeniu studentów. Tutaj przynajmniej nikt nie patrzył się dziwnie na Maru, która ubrana w skóry ściągała uwagę ludzi w metrze i na ulicach.
— Gdzie teraz? — spytała Maru odsuwając swój pusty talerz.
— Nie wiem, wszystko mi jedno.
— No to chodźmy tutaj. — Wskazała pierwszą lepszą nazwę w moim telefonie.
— Université Panthéon — Sorbonne? Czemu tutaj?
— Strzelam. Wydział jaki? — Przekręciła głowę, by lepiej widzieć.
— Sztuk pięknych.
— Pięknie, to chodźmy.
Wyszyłyśmy na mroźne powietrze. Słońce już zniżało się do zachodu, a my ruszyłyśmy do kolejnej uczelni.
— Jaki w ogóle mamy plan, gdy ją jednak znajdziemy? — spytałam wchodząc po schodach do ładnego starego budynku.
— Szczerze, nie mam pojęcia — zaczęła Maru lekko zdyszana. — Bardziej traktuje to jako sprawdzenie, czy faktycznie tutaj jest. No wiesz, wykorzystanie sytuacji.
— Mało to pokrzepiające.
Maru nic na to nie odpowiedziała. Weszłyśmy do przyjemnego wnętrza budynku i Maru po raz chyba trzydziesty tego dnia potrząsnęła Orbisem. Ja już nawet nie zwracałam uwagi czy faktycznie coś widać na mapie, czy nie.
Rozglądałam się właśnie po wnętrzu budynku, gdy Maru mnie zawołała:
— Livid, patrz!
Drgnęłam i zerknęłam jej przez ramię. Nadal jednak kropka widniała na środku mapy, ale na górze między cienkimi liniami, które wyznaczały trajektorię ścian budynku widniała jeszcze jedna kropka. Serce zaczęło mi bić tak szybko, że aż poczułam je w głowie.
— Jest!
— Jeszcze się tak nie podniecaj, może to być ktoś zupełnie inny. Chodź, musimy sprawdzić.
Poszłyśmy żwawym krokiem gapiąc na zbliżającą kropkę, aż nie dotarłyśmy do drzwi biblioteki.
— Jest w środku. — powiedziałam nie mogąc uspokoić szalonych myśli.
— Wejdź, ja tu zaczekam.
Dotknęłam klamki i otworzyłam najbardziej skrzypiące drzwi, jakie dano mi było kiedykolwiek otwierać. Zamknęłam je czując na sobie osądzające spojrzenia czytelników i skłoniłam przepraszająco głową.
Zagłębiłam się wśród regałów z książkami szukając wzrokiem białowłosej dziewczyny. Dopiero gdy mignęła mi rudowłosa głowa gdzieś między książkami przystanęłam z duszą na ramieniu uświadamiając sobie, że przecież wcale nie musi mieć białych włosów. Mogła w ogóle nie zostać porwana, a Emocja wcale nie została jej odebrana.
Wyjrzała zza półki z książkami i przyjrzałam dziewczynie siedzącej tyłem do mnie z włosami związanymi w luźny kok. Lampka zapalona tuż nad jej głową tworzyła wokół niej aureolę światła. Zagryzłam wargę i ruszyłam się z miejsca. Nie mogłam teraz uciec. Obeszłam jej stolik i stanęłam na wprost niej. Dziewczyna uniosła głowę lekko speszona.
— Przepraszam. — zaczęłam po angielsku — zostawiłam tutaj wczoraj książkę, nie widziałaś jej może?
Exusez—moi, je ne parle pas anglais. — szepnęła przerażona machają rękami. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. Nie musiałam pytać jej o imię. Mimo że widziałam ją przez dosłownie chwilę to gdy wychodziłam z biblioteki cała byłam w skowronkach.
— To ona! — powiedziałam uradowana szczerząc się do Maru. — Nawet nie musiałam pytać jej o imię. Wygląda identycznie, tylko ma ciemniejsze włosy.
— Widzisz? Udało się nam, teraz tylko trzeba znaleźć sposób na odzyskanie wspomnień.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now