ROZDZIAŁ 57. PEWNOŚĆ I NIEPEWNOŚĆ

41 5 1
                                    


— Proszę cię, uspokój się! — Maru podniosła głos starając się zwrócić jego uwagę na siebie. Niestety, ale Koto miał właśnie coś na kształt paniki.

— Widzisz to?! — wskazał drżącym palcem na łóżko. — Boże jedyny. Oto mi właśnie chodził. Skrzywdziłem cię... skrzywdziłem...
Złapał się za włosy i odszedł o Maru, której kończyły się argumenty. Nie wiedziała już jak z nim rozmawiać, co mu powiedzieć, by przekonać, że to nic takiego. Była przygotowana na potencjalny ból.
— Koto proszę — położyła mu rękę na łopatce. Obije byli nadzy, w pokoju paliła się tylko jedna świeca. Chłopak stał oparty o parapet ze spuszczoną głową.
— Nic mi nie jest, zobacz. Przysięgam, że nic mnie nie boli.
— Ale bolało. — szepnął zagryzając wargę — widziałem to w twoich oczach, czułem, jaka byłaś spięta, a potem...
Maru doskoczyła do swoich ubrań wygrzebała sztylet i podeszła do łóżka. Czym prędzej wycięła niewielką plamę krwi na prześcieradle. Wyprostowała się.
— Tej krwi jest tyle, co naparstek, weź się w garść, powtarzam przecież, że nic mi nie jest!
Koto odwrócił się i oparł pośladkami o parapet.
— Ale miało być tak idealnie. — jęknął znowu spuszczając głowę.
— Nigdy nie będzie. Nie ważne jak bardzo byś planował nie jesteś w tanie zaplanować wszystkiego. Mogłam być rozluźniona jak zahipnotyzowana, a i tak by mnie bolało. Jestem z Motus ty z Ziemi, nasze ciała różnią się od siebie. Nawet ja nie spodziewałam się, że będzie mnie boleć, ale nie mam pretensji do ciebie.
— Jesteś taka drobna, taka krucha...
— Słuchaj zgodzę się na każde słodkie słówko, ale nie obrażaj mnie — prychnęła — nie jestem krucha.
Koto usiadł na łóżku i zakrył twarz dłońmi.
— Przeszłaś w życiu tyle cierpienia i nieszczęść, nie chcę byś ze mną cierpiała.
— Ale ja chcę cierpieć z tobą! — krzyknęła nie wiedząc jak inaczej ma mu to wytłumaczyć — Chcę być z tobą, chcę śmiać się, kochać, przeżywać i też cierpieć. Cierpienie z tobą jest znacznie przyjemniejsze niż w samotności. Mniej bolesne.
— Ale...
— Chcesz spędzić ze mną resztę życia, chcesz bym była obok, gdy jest dobrze i gdy jest źle. Ja chcę tego samego, jak mamy stworzyć coś wspólnie, gdy boisz się mnie dotknąć. Rozmową wszystkiego nie załatwisz.
Chłopak westchnął nadal gapiąc się w podłogę. Maru pomodliła się w dziesięć sekund do Osobliwości i nie widząc innego wyjścia podeszła do niego.
— Co robisz? — sapnął podnosząc głowę. Jego oczy błądziły między jej oczami, ale warga miedzy jego zębami zdradzała, jak bardzo był podniecony.
— Zabraniam ci się odzywać. — szepnęła stając między jego nogami i gładząc po głowie. Koto już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, ale Maru ostrzegła go ciężkim wzrokiem. Chyba zrozumiał, że nie żartowała.
Zaczęła go dotykać, pewniej niż kilka minut temu. Można było powiedzieć, że wie czym to się je. Poczuła go, choć teraz należało nabrać doświadczenia i Maru właśnie zamierzała to zrobić. Przez to, że siedział w końcu była wyższa i mogła całować go bez wspinania na palce. Przykleiła się do niego całym ciałem, dłońmi oplotła policzki i całowała rozgrzewając i pobudzając go jak tylko potrafiła najlepiej. Koto przez chwilę nie wiedział co robić, czy dalej narzekać jak to bardzo Maru skrzywdził, czy jednak dać porwać się chwili.
Czując, że chłopak się waha, Maru naparła na niego swoim ciałem i gdy zrobił jej miejsce wspięła się na jego kolana. Na ślepo poszukała oparć na kolana, ale prawie się ześlizgnęła z wysokiego łóżka. Całe szczęście u Koto instynkt działał poprawnie i automatycznie złapał ją pod pośladkami. Sapnęła mu w usta, gdy ten gest wywołał w niej rozlanie uczucia gdzieś w splocie słonecznym. Żołądek się zawiązał, a uda stały miękkie. Nie trwało to długo nim ponowie go poczuła. Przestała całować, zamknęła oczy. Wolno raczyła się uczuciem wypełniania i dyskomfortu, ale już nie bólu.
— W porządku? — zapytał od razu bacznie ją obserwując. Uśmiechnęła się nadal z zamkniętymi oczami. Przygryzła wargę wilgotną od jego śliny i pokiwała głową. Cichy chichot urywał jej się z gardła.
— Maru, na pewno okej?
— Zakleiłabym ci te usta, ale wtedy nie mogłabym ich całować. Po raz ostatni, kochanie, proszę, zamknij się. — I by uniemożliwić mu dodanie czegokolwiek, ponownie pocałowała go, tym razem podczas jednostajnych ruchach własnych bioder.

— Czy już mogę się odezwać? — spytał Namukoto pół godziny później, gdy leżeli obok siebie w ciszy i spokoju. Chłopak oparł głowę na ręce, a drugą dłonią bawił się włosami Maru. Dziewczyna przekręciła głowę w jego kierunku i uśmiechnęła się. Jej twarz znajdowała się w takim miejscu, że widziała doskonale jego klatkę piersiową.
— Możesz. — mruknęła całując go w tors.
— Powiedziałaś do mnie kochanie. — parsknął trącając jej podbródek.
— Wyszło jakoś tak... naturalnie.
Namukoto położył się na plecach i wyciągnął. Maru czym prędzej przytuliła się do niego kładąc mu głowę na torsie.
— Jak się czujesz?
— Cudownie. Gdyby nie twoje cyrki, czułabym się cudownie wcześniej. — Maru trąciła go palcem w brzuch. Namukoto stęknął i spiął mięśnie.
— Tak wiem, wiem, byłem tchórzem, no i co z tego?
— Czego się właściwie bałeś?
— Hmm, głównie, że nie podołam, że będziesz cierpieć, albo uznasz mnie za głupka. Wyśmiejesz mnie czy coś...
Maru podniosła się i oparła brodę o jego tors, by móc patrzeć na jego twarz.
— Naprawdę?
— To było podłe, z mojej strony. Całe to przerzucanie na ciebie mojego strachu, nie było w porządku wobec ciebie. Przepraszam. — pogładził ją po policzku, kciukiem popieścił dolną wargę.
— Nie mam ci, co wybaczyć. Wiesz jednak z czego to wynika?
— Hmm?
— Rozmawiamy ze sobą, ale nie na tematy ważne. Wałkujemy w kółko temat naszego skrępowania, naszych blokad, a nie rozmawiamy na tematy istotne. Każde z nas wie, że druga strona zaakceptuje, wysłucha i zrozumie, ale mimo to się wstydzimy.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSOnde histórias criam vida. Descubra agora