ROZDZIAŁ 33. DRZEWO MEDUZ

23 4 0
                                    


Wróciłam do mieszkania i tam poczekałam na Yaku, który przyjechał pół godziny później. Zeszłam do niego, nie chcąc go wprowadzać do mieszkania, w którym śmierdziało zgniłym mięsem i przywitałam się radośnie.
— Trochę mi głupio, wiesz. — zaczął na wstępie, a ja odczułam, że przygotowywał sobie mowę, którą mnie przywita. — mam wrażenie, że jestem strasznie nachalny. Pewnie masz swoje życie, a ja ci się tak zwalam na głowę.
— Yaku... — przerwałam mu patrząc się na niego wymownie. — przestań.
— Chciałbym się jakoś odwdzięczyć.
— Pogadamy o tym, jak wrócimy, co?
— Czemu?
— Może to, co nas dziś spotka, wcale nie będzie takie wesołe. Na Motus nigdy nic nie wiadomo.
— Mówisz? — Yaku lekko się zdenerwował.
— Nie cykaj się. — trąciłam go w ramie, by rozładować jego spięcie. — żartowałam.
Yaku skrzywił się nie wierząc, że dał się tak złapać. Parsknęłam śmiechem i otworzyłam portal.
Przeszliśmy przez niego szybciej niż za pierwszym razem, bo Yaku zdawał się odważniejszy. Ponownie przeniosłam nas na Klif Tworzenia, ale tym razem nie zawołałam Vivida. Wpierw chciałam pogadać.
— Siadaj, Vivid je, potem do nas przyjdzie.
— Rozumiem. — mruknął chłopak i usiadł obok mnie na trawie. Siedziałam w siadzie skrzyżnym i zrywałam źdźbła trawy milcząc i nagle czując na karku jego wzrok, przez co speszyłam się. Gęsia skórka stała się tak uciążliwa, że musiałam podrapać się po karku, co Yaku od razu wykorzystał:
— Czemu właściwie, masz na kręgosłupie te łuski?
— Są dwa rodzaje osób ucieleśnionych. Pierwotni, którzy pochodzą z Motus, oraz ci, którzy setki lat temu przeszli na Ziemię i rozpoczęli populację ludzi ucieleśnionych na Ziemi. Jeden i drugi typ ludzi to Astralni, ale mają skromne różnice. Na Ziemi Emocja ucieleśniona ma tę samą płeć co człowiek, a na Motus jest na odwrót. W momencie, gdy na Ziemi Emocja jest innej płci niż jej właściciel może to sugerować o jej orientacji, tak samo jest na Motus. Ta sama płeć Emocji co człowiek na Motus, równa się z odmienną orientacją.
— Faktycznie tak jest?
— Tak. Znałam ludzi, którzy mieli Emocje tej samej płci i pochodzili z Motus.
— I co byli homo?
— Owszem i byli parą.
— Już nie są?
— Jeden z nich nie żyje.
— Wybacz, Jezu nie powinienem był pytać. — Yaku zaczerwienił się i spuścił głowę.
— Nie przejmuj się, skąd mogłeś wiedzieć.
Choćby stąd, że był na jego pogrzebie?   — wtrącił kąśliwie Vivid. Zmusiłam się, by nic mu nie odpowiedzieć i ciągnęłam dalej.
— Wróćmy do naszego tematu, bo trochę zobaczyłam. Osoby ucieleśnione na Motus, mają w swoim wyglądzie lub posiadają jakąś szczególną umiejętność. Zostają obdarowani przez swoje Emocje. Ja otrzymałam od Vivida w momencie ucieleśnienia łuski, inni mają skrzydła, rogi czy cokolwiek innego.
— A coś one potrafią?
— Raczej nie. Jedynie są mocno wrażliwe na dotyk.
Chyba szczególny dotyk. Czemu mu nie mówisz wszystkiego?
Błagam przymknij się.

— A jakie są w dotyku?
— Przecież miałeś okazje. — uśmiechnęłam się do niego zadziornie przypominają mu jego wybuch podczas kręcenia sceny. Yaku cmoknął i znów się zmieszał.
— Oj, nie przypominaj mi tego, proszę. Nadal mam wyrzuty sumienia.
— Śmiało. — mruknęłam odwracając się do niego tyłem, pytając siebie jednocześnie po raz setny, co ja do jasnej cholery wyprawiam. Przecież ja zejdę na zawał, gdy mnie tylko muśnie placami.
— Kurczę, mam zimne ręce. — Yaku potarł dłonie rozgrzewając je, a ja pochyliłam głowę odgarniając włosy. Zamknęłam oczy panicznie bojąc się momentu, który nadszedł sekundę później. Drgnęłam czując jak cały mój mózg robi fikołka. Osobliwości, myślałam, że mnie tylko dotknie, a on dwoma palcami potarł je z góry na dół przyprawiając mnie o stan śmierci emocjonalnej. Drgnęłam zaśmiałam się i uciekłam od jego dotyku nie mogąc go znieść. Przypomniał mi się każdy moment, gdy mnie dotykał po łuskach. Zwłaszcza w momencie, gdy mnie fizycznie naprawiał w tę noc, gdy opowiedziałam mu co przeszłam w psychiatryku. Kiedyś nie rozumiałam co we mnie wywoływał dotykiem. Teraz byłam świadoma aż za bardzo, dlatego więc odsunęłam się czym prędzej.
— Zabolało cię? — spytał zmartwiony, gdy odwróciłam się ku niemu.
— Nie. — zaśmiałam się ruszając ramionami, by pozbyć się tego szczególnego uczucia, jakie we mnie wywołał.
— Tak szybko uciekłaś. Myślałem, że zabolało.
— Nic mi nie jest.
— Jakie to jest uczucie? Jezu, nie mogę sobie wyobrazić jak to jest mieć łuski.
Spojrzałam na niego zastanawiając się jak mu najprościej opisać uczucie, które czułam, gdy mnie dotknął i dotykał w przeszłości.
— Całował cię ktoś kiedyś w ucho? — spytałam bezpośrednio, a chłopak drgnął nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.
Tak, Livid, całował. Sama to robiłaś.
Przypominając mi o tym, wcale mi nie pomagasz. Pamiętam każdą sekundę, gdy byłam z nim sam na sam, Vivid.
Yaku parsknął śmiechem i ukrył twarz w dłoniach.
— Trochę niezręcznie. Nie powinienem był...
— Pytasz to ci odpowiadam. — wzruszyłam ramionami. Chrząknęłam widzą, że czas zmienić temat i powiedziałam:
— Może gdzieś polecimy? Masz ochotę?
— W sensie znów na Vividzie?
— Tak, ale teraz polecimy dalej. Pokażę ci miejsce, gdzie ci kapcie spadną. — zachichotałam wstając.
— No w sumie, ciekawość jest silniejsza od strachu, co?
— To z pewnością.
Pięć minut później Vivid wylądował na klifie tuż przy ścianie. Podeszłam do niego, a za mną poczłapał Yaku. Za nim jednak weszłam na grzbiet smoka, z torby przy siodle wyjęłam miecz i przypięłam sobie go do pasa. Dołożyłam dwa sztylety na przedramionach oraz łuk na plecy.
— Ponoć jest tu bezpiecznie. — mruknął Yaku obserwując mnie bacznie.
— To nawyk, zawsze, gdy opuszczam Aurum się uzbrajam. Na Ziemi też jak idziesz w dzicz, to bierzesz strzelbę, nie?
— Niby tak.
— No właśnie. Wskakuj. — ponagliłam go, sama siedząc już z przodu siodła. Yaku z moją pomocą wdrapał się na Vivida i objął mnie w pasie, nadal z całej siły.
— Tym razem też będzie tak szybko? — spytał cienkim głosikiem.
— Nie, teraz lecimy prosto w chmury. Dawaj Vivid, lecimy! — poklepałam go po szyi, a smok mruknął coś basowo i ruszył do przodu. Skoczył w galop i trzema susami dopadł krawędzi skalnej, od której się odbił i uniósł nas w górę wprost do pojawiających się gwiazd. Wiatr chłostał nam włosy jak zawsze, a ja byłam zajęta sprawdzaniem, czy wszystko jest jak należy. Trudniej było, gdy Yaku oplatał mnie całymi dłońmi, ale musiałam sprawdzić, czy siodło dobrze leży i czy żaden rzemyk się nie odpiął. Usatysfakcjonowana usiadłam prosto i powiedziałam:
— Zbliżamy się do gór. Może ci się trudniej oddychać, bo powietrze jest rozrzedzone.
— O Boże! A jak mi się w głowie zakręci?!
— Oddychaj wolno i nie panikuj. Jesteś cały czas bezpieczny, zapewniam.
Vivid wiedząc, że Yaku może naprawdę źle znieść takie warunki bez przygotowania, leciał jak najniżej się dało, prawie muskając szczyt góry brzuchem, a gdy minęliśmy łańcuch gór obniżył natychmiast lot.
— Żyjesz?
— Yhm... — mruknął opierając czoło o moje plecy.
— Już po najgorszym teraz lecimy w dół. Podziwiaj okolicę.
Yaku złapawszy łyk świeżego pełnego tlenu powietrza wyprostował się i rozejrzał. Vivid specjalnie leciał wolno, by chłopak mógł się przyjrzeć wioskom, rzeczkom i lasom.
— A co tam się stało? — spytał w pewnym momencie wskazując ostrożnie martwy las. Czując wyrzuty sumienia zagryzłam wargę, ale odpowiedziałam mu:
— Na Motus żyje stworzenie, które jest i rośliną i zwierzęciem. Są ogromne, a gdy umierają, cały las umiera wraz z nimi.
— To straszne.
— Dlatego lecimy gdzie indziej.
— Co to za miejsce?
— Jedyne jezioro na tej plancie, które znajduje się na szczycie góry.
— Co? Jak to jest geograficznie możliwe?
— Tutaj wszystko jest możliwe. — zaśmiałam się i nakazałam Vividowi przyspieszyć.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now