- A jakże! - zapewnia. - Ale niedługo. Nauczyciel mi się trafił mądry i powiedział mojej matuli, że wiedza z książek nie dla mnie, silny jestem, rosły, to do roboty mi trzeba. No i matula posłuchała, od trzynastego roku życia u pana dziedzica robię.
- A ile teraz masz lat, Staszku?
Zamyśla się, drapie po głowie.
- Dwadzieścia... trzy wiosny, chyba... A panienka to też się uczyć nie lubi, prawda?
Przytakuję skwapliwie.
- Niech się panienka nie martwi – ciągnie Staszek. - Śliczna panienka jak z obrazka, trafi się jaki bogaty mąż, to będzie można tylko stroić się, chodzić na bale i grać sonaty na fortepianie, jak to wszystkie eleganckie panie robią.
- Kiedy ja nie lubię fortepianu – protestuję.
- Aaa... to ja już nic na to nie zaradzę – przyznaje Staszek ze śmiechem.
A potem oboje się śmiejemy. Zachęcona bezpośredniością Staszka, zwierzam się mu się ze swojego kłopotu. Staszek ściąga brwi i myśli dłuższą chwilę. Znów drapie się po głowie.
- Dziwne to wszystko, panienko Wiktorio. Po co kota w zamknięciu trzymać? Przecie on pohasać potrzebuje, na jaką mysz zapolować...
- I ja tak sobie myślę, Staszku – przyznaję. - Tyle, że on jest pewnie jeszcze bardzo mały, Brygida boi się, że to jego prędzej zjedzą.
- To po co go kociej matce zabierała? Nie trzeba naturze przeszkadzać.
- Ja to wiem, Staszku! - zapewniam gorliwie. - Chodźmy i wypuśćmy go stamtąd! Pomożesz mi?
Po otwarciu lamusowych drzwiczek w podłodze uderza nas przykry zapach.
- No i gdzie on jest? - pomrukuje Staszek powątpiewająco. - Śmierdzi, jakby już zdechł. Kici, kici...
- Musisz tam zejść, Staszku. Proooszę... - nalegam.
Staszek oświetla sobie drogę lampą naftową, pochyla się, ostrożnie schodzi dwa stopnie w dół. Snop światła pada w głąb piwniczki, ale ja niewiele widzę, bo Staszek mi zasłania.
- Jezusie jedyny... Przecież to... To nie kot! - odzywa się Staszek wzburzonym głosem. - Biedaczysko, żyje jeszcze... chyba. Panienko Wiciu, szybko do domu! Trzeba powiedzieć panu dziedzicowi, że znaleźliśmy Martina.
- To nie kot? - dopytuję niepewnie.
- To nie kot! Zamknęli tu Martina! Ledwie żyje, biedaczysko. Psubraty! Za coś takiego stryczek to za mało!
Przez cały dzień moje siostry i stryj rozpływają się w zachwytach nade mną. Bo to dzięki mnie Martin się odnalazł, dzięki mojej nieustępliwości. Niespodziewanie, moje dotąd uciążliwe i niestosowne cechy jak wszędobylstwo, naprzykrzanie się i ośli upór awansują do roli zalet.
Matka się nie rozpływa. Martin jest bardzo chory i musi czuwać przy nim niemal bez przerwy.
Dopiero popołudniu padają konkretne pytania. Muszę opowiedzieć, co się wydarzyło i nie mogę już kryć występku Brygidy. Zresztą, nie chcę. Wreszcie do mnie dociera, że dziewczynka zrobiła rzecz potworną i gdyby Martinowi przyszło dłużej przebywać w tamtej dziurze, przypłaciłby to nie tylko zdrowiem, ale i życiem.
Dorośli pozwalają mi zostać w pokoju, kiedy zjawia się Brygida. Obawiam się, że będzie kłamać i obarczać mnie winą, ale tak się nie dzieje. Dziewczynka w sposób zupełnie obojętny relacjonuje przebieg wydarzeń. Nie płacze, nie przeprasza, nie okazuje skruchy.
YOU ARE READING
Duch (Zakończone)
Historical FictionRok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać w wiejskim majątku szwagra. Po drodze musi skorzystać z pomocy człowieka, którego zachowanie i intencje są tyleż niejasne, co zaskakujące. C...
Część 103. Czerwiec 1944. Wicia
Start from the beginning