ROZDZIAŁ 37. CZARNI

38 3 0
                                    


Pierwsze co zrobiłam, gdy w końcu po trzech dniach stanęłam na nogi, było przebranie się w lekką wygodną zbroję. Uzbroiłam się w łuk, kołczan oraz miecz i dosiadłam Vivida.
— Jesteś tego pewna?
— Po prostu leć, dobra? — fuknęłam sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Noga nadal bolała, ale przynajmniej nie miałam wielkich ran kłutych i nie babrałam krwią wszystkiego dookoła. Od trzech dni, gdy leżałam w szpitalu planowałam tę wycieczkę i teraz nic mnie nie powstrzymało. Musiałam go jeszcze raz spotkać, odpłacić się za to, co zrobił.
— Obiecałaś Yaku, że tam nie pójdziesz. — Vivid odbił się od ziemi w posłał wysoko ponad chmury.
— Nie pomagasz, Vivid. Poza tym przecież i tak mnie nie sprawdzi. Leć!
Vivid zamilkł i przeleciał nad górami. Po przekroczeniu tej granicy oboje wytężyliśmy wszystkie zmysły będąc gotowym na każdy atak ze strony nieprzyjaciela. O dziwo nikt na nas nie czekał, więc zaryzykowaliśmy niższy lot, by móc obserwować okolicę.
— Lecimy do miejsca śmierci płazodrzewa, tak? — spytał Vivid machnąwszy mocniej skrzydłami.
— Tak.
Cała podróż trwała długo, bo lecieliśmy ostrożnie, a gdy w końcu wylądowaliśmy na zgliszczach lasu, słońce dotykało koniuszków drzew na zachodzie.
Gałęzie trzaskały od naszych kroków, co napawało mnie dojmującym smutkiem. Minęło już tyle czasu, a dookoła nas nie było widać ani jednej roślinki. Las tak jak umarł, tak trwał i nadal niezmiennie była to moja wina.
W pewnym momencie coś zaszeleściło. Oboje spojrzeliśmy w górę.
— To tylko ptak. — powiedziałam, ale Vivid dalej wykręcał szyję obserwując niebo poprzecinane uschniętymi drzewami.

Livid... oni tu są.
Gdy tylko powiedział wyjęłam miecz i rozejrzałam się szukając najmniejszego ruchu pomiędzy drzewami. Każdy mój nerw był napięty, a krew pulsowała mi w żyłach.
— Wiedziałem, że przyjdziesz. — odezwał się znów ten sam głos. Ten sam chłopak wyszedł zza drzewa. Uśmiechał się zadziornie i wydawał się bardzo pewny siebie. Nie miał miecza, ale nie oznaczało to, że w ciągu sekundy nie może go dobyć.
— Czego ode mnie chcesz? — warknęłam stając w pozycji bojowej unosząc miecz.
— Zapłaty za płazodrzewa. Zabiłaś go, a ja zamierzam dopilnować, że za to zapłacisz.
— Ciekawe jak?
— Na początek, pozwolisz mi wraz z moimi ludźmi wejść do twojej krainy.
Parsknęłam śmiechem opuszczając miecz.
— Nie rozśmieszaj mnie. Za kogo ty się w ogóle masz, że mówisz mi co mam robić?
— A tak racja. Jestem Wala Amatus Paldin Iuvenis.
Wymieniłam z Vividem porozumiewawcze spojrzenia i oboje doszliśmy do winsoku, że to idiota.
— Śmieszny jesteś sądząc, że zamierzam cię tak nazywać. — powiedziałam nie mogąc powstrzymać chichotu. — kto cię tak skrzywdził?
Chłopak się zirytował, bo zmarszczył brwi.
— To oznacza, że jestem bardzo lubianym, sprawiedliwym paladynem i nie waż się z tego żartować.
— Słuchaj Paladyn. Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale nic ci do tego, co zrobiłam. Sama sobie poradzę, więc zostaw mnie w spokoju.
Chłopak uniósł brwi i wyglądał jakby coś go bardzo ucieszyło.
— Może postawię sprawę jasno. Tak czy inaczej, pozwolisz nam wejść do swojego świata, bo jak nie to pójdę do Capita i opowiem mu co zrobiłaś. Może jak już będzie chciał cię wysłuchać oddasz mu to oko co chowasz w torbie przy swojej Emocji, ale szczerze nie liczyłbym, facet jest strasznie impulsywny.
Zbladłam. Jeśli nie kłamał i faktycznie znał Capita oznaczało to, że miałam poważne kłopoty. Nie chciała po raz drugi robić zamieszania i siłą odbierać swojego ognia, a wtedy nie był zadowolony z mojej reakcji.
— Sama widzisz. To jak, mamy sojusz? — spytał wyciągając rękę. Zignorowałam ją i odchrząknęłam.
— Skąd mam wiedzieć, czy mnie nie oszukujesz? Możesz wcale nie znać Capita.
Chłopak westchnął włożył dwa palce do ust i zagwizdał krótko. Podniosłam głowę, gdy usłyszałam trzask suchych gałęzi. Dostrzegłam wielkiego czarnego ptaka, który wylądował obok chłopaka. Na grzbiecie ptaka siedziała dziewczyna o czarnych włosach ubrana podobnie jak nasz Paladyn.
— To jest Ques córka Capita. Wystarczy jedno moje słowo, a poleci do Capita i mu wszystko opowie.
Zagryzłam wargę zastanawiając się, czy mogę zaryzykować i olać jego groźby. Nie wiedziałam, że Capit ma córkę, czy to była zmyłka, czy podwójny blef. Gdym jednak mu odmówiła, a to wszystko okazało prawdą mogłabym moją zbrodnie przyprawić życiem, po Capicie mogłam się spodziewać wszystkiego. W najlepszym scenariuszu bym straciła ogień, a więc możliwość przenoszenia na Ziemię gdzie był Yaku.
Spojrzałam na chłopaka mrużąc oczy.
— Jesteś podły. — warknęłam. — mogłabym cię spalić.
— Ee...nie sądzę. Owszem masz smoka, ale nawet twój dzielny zwierz nie da rady z tuzinem ludzi wraz z Emocjami. To jak? Mam nadzieję, że pozytywnie rozpatrzyłaś moją propozycję?
— Zgoda, ale macie przestrzegać moich zasad, jakie panują na Aurum.
— Aurum? Jaka śliczna nazwa. — chłopak uśmiechnął się promiennie.
— Nie prowokuj mnie. — warknęłam dosiadając Vivida. — a i musisz wymyślić jakieś inne imię, bo tak na pewno nie będę cię nazywać.
— Mówi mi Wapi.
Ryknęłam śmiechem.
— Wapi? Poważnie? To już ten Paladyn brzmiał lepiej. — parsknęłam i widząc jak czerwieni się aż po uszy wystartowałam z Vividem, by poprowadzić ich na Aurum.
Lot powrotny trwał wolniej z racji tego, że odwlekałam moment przejścia na Aurum i danie intruzom bezpośredniego pozwolenia na wejście do mojej krainy. W końcu wylądowałam przed tunelem i poczekałam, aż pojawi się reszta. Czekałam przytupując, aż powyłażą zza drzew cali ubrani na czarno. Gdy nie dostrzegłam ich Emocji wiedziałam, że czeka mnie długa rozmowa.
— Czekamy na coś? — spytał Wapi prowadząc swoją wycieczkę. Na jego twarzy nadal widniał ten cholernie irytujący uśmieszek.
— Owszem. — założyłam ręce na piersiach stojąc między łapami mojego smoka. — aż pokażecie mi swoje Emocje.
Wapi zmarszczył brwi, a potem parsknął śmiechem.
— Jesteś nieuprzejma. — stwierdził również krzyżując ramiona. — Od kiedy to wymusza się by ktoś ujawnił swoje Emocje?
— Mam to gdzieś. Chcecie przejść dalej musicie mi się ujawnić.
Widziałam konsternacje na twarzach jego kompanów. Szeptali coś między sobą, a każdy był niezadowolony. Patrzyłam się na Wapiego chłodnym okiem i analizowałam. Doszłam do wniosku, że chęć dostania się na Aurum musi mieć większe znaczenie i teraz patrzyłam jak wiele są w stanie poświęcić.
Wapi odwrócił się do reszty i rzekł:
— Róbcie co mówi.
— Co? — warknął jeden z chłopaków stojący obok dziewczyny — teoretycznej córki Capita. — Oszalałeś? Nie zamierzam jej się ujawniać. Mam swoją godność.
— Rób co ci każę. — syknął Wapi mierząc tęgiego chłopaka wzrokiem. — jeśli chcesz dożyć kolejnej pełni to rób co mówię.
Mogłam sobie wymyślić to ostatnie zdanie, bo Wapi wycedził je przez zęby i dosłyszałam tylko świst. Tak czy inaczej, byłam pewna, że kroi się tutaj coś większego.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSWhere stories live. Discover now