Duch (Zakończone)

By fulwia

31.7K 4.3K 1.6K

Rok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać... More

Prolog
Część 1. Czerwiec 1942. Wicia
Część 2. Czerwiec 1942. Paulina
Część 3. Czerwiec 1942. Wicia
Część 4. Czerwiec 1942. Paulina
Część 5. Czerwiec 1942. Wicia
Część 6. Czerwiec 1942. Paulina
Część 7. Czerwiec 1942. Wicia
Część 8. Czerwiec 1942. Paulina
Część 9. Czerwiec 1942. Wicia
Część 10. Czerwiec 1942. Paulina
Część 11. Lipiec 1942. Wicia
Część 12. Sierpień 1942. Paulina
Część 13. Sierpień 1942. Wicia
Część 14. Sierpień 1942. Paulina
Część 15. Sierpień 1942. Wicia.
Część 16. Sierpień 1942. Paulina
Część 17. Wrzesień 1942. Wicia
Część 18. Wrzesień 1942. Paulina.
Część 19. Wrzesień 1942. Wicia
Część 20. Wrzesień 1942. Paulina
Część 21. Wrzesień 1942. Wicia
Część 22. Październik 1942. Paulina
Część 23. Październik 1942. Wicia.
Część 24. Październik 1942. Paulina
Część 25. Październik 1942. Wicia
Część 26. Listopad 1942. Paulina
Część 27. Listopad 1942. Wicia
Część 28. Listopad 1942. Paulina
Część 29. Listopad 1942. Wicia
Część 30. Listopad 1942. Paulina
Część 31. Grudzień 1942. Wicia
Część 32. Grudzień 1942. Paulina
Część 33. Grudzień 1942. Wicia.
Część 34. Grudzień 1942. Paulina.
Część 35. Grudzień 1942. Wicia
Część 36. Grudzień 1942. Paulina.
Część 37. Grudzień 1942. Wicia
Część 38. Grudzień 1942. Paulina
Część 39. Styczeń 1943. Wicia
Część 40. Styczeń 1943. Paulina
Część 41. Styczeń/luty 1943. Wicia
Część 42. Luty 1943. Paulina
Część 43. Luty 1943. Wicia
Część 44. Luty 1943. Paulina
Część 45. Luty 1943. Wicia
Część 46. Luty 1943. Paulina
Część 47. Luty 1943. Wicia
Część 48. Luty 1943. Paulina
Część 49. Marzec 1943. Wicia
Część 50. Marzec 1943. Paulina
Część 51. Kwiecień 1943. Wicia
Część 52. Kwiecień 1943. Paulina
Część 53. Kwiecień 1943. Wicia
Część 54. Kwiecień 1943. Paulina
Część 55. Maj 1943. Wicia
Część 56. Maj 1943. Paulina
Część 57. Czerwiec 1943. Wicia
Część 58. Czerwiec 1943. Paulina
Część 59. Czerwiec - lipiec 1943. Wicia
Część 61. Lipiec 1943. Wicia
Część 62. Lipiec 1943. Paulina
Część 63. Sierpień 1943. Wicia.
Część 64. Sierpień 1943. Paulina
Część 65. Sierpień - wrzesień 1943. Wicia.
Część 66. Wrzesień 1943. Paulina
Część 67. Wrzesień - październik 1943. Wicia.
Część 68. Wrzesień - październik 1943. Paulina
Część 69. Listopad 1943. Wicia
Część 70. Listopad 1943. Paulina
Część 71. Listopad - grudzień 1943. Wicia
Część 72. Grudzień 1943. Paulina
Część 73. Grudzień 1943. Wicia
Część 74. Grudzień 1943. Paulina
Część 75. Grudzień 1943. Wicia
Część 76. Grudzień 1943. Paulina
Część 77. Styczeń 1944. Wicia
Część 78. Styczeń 1944. Paulina
Część 79. Styczeń - luty 1944. Wicia
Część 80. Styczeń - luty 1944. Paulina
Część 81. Marzec 1944. Wicia
Część 82. Marzec 1944. Paulina.
Część 83. Marzec 1944. Wicia
Część 84. Marzec 1944. Paulina
Część 85. Marzec - kwiecień 1944. Wicia.
Część 86. Marzec - kwiecień 1944. Paulina.
Część 87. Kwiecień 1944. Wicia
Część 88. Kwiecień 1944. Paulina
Część 89. Kwiecień - maj 1944. Wicia
Część 90. Kwiecień - maj 1944. Paulina
Część 91. Maj 1944. Wicia
Część 92. Maj 1944. Paulina
Część 93. Maj 1944. Wicia
Część 94. Maj 1944. Paulina
Część 95. Maj 1944. Wicia
Część 96. Maj 1944. Paulina
Część 97. Maj - czerwiec 1944. Wicia
Część 98. Maj - czerwiec 1944. Paulina
Część 99. Czerwiec 1944. Wicia
Część 100. Czerwiec 1944. Paulina.
Część 101. Czerwiec 1944. Wicia
Część 102. Czerwiec 1944. Paulina
Część 103. Czerwiec 1944. Wicia
Część 104. Czerwiec 1944. Paulina
Część 105. Czerwiec 1944. Wicia.
Część 106. Czerwiec 1944. Paulina
Część 107. Czerwiec - lipiec 1944. Wicia
Część 108. Czerwiec - lipiec 1944. Paulina
Część 109. Lipiec 1944. Wicia.
Część 110. Od lipca 1944 do lat powojennych. Paulina
Epilog. Wicia.

Część 60. Czerwiec - lipiec 1943. Paulina

292 36 18
By fulwia


Tamtej nocy czuwałam przy Ninie, która spała zaskakująco spokojnie. Helenę odesłałam do łóżka, bo sama ledwie trzymała się na nogach. Nad ranem jednak zmógł mnie sen i usnęłam w fotelu. Obudziło mnie zamieszanie i odgłosy rozmowy dobiegające z dołu. Żandarmeria wojskowa – pomyślałam. Nina spała. Z trudem rozprostowałam nogi, poprawiłam włosy, okryłam się wełnianą chustą i zeszłam na dół. Zdumiona odkryłam, że żandarmi właśnie odjeżdżają.

Geist stał na werandzie w towarzystwie Jana, palił i mrużył przekrwione oczy od rażącego słońca. On również wyglądał tak, jakby tej nocy nie spał zbyt wiele.

- Paulino – Jan ujął moją dłoń. - Już po wszystkim.

- Aresztowali go? - podjęłam.

- Zabrali trupa – mruknął Geist głucho, nie patrząc na mnie. - Sauer powiesił się w nocy.

Musiałam oprzeć się o kolumnę, by nie upaść.

- Popołudniu mam pociąg, a muszę się jeszcze spakować – dodał Geist obojętnym tonem. - Zanim wyjadę, pomówię w Lublinie z kim trzeba, aby nikt więcej państwa w tej sprawie nie niepokoił. Proszę zatroszczyć się o córkę.

Zdeptał niedopałek papierosa butem i zawrócił do domu.

- Ależ... - zaczęłam i urwałam, patrząc na Jana bezradnie.

Jan przybrał dziwny, zacięty i bolesny wyraz twarzy. Oboje mieliśmy świadomość, że Sauer nie powiesił się sam.

Zerwałam się i pobiegłam za Geistem.

- Panie sturm... Albrechcie! - zawołałam.

Zostawił otwarte drzwi do swojego pokoju, więc weszłam bez pukania. Nie odwracając się do mnie, wszedł do sypialni, wyciągnął z szafy walizkę i rzucił ją na łóżko.

- Albrechcie – szepnęłam. - Pan to zrobił?

Wtedy się odwrócił. Myślałam, że spojrzy na mnie z gniewem, ale tak się nie stało. Patrzył łagodnie, z bezgranicznym smutkiem. Z mojego gardła wydobył się szloch, którego nie zdążyłam stłumić. Podszedł i stanął naprzeciwko mnie, bardzo blisko.

- Tak jest lepiej dla wszystkich – powiedział półgłosem.

To ja go do tego popchnęłam – myślałam gorączkowo. - Obarczając odpowiedzialnością za to zdarzenie. Chciałam śmierci Sauera. Właściwie to chciałam dla niego czegoś jeszcze gorszego. Albrecht zrobił to dla mnie.

Chciałam mu podziękować i zaczęłam paplać bez sensu o tym, ile jestem mu winna.

Spojrzał na mnie niechętnie, z gniewem:

- Nic nie jest mi pani winna - powiedział dość obcesowo. - Proszę to sobie zapamiętać.

Poczułam się zażenowana.

- Przepraszam – szepnęłam. - Powiedziałam panu ostatnio wiele gorzkich słów.

- Nie będziemy o tym rozmawiać – uciął cierpko.

- Ależ ja muszę to powiedzieć. Byłam wobec pana niesprawiedliwa...

- Nie chcę już o tym słuchać – burknął i wrócił do pakowania.

Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach. Zesztywniał i wyprostował się.

- Spokojnej podróży, Albrechcie – powiedziałam.

- Dziękuję – mruknął.

Wyszłam pośpiesznie.


Minęło kilka dni, które Nina spędziła w większości zagrzebana pod kołdrą, milcząca i przestraszona. Starego doktora z Lublina, którego ściągnęliśmy zaraz po wyjeździe Geista, odprawiła stanowczo. Obawiałam się, czy od tych przeżyć nie pomiesza jej się w głowie. Bałam się o nią podwójnie, bo choć nic nie wskazywało na to, że nadal krwawi, nie mogłam być pewna, czy ten zwyrodniały bydlak nie uczynił jej szkody, która zaowocować mogła problemami, gdy w przyszłości Nina zechce zostać matką, bądź nie zaraził jakąś chorobą. Nie było tajemnicą, że choroby weneryczne były plagą w Wehrmachcie. Ale Nina nie pozwoliła się dotknąć nawet Helenie.

Blanck prześladował mnie, niezmiennie przekonany, że Sauer był niewinny. Miałam nadzieję, że za kilka dni, jak Albrecht wróci z Wiednia, jego bezcelowe próby zasiania we mnie wątpliwości ustaną. Wątpiłam, by puścił parę z ust na temat tamtego rannego partyzanta, którego umożliwił nam bezpiecznie wyprowadzić, gdy Richter zaczął rewizję. Za podobną „przysługę" Blanck sam poniósłby sromotne konsekwencje.


Z końcem czerwca i początkiem lipca mieliśmy wszyscy wiele pracy, dojrzewały owoce, zaczęły się żniwa. Przez folwark co dzień przewijały się dziesiątki ludzi i wozów, żołnierze nie nadążali wszystkich sprawdzać, a upał odbierał im ochotę do wytężonej pracy. Pewnie właśnie w ten sposób do Niny przedostał się Tomek Warys, o czym dowiedziałam się dopiero wieczorem, w rozmowie z Heleną i Ewą.

Obie czekały na mnie pomimo późnej pory. Helena była bledsza niż zazwyczaj, co od razu mnie zaniepokoiło, a Ewa nerwowo zaciskała i rozluźniała pięści.

- Co się stało? - zapytałam.

- Był tu Warys – mruknęła Ewa.

Westchnęłam. Nie potrafiłam gniewać się na Ninę, w jej sytuacji. Może spotkanie z tym młodym, zapalczywym Polakiem przyniosło jej ulgę?

- To nie wszystko, mamo – dodała Helena. - Wicia ich podsłuchiwała, po czym opowiedziała o wszystkim Ewie.

- Z czym, na litość boską?

- Nina wszystko zmyśliła – wtrąciła Ewa. - Gwałt, napaść i winę Sauera. Warys jej pomógł to ukartować.

- Co ty mówisz, dziecko? - oburzyłam się. - Przecież sama widziałaś: siniaki, krew... Helena?

- Fakt, że nie pozwoliła mi się dotknąć, od początku wydawał mi się dziwny. Ale milczałam, nie chciałam rzucać bezpodstawnych kalumnii – wtrąciła Helena.

- Co?! - wybuchnęłam rozpaczliwie.

- Mamo. Nina się przyznała. Co więcej, zdaje się być z siebie dumna – ciągnęła Ewa.

- Nie, nie wierzę...

- Obudźmy ją i zapytajmy – podsunęła Helena rzeczowo.

- Idę po Jana – oświadczyłam twardo.


- I nie wrzeszcz wniebogłosy – zagroziłam Ninie. - Chyba, że chcesz, żeby cały dom dowiedział się o twoim występku.

Jan zamierzył się, ale w ostatniej chwili poderwał rękę i pas zaświstał w powietrzu, nawet nie drasnąwszy wypiętego zadka Niny, odzianego w bawełniane pantalony.

– Nie, nie mogę – szepnął, odrzucając pas na podłogę.

Opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach.

Prychnęłam.

- Można odnieść wrażenie, że skoro sturmbannfuhrer wyjechał, w tym domu zabrakło mężczyzny – wypaliłam obraźliwie.

Jan podniósł na mnie pałający gniewem wzrok:

- Nie zamierzam udowadniać ci mojej męskości w taki sposób, w jaki czyni to sturmbannfuhrer.

Nina zachichotała.

Ujęłam pas i zdzieliłam nim tyłek tej obrzydliwej, bezczelnej dziewuchy. Jęknęła zaledwie. Z trudem dobrnęłam do dziesięciu razów, a ona nawet nie zapłakała. Wymierzanie kary zakończyłam z obolałym ramieniem, a Nina z pręgami na udach, ale wciąż patrzyła na mnie buńczucznie. Naciągnęła koszulę i jakby nigdy nic usiadła na obolałym zadku.

- Skończyłaś, mamo?

- Tak – wysapałam.


W nocy nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie i nie potrafiłam ich uspokoić. Jakaś część mnie rozumiała postępowanie Niny, choć okrutne i bezmyślne. Może nawet czułam dla niej rodzaj szacunku i podziwu. Ona jedna z nas wszystkich nie żyła w wewnętrznym rozdarciu. Dla niej wróg był jeden i jakże oczywisty. Była w tym podobna do Gustawa...

Była gorąca noc, więc wyszłam na balkon, by odetchnąć świeżym powietrzem. Starałam się nie patrzyć w kierunku pogrążonych w ciemności czworaków.

„Pani nawet nie zechciała mnie wysłuchać" - powiedział Blanck.

Kiedy wracałam do pokoju, usłyszałam wyraźny szloch, dobiegający z pokoju Niny. Zdusiłam w sobie chęć wejścia tam i utulenia jej do snu, jak w czasach, gdy była jeszcze małym dzieckiem i jedynym jej przewinieniem była krnąbrność i nieposłuszeństwo.


Życie toczyło się nadal. Prawda o Sauerze miała pozostać znana garstce najbliższych mi osób. Nie wróciłaby ona życia kapralowi, a mogłaby ściągnąć tragiczne konsekwencje na naszą rodzinę.


Kilka dni później, weszłam do kancelarii w chwili, gdy Helena odkładała słuchawkę telefoniczną na widełki.

- Ktoś dzwonił? - zainteresowałam się.

- Nie. To ja dzwoniłam – wyjaśniła. - Do Joachima. Przyjedzie po mnie jutro. Wracam do Lublina, mamo. Nie jestem wam już tu na nic potrzebna.

Oniemiałam.

- Ależ, Helenko, to o wiele za wcześnie na powrót do pracy – zaprotestowałam. - Przecież lekarz zalecał, byś całe lato spędziła na wsi.

- Nie wrócę jeszcze do szpitala – zapewniła. - Ale pozostanę w Lublinie.

- Po co ten pośpiech? - protestowałam. - Nie rozumiem. Co masz zamiar robić w Lublinie?

- Zamieszkam z Joachimem – odparła spokojnie.

- Co takiego?! - nie wierzyłam własnym uszom.

- Podjęłam już decyzję, mamo, więc nie ma sensu o tym dyskutować – ucięła z tym samym, niewzruszonym spokojem.

- Zamieszkasz z żonatym mężczyzną?! - wybuchnęłam.

- Bez obaw, jego żona nigdy nie przyjeżdża do Lublina. Ich małżeństwo to fikcja, układ zawarty pomiędzy ich rodzinami – dodała. - Joachim zamierza się rozwieść.

- I z tej fikcji wzięło się dziecko? - podsunęłam powątpiewająco. - Opowiedział ci tę bajeczkę i ty w nią uwierzyłaś? Mój Boże, Helena, przejrzyj na oczy! Joachim pochodzi z bogatej, utytułowanej rodziny. Ty jesteś zaledwie volksdeutschką, mieszczanką, córka polskiego komunisty. Jego rodzina prędzej go wydziedziczy niż zgodzi się na wasz związek.

- Nie będziemy ich pytać o zdanie – odparła twardo. - Póki trwa wojna, a on jest tutaj, chcę być po prostu szczęśliwa.

- Nie masz wstydu?! - wyrzuciłam.

- Niech będzie, że nie mam – przyznała beznamiętnie. - Nie dbam o to.

- A o co dbasz? O kogo? O doktorze Krugerze bardzo szybko zapomniałaś, Janka zwodziłaś...

- Nic Jankowi nie obiecywałam. Maks chciał jechać na front, nie zważając na nikogo, a już na pewno nie na moje uczucia... - głos jej zadrżał i urwała.

W jej oczach stanęły łzy.

- To nie tak – wypaliłam bez zastanowienia. - To sprawka sturmbannfuhrera.

Helena wbiła we mnie osłupiałe spojrzenie.

- Słucham?

- Powiedział mi, że ten błyskawiczny przydział uchroni doktora Krugera przed aresztowaniem. Gestapo od miesięcy deptało mu po piętach.

- Boże... - Helena opadła na krzesło.

- Nie mów mi, że nie wiedziałaś, czym zajmował się twój ukochany.

- On nie robił nic złego, mamo! - zaprotestowała. - Leczył ludzi, po prostu nikomu nie odmawiał pomocy.

- Nawet partyzantom?

- Nie, nie wiem, nie opowiadał mi o tym – plątała się.

- Narażał cię samym faktem, że się z tobą spotykał. Dobrze się stało, że wyjechał.

- Ty go o to prosiłaś? - podjęła, coraz bardziej zdenerwowana.

- Nie, oczywiście, że nie.

- Prosiłaś go, prawda? Prosiłaś sturmbannfuhrera, by usunął Maksa. Namówiłaś go również, by zabił Sauera. Jesteś równie bezwzględna jak on i masz na rękach krew niewinnego człowieka!

- Helena, opanuj się, co ty wyga...

Zamarłam, z niedokończonym słowem na ustach. W progu kancelarii stał Tadeusz Solman, z rękami w kieszeniach

- Przepraszam, że przeszkadzam – wypalił z bezczelnym uśmiechem. - Chodzi o tę zniszczoną młockarnię. Dobrze by było, żeby pan dziedzic o tym wiedział.

- To niechże pan idzie z tym do Jana! - wybuchnęłam, spanikowana.

Odwrócił się i wyszedł.

Helena pobladła.

- Ile słyszał? - zapytała bez tchu.

- Nie mam pojęcia – przyznałam bezradnie.


Wieczorem, po całym dniu bicia się z myślami, poszłam rozmówić się z Solmanem. Nie mogłam zostawić tego w ten sposób, w zawieszeniu, tkwić w niepewności, zwłaszcza teraz, gdy Geista nie było. Musiałam wiedzieć, musiałam mieć pewność, ile usłyszał i ile się domyślił. Tadeusz Solman zawsze traktował mnie nieco nieuprzejmie i obcesowo. Przy czym, nie byłam pewna, czy był grubiański z natury, czy raczej jak inni uznał, że w związku z poufałością łączącą mnie z Geistem, nie zasługiwałam na szacunek.

Zajmował wraz z córką pokój w oficynie, nad kuchnią. Największy, z dwoma żelaznymi łóżkami, trzydrzwiową szafą, biurkiem przy oknie i okrągłym stołem z krzesłami. Brygida siedziała na łóżku z książką.

- Proszę usiąść – wskazał mi krzesło przy stole.

Brygida zawiesiła na mnie zaciekawione spojrzenie. Musiałam przyznać, że jej dziecięca uroda rozkwitała, w przyszłości miała stać się prawdopodobnie dużo ładniejsza od mojej Wici. Z pewnością powabność odziedziczyła po matce, bo jej ojca trudno było nazwać przystojnym mężczyzną. Choć szczupły i wysoki, Tadeusz Solman rysy twarzy miał grube, pospolite, wydatny nos i znaczne zakola. Zwykle chodził niedogolony i sprawiał wrażenie zaniedbanego. Nosił się po wojskowemu, chodził w butach do konnej jazdy i bryczesach, jakiś bluzach przepasanych skórzanym pasem i w furażerce, a jego garderoba już na pierwszy rzut oka prosiła się o pranie i prasowanie. Ponieważ przywykłam na co dzień do widoku mężczyzn eleganckich, wręcz nienagannych, jego niedbalstwo uważałam za niedopuszczalne folgowanie własnemu lenistwu.

- Chciałabym pomówić z panem w cztery oczy – powiedziałam, siadając.

- Brydzia – odezwał się do córki. - Biegnij do kuchni, na pewno na coś się tam Celinie przydasz.

Dziewczynka z wyraźnym żalem odłożyła książkę na biurko i wyszła z pokoju. Zamarzyłam, by Wicia z podobnym smutkiem rozstawała się z lekturą, a nade wszystko z własnej, nieprzymuszonej woli po książki sięgała.

- Mogę w czymś pomóc, pani Krauss? - Solman wbił we mnie wyczekujące spojrzenie.

- Był pan dziś świadkiem mojej rozmowy... właściwie kłótni z córka – poprawiłam. - Padły słowa, które mógł pan opacznie zrozumieć.

- Nic nie słyszałem – uciął.

Wbiłam w niego twarde spojrzenie:

- Bardzo proszę. Wiem, że sporo pan słyszał. Chciałabym pewne kwestie wyjaśnić, by nie stały się zarzewiem krzywdzących plotek.

- Nie zajmuję się plotkami, pani Krauss – zapewnił oschle. - Babą nie jestem. Mam dość roboty.

- Tak, oczywiście. Niemniej...

- Niepotrzebnie kłopocze sobie pani tym swoją śliczną główkę – dodał arogancko.

- Panie Solman! - wybuchnęłam z niesmakiem. - Na co pan sobie pozwala!

- Powiedziałem przecież, że nic nie słyszałem, a pani się upiera – mruknął.

- Dobrze – ucięłam. - Pomówmy inaczej. To pan pilnował Sauera tamtej nocy, kiedy się powiesił, prawda?

- Ano ja. Z tym młodym podporucznikiem. Ale warty na baczność przy nim nie pełniłem. Późno w noc zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem się położyć.

- Spał pan? - dopytywałam.

- Nie sądzę.

- Blanck insynuuje, że ktoś Sauerowi pomógł rozstać się z życiem.

- Nie ja, a klucz był przy mnie, drzwi zamknięte. Rano, jak je otworzyłem, zastałem wisielca – wyjaśnił zdawkowo.

- A sturmbannfuhrer? Poszedł do oficyny wkrótce po zajściu przed czworakami.

- Jego niech pani zapyta.

- Wpuścił go pan do pokoju, w którym siedział Sauer?

- A co, mogłem nie wpuszczać? Ja tu nie rządzę. Pogadać z nim chciał, wpuścić kazał, to wpuściłem.

- A kiedy sturmbannfuhrer wychodził, Sauer żył jeszcze? - dopytywałam niestrudzenie.

- Oczywiście. W środku nocy musiał się powiesić.

Głośno wciągnęłam i wypuściłam powietrze. Naprawdę się nie domyślał, czy dla własnego bezpieczeństwa grał nieświadomego?

A wtedy Solman pochylił się przez stół w moim kierunku i wyszeptał:

- Gdyby chodziło o moją córkę, zrobiłbym to samo i nie wahałbym się ani przez chwilę.

Milczeliśmy dłuższy czas. Zbierałam się na odwagę, wreszcie przemówiłam:

- A gdyby istniało podejrzenie, że Sauer tego nie zrobił, że był niewinny, bo... moja córka się pomyliła, niesłusznie go oskarżyła? - podjęłam, świadoma, że stąpam po cienkim lodzie.

- Jaki tam Sauer niewinny – prychnął. - Zalecał się do dziewczynki, dorosły mężczyzna. Na schadzkę się umówił, z dzieckiem! Prędzej czy później źle by się to skończyło. Prawda zwykle leży gdzieś pośrodku, pani Krauss. Blancka niech pani nie słucha. Dużo gada, ale nic nie zdziała, nie jest tak głupi, by sam, w pojedynkę, przeciwstawiać się takiemu człowiekowi jak Geist. Jak mówią, psy szczekają, karawana idzie dalej.

Dziwne, że Geist powiedział mi kiedyś coś podobnego o szczekającym psie. Pokiwałam głową, pochyliłam się do przodu, podobnie jak Solman i zapytałam, mrużąc oczy:

- A jakim człowiekiem jest Geist?

- Pani wie to lepiej ode mnie – uśmiechnął się bezczelnie.

Wyprostowałam się:

- Nie podobają mi się słowa, które pan dobiera, panie Solman – stwierdziłam wyniośle.

- Jestem prostym człowiekiem, pani Krauss – wyjaśnił bez cienia skruchy.

- Raczej niegrzecznym i impertynenckim – podsumowałam. - Przykro mi, że nasza rozmowa zeszła na takie tory.

Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi.

- Pani Krauss – odezwał się i wstał również.

- Ma mi pan coś jeszcze do powiedzenia? - warknęłam, odwracając się.

- Tak. Cokolwiek pani podejrzewa, proszę nie wyjawiać tego sturmbannfuhrerowi. Nie może mieć pani pewności, jak się zachowa, jak to przyjmie. Dość słyszałem, by wiedzieć, że to człowiek nieobliczalny i popędliwy.

- Co takiego pan słyszał? - podjęłam lodowato.

- O różnych wyczynach sturmbannfuhrera w tym domu, zimą tego roku.

- To były sprawy osobiste – ucięłam.

- Chyba, że tak – mruknął i spuścił wzrok. - Ale przyszła pani do mnie po radę, więc tylko taką mogę dać.

- Skąd pomysł, że przyszłam do pana po radę? - podjęłam z udawanym zdumieniem. - Jan namyślił się w sprawie młockarni. Prosił, bym panu przekazała, że kupi od właściciela Luchtówki. Mają drugą, przedwojenną, prawie nieużywaną. Miał pan rację, naprawiać naszej nie ma żadnego sensu, jest w takim stanie, że będzie z nią kłopot przez całe żniwa. Jutro pan pojedzie rozmówić się w sprawie ceny.

- Dziękuję – odparł Solman.

Wyszłam energicznie.


Młockarnia pracowała pełną parą. Jan pochylił się i zanurzył dłoń w ziarnie. Zacisnął ją, a potem rozluźnił. Ziarno przesypało się pomiędzy jego palcami. Jan wyprostował się i odwrócił do ludzi:

- Urodzajne lato – zaintonował. - Bóg nam sprzyja. Nikt nie będzie głodny i na kontyngent wystarczy. A na koniec żniw urządzimy dożynki jak za lepszych czasów. Dziękuję wam. Wszyscy na to ciężko pracowaliście.

Rozległy się wiwaty. Jan się uśmiechnął, odwrócił i powoli, opierając się o kule, ruszył w kierunku domu. Poszłam za nim

- Cenią cię i szanują – powiedziałam.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie twardo:

- Szanują i cenią tę ziemię. Tak jak ja. To nas łączy. Za czasów młodości mojego ojca była tu Rosja. Potem Polska. Teraz Niemcy. Cokolwiek będzie za kilka lat, ziemia to wytrzyma. Nawet wypalona do cna, odrodzi się. Jest wieczna i niezniszczalna.

Dotknęłam jego ramienia

- Przespacerujmy się – zaproponował. - I porozmawiajmy.

Odwróciliśmy się i w tamtym momencie dostrzegłam, że przed ganek zajechał znajomy samochód. Nie potrafiłam ukryć uśmiechu.

- Major wrócił – mruknął Jan i zawiesił na mnie uważne spojrzenie. - Idź – nakazał.

Wiedziona niezrozumiałym impulsem zerwałam się i ruszyłam biegiem w kierunku domu.

Continue Reading

You'll Also Like

2.3K 158 9
Do 3 klasy technikum dochodzi nowa dziewczyna, Maeve Parkin. Jest ona introwertyczką i od samego początku widzi że nie dogada się z nikim z rówieśnik...
7.8K 438 27
Mija kilka miesięcy od afery ze skowyjcami. Judy i Nick stali się jedną z najlepszych i najbardziej zgranych par policjantów w mieście, rozwiązując r...
37.4K 1.5K 17
Zastanawialiście się co by było gdyby do kadry nauczycielskiej w Hogwarcie dołączył jeszcze jeden profesor? Co by było gdyby charakterem dorównywał M...
289K 13.2K 103
Nigdy nie ufaj ocalałemu dopóki nie dowiesz się jak udało mu się przetrwać. Cześć I W członkach rodziny Targaryan płynie krew Pierwszych Wilków. M...