ROZDIZAŁ 4. NA ZIEMI.

44 8 1
                                    


Wróciłam na Ziemie. Stałam w ciemnym lesie słuchając szumu drzew i warkotu przejeżdżających nieopodal samochodów. Odzwyczaiłam się od tego i każdy nienaturalny, cywilizowany dźwięk kłuł mnie w uszy jak szpilki.
Ruszyłam przed siebie sama z rękami w kieszeniach, by po piętnastu minutach wyjść na ścieżkę prowadzącą do znajomego budynku. Wspięłam się po drewnianych schodach w milczeniu, przeszłam ciemnym korytarzem i z kieszeni wyjęłam mały kluczyk. Dwa obroty zamka później wkroczyłam do mojego starego mieszkania, które mieściło się w stajni, w której kiedyś pracowałam. Od tamtego czasu stajnia stała pusta, właściciele wynieśli swoje konie gdzie indziej po tym, jak oficjalnie właściciel splajtował. Właściciel nie splajtował to pewne, zginął w swej własnej wojnie, w której starał się zlikwidować dwie planety siostrzane. Uniemożliwiłam mu to a w nagrodę mogłam teraz bezkarnie przesiadywać tutaj w tej opuszczonej od roku stajni. Marne to było pocieszenie, ale zawsze coś.
Rozebrałam się i włączyłam światło. Miałam swoje oszczędności, które zarobiłam pracując tutaj, jak i w klinice i teraz jedynym pożytkiem z nich były zapłacone rachunki i internet. I tak większość czasu spędzałam na Motus, tu przychodziłam, gdy musiałam.
Od teraz się to zmieni, prawda? Przenosimy się na dobre? — spytał Vivid, gdy ruszyłam w kierunku balkonu. Na dworze było już zupełnie ciemno, więc zobaczyła tylko swoje odbicie.
Na jakiś czas. Skoro mam się z nimi spotykać muszę mieć gdzie mieszkać na Ziemi tak?
Cieszę się, Liv, że podjęłaś tę decyzję.
Nie mów do mnie Liv.
Racja, wybacz.

Uspokoiłam rozszalałe z bólu i tęsknoty serce i poszłam do łazienki się umyć. Rany po dziobach zakrzepły, ale nadal wyglądałam jakby przejechał po mnie czołg, bo prócz ran teraz dookoła nich rozlały się ciemne siniaki. Umyłam się, ze zdziwieniem patrząc ile radości może przynieść gorąca kąpiel. Od dwóch miesięcy nie miałam okazji, by wygrzać się pod prysznicem. Wyszłam z łazienki czując głód. Nie liczyłam, że znajdę coś w lodówce. I nie znalazłam w niej nic, prócz słoika kimchi i zdechłych marchewek. Za to w szafce znalazłam dwa kubki ramenu do zalania i czułam jak moje samopoczucie gwałtownie wzrasta. Zalałam wrzątkiem pierwszy kubek i zjadłam go prawie od razu. Zaspokoiwszy pierwszy głód, zalałam następny kubek i zasiadłam na kanapie otwierając laptopa.
Pierwsze co musiałam załatwić to mamę, która oczywiście też nic nie pamiętała, a nawet więcej nie miała pojęcia, że się ucieleśniłam czy miałam pojęcie o Motus. Dla niej nadal pracowałam w stajni oraz w klinice dla zwierząt. Po raz chyba tysięczny zadałam sobie pytanie, czemu straciłam tak wiele bliskich. Czemu akurat mama? Z nią ta samotność, na którą zostałam skazana byłaby jakaś lżejsza do zniesienia.
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do niej.
Nie odebrała. Powinnam była się już przyzwyczaić, że mama od przeszło pół roku nie odbierała ode mnie telefonów. Nie była to tak do końca moja wina. Zaczęło się to w dniu jej urodzin. Pamiętałam, że miałam zadzwonić, tego dnia wraz z Hanonimem wybraliśmy się, by przetransportować cielsko mamuta wysokogórskiego, zaatakowała nas wataha wilków, rozrywały martwe zwierze na strzępy, a Vivid trzymał je pazurami. Na chwilę straciłam równowagę i zsunęłam z siodła. Co prawda Vivid mnie złapał jak zawsze, ale rąbnęłam głową o kieł mamuta i straciłam przytomność. Ocknęłam się następnego dnia w szpitalu na Aurum i ostatnią rzeczą, o jakiej pamiętałam to był właśnie telefon do Noby. Od tamtej pory mnie karze brakiem kontaktu, jedynie odpisuje na moje wiadomości. Czułam się winna, ale nie dlatego, że straciłam przytomność tylko za to, że wyczyściłam jej pamięć. 
Chcąc odsunąć od siebie poczucie winy zjadłam kilka kęsów mojego makaronu i przysunęłam laptop bliżej. Musiałam odreagować.
Przestań się oszukiwać i sprawdź, wiem, że chcesz.
Nie odpowiedziałam mu, ale weszłam na Twittera. Zaatakowali mnie z pełną mocą. Musiało się coś wydarzyć, bo fanki umierały właśnie na całym świecie. Zajęło mi piętnaście sekund, by dowiedzieć się, że ogłosili datę wydania nowego albumu.
Wszystko jasne. Mruknęłam do siebie w myślach.
Będą podpisywać albumy.
Czasem żałowałam, że nie potrafię go wyłączyć, Vivid wiedział wszystko, co dzieje się w mojej głowie, co w ty momencie było przekleństwem, bo reagował na każdą moją emocje.
Pójdziesz tam i się z nimi zobaczysz.
Nie, nie pójdę.
Owszem pójdziesz. Pójdziesz, bo bardzo ci zależy.
Nie odpowiedziałam tylko zamknęłam internet, odcinając się od zdjęć Yaku, jakie krzyczały na mnie z tablicy głównej.
Będziesz pisać?
Tak, będę. Mam do nadrobienia dwa miesiące.

Otworzyłam dokument gdzie było już zapisane jakieś czterysta stron i zabrałam się do opisywania kolejnych moich przygód. Od półtora roku opisywałam wszystko, co do tej pory się zdarzyło. Chciałam mieć gdzieś spisane wszystkie nasze przygody. Miejsce, gdzie mogłam zajrzeć i znów być z nim. Opisałam już całą wojnę, i to, co było przed nią. Dodałam jak rozwijało się Aurum i jak uczyłam się o zwierzętach na Motus. Nie bałam się, że ktoś to odkryje, nikt nie miał pojęcia, że zdarzyło się to naprawdę, dla zwykłego śmiertelnika była to po prostu dobra książka fantasy.
Wydasz ją.
Co?
Mówię, że wydasz to jako książkę.
Chyba w snach.
Przecież żyjesz we śnie. We śnie, o którym tyle osób marzy, jesteś częścią czegoś większego.
Może i tak, ale mylisz się, ty i ja nie żyjemy we śnie, tylko w koszmarze.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now