21

6.6K 434 47
                                    

Maraton 5

Tyler

Patrząc na uśmiechniętą twarz Luki dziękowałem Bogu, że mój przyjaciel dał mi te bilety. Przy kasie okazało się, że wszystkie są wyprzedane, więc można powiedzieć, że mamy ogromne szczęście. Kosztem innych bo Stan dał mi je tylko dlatego, że jego dziewczyna się rozchorowała i nie mogli iść razem. Ale to przecież tylko mały szczegół. 

- To gdzie chcesz teraz iść?- zapytałem się młodszego gdy zeszliśmy z trzeciej karuzeli. Luka postanowił, że najpierw przejedziemy się na tych spokojniejszych, a potem pójdziemy na Rollercoastery. 

- Mam ochotę na watę cukrową. Możemy?- wiedziałem, że chłopak chce iść do tego parku rozrywki ale nie wiedziałem, że aż tak. Oczy mu się błyszczą od kiedy podeszliśmy pod bramę. Chyba muszę częściej zabierać go w takie miejsca. Tak szczęśliwego nie widziałem go od lat. Ostatnim razem gdy dostał pod choinkę wymarzony prezent, w wieku pięciu lat.  

- Jasne, że tak. Jaki chcesz kolor?- chłopak zamyślił się chwilę patrząc na tabliczkę z podanymi kolorami waty, po czym spojrzał na mnie z nadzieją.

- A mogę wszystkie razem?

- Zapytamy się, dobrze?- podeszliśmy na koniec kolejki, która niestety była dość długa. Luka się wycwanił i postanowił mnie wykorzystać. Sam usiadł na ławeczce nie daleko, a mnie "poprosił" o zostanie w kolejce. Powinienem być bardziej surowy ale nie potrafię kiedy widzę go tak uśmiechniętego. Gdy wreszcie nadeszła moja kolej poprosiłem o dużą watę ze wszystkimi kolorami. Odczekałem chwilę i dostałem zamówienie. Ruszyłem w stronę ławki, na której siedział mój brat. Nawet nie zauważył, że idę bo był tak zajęty swoim telefonem. 

- Twoja wata już jest.- młodszy chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem i schował telefon do kieszeni. 

- Dzięki!- Luka zabrał ode mnie watę i zaczął ją jeść. Zdenerwowałem się bo chłopak wcale nie pomyślał o mnie. Stałem w kolejce przez dobre dziesięć minut, wydałem na to swoją forsę, a on nie pomyśli żeby się ze mną podzielić. Wkurzony podszedłem do Luki, który już zdążył się obrócić do mnie plecami, i chwyciłem jego rękę, w której miał watę. Podniosłem ją na wysokość twarzy chłopaka i ugryzłem dużą część. 

- H-hej, co ty robisz?!- spojrzałem z zaskoczeniem na młodszego chłopaka. Unikał mojego wzroku ale widziałem jego czerwone policzki. Czyżby się chłopak zawstydził?

- Nawet nie zapytałeś się czy chcę, więc nie miej do mnie pretensji. Chodźmy, takie stanie jest bez sensu.- ruszyłem w stronę ostatniej małej atrakcji. Słyszałem kroki brata centralnie za mną więc się zatrzymałem. Poczułem lekkie uderzenie w plecy i usłyszałem cichy jęk.

- Co ty znowu robisz?- obróciłem się twarzą do chłopaka, który trzymał się ręką za nos.

- Chodź koło mnie. Wyglądasz jak mój niewolnik albo jakaś Omega w związku BDSM.- chłopak wydął wargi i ruszył przed siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem, naprawdę zachowuje się jak dziecko. Takim zachowaniem bardziej pasuje na Omegę niż na Betę. To mnie od dłuższego czasu zastanawia, chyba nie powinien się tak zachowywać. Dlatego ten głupi doktor Collins przyjechał? 

- Tyler, teraz chodźmy na to!- spojrzałem na uśmiechniętego Luka i sam się uśmiechnąłem. Był szczęśliwy jak nigdy. Jeśli coś jest z nim nie tak dlaczego rodzice mi nie powiedzieli? Jestem jego bratem, to oczywiste, że zawsze będę go wspierać. 

***

- Ale miałeś minę na tym największym Rollercoasterze.- Luka śmiał  się ze mnie odkąd weszliśmy na pierwszą większą kolejkę. To nie tak, że się bałem, po prostu nie przepadam za takiego typu atrakcjami. To wszystko. 

- Ty sobie lepiej uważaj. Następnym razem będziesz usiał iść z doktorkiem.- mina chłopakowi od razu zrzedła na co ja się zaśmiałem. On naprawdę go nie lubi. Nie byłoby to dziwne bo ja też go nie cierpię ale nigdy wcześniej nie widziałem żeby Luka kogoś tak nie znosił.- Chodźmy już do domu, ściemnia się powoli.

Młodszy kiwną głową i ruszyliśmy do wyjścia z uśmiechami na twarzy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie spodziewałem się, że spędzimy tu cały dzień ale sądząc po jego uśmiech, opłacało się. Gdy doszliśmy do domu na podjeździe stał już samochód rodziców. Weszliśmy do domu i od razu usłyszeliśmy wściekły głos matki. 

- Gdzie wyście byli?!- spojrzałem zszokowany na matkę. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Nawet gdy wróciłem naćpany z imprezy.

- Pisałem ci, że w parku rozrywki i nie wiemy, o której wrócimy.- Luka najwyraźniej był tak samo zdezorientowany jak ja. 

- Dlaczego nie poszliście do szkoły, co? Jesteś jego starszym bratem powinieneś o niego dbać, a nie namawiać na wagary! Co wyście sobie w ogóle myśleli?- nie rozumiem jej. Nigdy nie robiła problemów o wagary, więc co się teraz zmieniło? Spojrzałem na schody i już wiedziałem co jest grane. Ten zasrany doktor Collins kazał naszym rodzicom ograniczyć nam  kontakty. Dlaczego rodzice się tak bardzo go słuchają?

- Jest koniec roku szkolnego nie mamy tyle lekcji. I jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało więc co się teraz zmieniło?- widziałem jak się denerwuje i przełyka ślinę. Czyli chodzi o słowa doktorka.- No i nic się nie stało. Powinnaś bardziej nam ufać jesteśmy twoimi synami.

Ruszyłem do swojego pokoju. Słyszałem ciche kroki za mną i wiedziałem, że Luka zrobił to samo. W drodze do pokoju minąłem naszego ukochanego gościa, z którym zmierzyłem się spojrzeniem. Niech sobie nie myśli, że może tu przyjechać i kazać robić rodzicom co tylko on zechce. Rodzice powinni się wstydzić, że się go bezwzględnie słuchają. Nic nam nie mówią i nam nie ufają ale jemu ufają w stu procentach. Muszę wzbudzić w matce jak największe wyrzuty sumienia żeby pękła. Może to nie jest czyste zagranie ale oni także nie grają czysto.

***

Hejka!

Mam nadzieję, że ten maraton was satysfakcjonuje. Akcja jest trochę spowolniona ale seksy będą już niedługo.

Do następnej!

Ps. Zapomniałam dodać rano więc jest teraz.

To on?Where stories live. Discover now