Duch (Zakończone)

fulwia

31.7K 4.3K 1.6K

Rok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać... Еще

Prolog
Część 1. Czerwiec 1942. Wicia
Część 2. Czerwiec 1942. Paulina
Część 3. Czerwiec 1942. Wicia
Część 4. Czerwiec 1942. Paulina
Część 5. Czerwiec 1942. Wicia
Część 6. Czerwiec 1942. Paulina
Część 7. Czerwiec 1942. Wicia
Część 8. Czerwiec 1942. Paulina
Część 9. Czerwiec 1942. Wicia
Część 10. Czerwiec 1942. Paulina
Część 11. Lipiec 1942. Wicia
Część 12. Sierpień 1942. Paulina
Część 13. Sierpień 1942. Wicia
Część 14. Sierpień 1942. Paulina
Część 15. Sierpień 1942. Wicia.
Część 16. Sierpień 1942. Paulina
Część 17. Wrzesień 1942. Wicia
Część 18. Wrzesień 1942. Paulina.
Część 19. Wrzesień 1942. Wicia
Część 20. Wrzesień 1942. Paulina
Część 21. Wrzesień 1942. Wicia
Część 22. Październik 1942. Paulina
Część 23. Październik 1942. Wicia.
Część 25. Październik 1942. Wicia
Część 26. Listopad 1942. Paulina
Część 27. Listopad 1942. Wicia
Część 28. Listopad 1942. Paulina
Część 29. Listopad 1942. Wicia
Część 30. Listopad 1942. Paulina
Część 31. Grudzień 1942. Wicia
Część 32. Grudzień 1942. Paulina
Część 33. Grudzień 1942. Wicia.
Część 34. Grudzień 1942. Paulina.
Część 35. Grudzień 1942. Wicia
Część 36. Grudzień 1942. Paulina.
Część 37. Grudzień 1942. Wicia
Część 38. Grudzień 1942. Paulina
Część 39. Styczeń 1943. Wicia
Część 40. Styczeń 1943. Paulina
Część 41. Styczeń/luty 1943. Wicia
Część 42. Luty 1943. Paulina
Część 43. Luty 1943. Wicia
Część 44. Luty 1943. Paulina
Część 45. Luty 1943. Wicia
Część 46. Luty 1943. Paulina
Część 47. Luty 1943. Wicia
Część 48. Luty 1943. Paulina
Część 49. Marzec 1943. Wicia
Część 50. Marzec 1943. Paulina
Część 51. Kwiecień 1943. Wicia
Część 52. Kwiecień 1943. Paulina
Część 53. Kwiecień 1943. Wicia
Część 54. Kwiecień 1943. Paulina
Część 55. Maj 1943. Wicia
Część 56. Maj 1943. Paulina
Część 57. Czerwiec 1943. Wicia
Część 58. Czerwiec 1943. Paulina
Część 59. Czerwiec - lipiec 1943. Wicia
Część 60. Czerwiec - lipiec 1943. Paulina
Część 61. Lipiec 1943. Wicia
Część 62. Lipiec 1943. Paulina
Część 63. Sierpień 1943. Wicia.
Część 64. Sierpień 1943. Paulina
Część 65. Sierpień - wrzesień 1943. Wicia.
Część 66. Wrzesień 1943. Paulina
Część 67. Wrzesień - październik 1943. Wicia.
Część 68. Wrzesień - październik 1943. Paulina
Część 69. Listopad 1943. Wicia
Część 70. Listopad 1943. Paulina
Część 71. Listopad - grudzień 1943. Wicia
Część 72. Grudzień 1943. Paulina
Część 73. Grudzień 1943. Wicia
Część 74. Grudzień 1943. Paulina
Część 75. Grudzień 1943. Wicia
Część 76. Grudzień 1943. Paulina
Część 77. Styczeń 1944. Wicia
Część 78. Styczeń 1944. Paulina
Część 79. Styczeń - luty 1944. Wicia
Część 80. Styczeń - luty 1944. Paulina
Część 81. Marzec 1944. Wicia
Część 82. Marzec 1944. Paulina.
Część 83. Marzec 1944. Wicia
Część 84. Marzec 1944. Paulina
Część 85. Marzec - kwiecień 1944. Wicia.
Część 86. Marzec - kwiecień 1944. Paulina.
Część 87. Kwiecień 1944. Wicia
Część 88. Kwiecień 1944. Paulina
Część 89. Kwiecień - maj 1944. Wicia
Część 90. Kwiecień - maj 1944. Paulina
Część 91. Maj 1944. Wicia
Część 92. Maj 1944. Paulina
Część 93. Maj 1944. Wicia
Część 94. Maj 1944. Paulina
Część 95. Maj 1944. Wicia
Część 96. Maj 1944. Paulina
Część 97. Maj - czerwiec 1944. Wicia
Część 98. Maj - czerwiec 1944. Paulina
Część 99. Czerwiec 1944. Wicia
Część 100. Czerwiec 1944. Paulina.
Część 101. Czerwiec 1944. Wicia
Część 102. Czerwiec 1944. Paulina
Część 103. Czerwiec 1944. Wicia
Część 104. Czerwiec 1944. Paulina
Część 105. Czerwiec 1944. Wicia.
Część 106. Czerwiec 1944. Paulina
Część 107. Czerwiec - lipiec 1944. Wicia
Część 108. Czerwiec - lipiec 1944. Paulina
Część 109. Lipiec 1944. Wicia.
Część 110. Od lipca 1944 do lat powojennych. Paulina
Epilog. Wicia.

Część 24. Październik 1942. Paulina

294 42 30
fulwia

Ograniczenie przydziału benzyny poskutkowało tym, że przesiedliśmy się na wóz zaprzężony w starą klacz, mając na uwadze nieprzewidywalność Siwka. Uparta i powolna kobyła dawała się prowadzić tylko Wilhelmowi, pod batem kogokolwiek innego stała w miejscu jak uparty muł. Irracjonalnie, ja, mieszczka z urodzenia, czułam się jak na wiejskich wakacjach przed laty, kiedy będąc młodą dziewczyną dostąpiłam zakazanej przyjemności przejażdżki na wozie z sianem. Dziwne, jakie obrazy przywołuje mózg, pozostający w stanie niekończącego się napięcia i strachu.

Tamtego popołudnia Wicia czekała na mnie w sieni.

- Mamo - powiedziała, wyraźnie z tego faktu zadowolona. - Przyjechał pan major.

Właściwie, spodziewałam się jego wizyty.

- Czeka na mnie? - podjęłam, zdejmując chustkę i roztrzepując włosy.

- Rozmawia ze stryjem w bibliotece.

Zatrzymałam się. Czego mógł chcieć od Jana?

- Idź na górę i powiedz Ninie, żeby pod żadnym pozorem nie schodziła na dół - poleciłam Wici.

Na schodach stała Ewa, tuląc do siebie Adasia.

- Stryj już to zarządził - odpowiedziała szeptem. - Sądzisz, mamo, że jego przyjazd ma związek z Niną?

- Nie wiem - przyznałam. - Nie martw się. Gdyby chciał nam zaszkodził, zrobiłby to dawno temu.

Pomyślałam o Gustawie i ogarnął mnie dławiący strach. Skierowałam się do biblioteki. Zapukałam i nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka. Jan siedział przy biurku i palił fajkę. Posłał mi krótkie, spłoszone spojrzenie. Geist siedział rozparty na sofie. Na mój widok wstał:

- Dzień dobry. Właściwie czekaliśmy na panią.

Dlaczego zwykłe słowa w jego ustach nabierały niepokojącej dwuznaczności?

Przeszłam przez pokój i usiadłam w fotelu pod oknem

Założyłam nogę na nogę, eksponując niemiłosiernie umorusane bryczesy i oficerki. Geist przetasował mnie rozbawionym spojrzeniem

- Jest pani bardzo zapracowaną kobietą, nawet pani szwagier nie potrafił określić, gdzie pani pojechała i kiedy możemy spodziewać się pani powrotu - powiedział.

Nabrałam powietrza w płuca, potem je wypuściłam. Zaczęłam mówić z wyniosłością urodzonej szlachcianki:

- Jan dał mi wolną rękę w wielu kwestiach. Nałożono na nas restrykcje w związku z opóźnieniem w dostawie kontyngentu. Rabunkowa wręcz eksploatacja majątku i brak wystarczającej siły roboczej powodują, że jesteśmy w sytuacji, kiedy każda para rąk do pracy się liczy.

- Właśnie widzę - mruknął, przetasowując mnie rozbawionym spojrzeniem. - Pracuje pani przy przerzucaniu gnojówki?

Pominęłam jego uwagę wyniosłym milczeniem. Przynajmniej wiedziałam już, że z całą pewnością nie przyjechał w sprawie Gustawa.

- Z tego, co słyszałem, konsekwentnie odmawia pan przyjmowania robotników przymusowych, co znacząco wpływa na wydajność majątku -odezwał się Geist.

- Nie biorę ich, bo są do niczego, nie mają serca i zapału do pracy - mruknął Jan.

- Serca i zapału - powtórzył Geist z naciskiem. - A może to pan nie potrafi tego zapału z nich wykrzesać?

- Co pana do nas sprowadza, panie sturmbannfuhrerze? - przerwałam dość ostro tę niedorzeczną wymianę uszczypliwości.

Jan odchrząknął.

- Pan major chciałby u nas zamieszkać - powiedział szybko, jakby nie chcą przedłużać tej żenującej gry.

Zdębiałam.

- Dałem się uwieść kojącej, idyllicznej atmosferze państwa domu - dodał Geist z bezczelnym uśmiechem. - Wspominałem pani kiedyś, że nie lubię miasta.

- Nie, to niemożliwe - odpowiedziałam szybko, twardo. - Nie szukamy lokatora. Ani mój szwagier, ani ja nie możemy się na to zgodzić. To wykluczone.

- Przed chwilą powiedziałem panu majorowi dokładnie to samo - wtrącił Jan.

Geist westchnął.

- Właściwie, miałem nadzieję, że pani mnie poprze. Dlatego nalegałem, byśmy zaczekali z ostateczną decyzją na pani powrót.

Spojrzałam na Jana.

- Dlaczego miałabym pana poprzeć? Ponieważ wyświadczył mi pan grzeczność umożliwiając Ninie powrót do domu, kiedy została zatrzymana na podstawie kolosalnej pomyłki?

Geist nie przestawał się uśmiechać. Uniósł brwi.

- Właśnie.

- Decyzja mojego szwagra jest ostateczna - powiedziałam twardo.

Uśmiech zniknął z jego twarzy:

- Pani mnie źle zrozumiała - powiedział beznamiętnym tonem urzędnika. - Nie proszę państwa o zgodę. Jeżeli mi odmówicie, za kilka dni przyjadę z nakazem zajęcia całego domu.

Zapadłam się głębiej w fotel. Poczułam się tak, jakby zaczęła mnie wciągać jakaś czeluść, grząskie piaski. Co on knuł?

Jan uniósł się na dłoniach, opartych o blat biurka:

- To niedopuszczalne! Jestem obywatelem niemieckim. Chroni mnie niemieckie prawo. Mój majątek nie może podlegać konfiskacie! - podniósł głos.

- Może podlegać nadzorowi w przypadku uzasadnionych podejrzeń, iż celowo nie wywiązujecie się państwo z obowiązków wobec niemieckiej armii - wyjaśnił Geist spokojnie, z kompletną obojętnością.

- To absurd! Jesteśmy obciążeni potężnymi kontrybucjami na rzecz wojska. Zwłoka nie wynikła z naszej winy! Wyjaśniliśmy już tę kwestię.

- Niestety, docierają do mnie niepokojące sygnały. Ziarno niepewności zostało zasiane. Powiedzmy, że moja obecność w Niewiadowie będzie miała charakter prewencyjny - zmrużył oczy i dodał po chwili - W szerokim tego słowa znaczeniu.

- Jeżeli to oficjalna decyzja - złożymy odwołanie. Nie ma podstaw do jakichkolwiek podejrzeń! Zwrócę się z tym do pułkownika Wittenberga! - zapowiedział Jan ostrym tonem.

- Proszę się uspokoić, krzyczy pan na niemieckiego urzędnika i oficera SS, to jest niedopuszczalne - odpowiedział Geist równie ostrym tonem. - Pułkownik Wittenberg jest zaledwie dowódcą wojsk rezerwowych i nie ma żadnego wpływu na decyzje administracyjne. Chciałbym porozmawiać z pana bratową na osobności. Może mi pan to umożliwić?

Spojrzałam na Jana niepewnie. Jego wzrok ciskał gromy, był czerwony na twarzy i ręce mu się trzęsły.

- Ze szwagrem nie mamy przed sobą tajemnic - stwierdziłam oschle.

- Doskonale, więc streści pani szwagrowi przebieg naszej rozmowy. Sądzę, że łyk świeżego powietrza w ogrodzie dobrze panu zrobi na nerwy - dodał, uśmiechając się bezczelnie. - Czy mógł pan już zostawić nas samych? Potrzebuje pan pomocy? - spojrzał wymownie na inwalidzki fotel Jana.

- Nie! - wrzasnął Jan i z impetem popychając koła rękami, opuścił pokój.

Geist wstał i zamknął za nim drzwi.

- Nerwowy człowiek - spuentował, ponownie wygodnie rozpierając się na sofie. - Mam nadzieję, że nasza rozmowa przebiegać będzie spokojniej.

- Dziwi mu się pan? - warknęłam. - Zjawia się pan i... właściwie czego pan chce?

- Zamieszkać tutaj.

- To niemożliwe.

- Proszę nie dramatyzować. Nie będę uciążliwym lokatorem. Wystarczą mi dwa niewielkie pokoje, jeden dla mnie, drugi dla mojego kierowcy, jeśli tak się złoży, że będę musiał mieć go do dyspozycji rano. O ile dobrze pamiętam, zachodnie skrzydło domu jest przez państwa praktycznie nieużywane?

- Bardzo pan spostrzegawczy. Ale dlaczego?

- Pani nieustająco zadaje pytania. Co - dlaczego?

- Nie wierzę w podejrzenia o... jak pan to określił... celowe niewywiązywanie się z obowiązków wobec niemieckiej armii.

- Pani hrabino - pochylił się do przodu, w moim kierunku. - Niech pani pomyśli o swojej sytuacji. Kilka dni temu pani córka została zatrzymana. Co by się stało, gdybym nie zdążył na czas?

Spuściłam wzrok. Wiedziałam, że miał rację.

- Nie zamierzam panu niczego ułatwiać. Ostateczna decyzja należy do mojego szwagra, to jego dom.

- Mam wrażenie, że pan Krauss... jest bardzo podatny na pani sugestie.

- Obawiam się, że nie zdaje sobie pan sprawy z warunków, jakie mamy w Niewiadowie - chwyciłam się ostatniego argumentu - Z całą pewnością nie są one takie, do jakich pan przywykł. Nie mamy elektryczności, korzystamy z lamp naftowych. Są kłopoty z bieżącą, ciepłą wodą, kiedy bojler się opróżni, trzeba dopompować wodę ze studni i ogrzać...

- Nie przywykłem do luksusów - przerwał mi.

- Mając w pamięci pańskie lubelskie mieszkanie, odnoszę inne wrażenie.

- To pani wrażenia. Zakończmy ten żenujący temat. Paulino - wstał, podszedł do mojego fotela i nachylił się nade mną, opierając dłonie na podłokietnikach. - Jest coś jeszcze.

- Kto panu pozwolił zwracać się do mnie poufale - warknęłam, wciskając się głębiej w fotel.

- Sądziłem, że osiągnęliśmy pewien stopień zażyłości.

- Jest pan bezczelny.

- Nie - wyprostował się. - To pani jest niewyobrażalnie bezczelna, szczerze mówiąc rozmiar pani bezczelności zapiera dech w piersiach. Sprawdzałem pewne informacje o pani i trafiłem na niepokojące fakty na temat pani małżeństw. Wie pani, czego dotyczą?

Zamarłam. On mi groził. Starałam się oddychać spokojnie i powoli, by zapobiec atakowi duszności. Nie chciałam, by stało się to na jego oczach, by ujrzał mój objaw słabości. Widział i wiedział za wiele.

- To plotki - skwitowałam cierpko.

- Pani pierwszy mąż był komunistą.

- To było dawno... bardzo dawno temu.

- Tak, być może, ale zamiłowanie do mężczyzn o radykalnych poglądach zaowocowało pani drugim małżeństwem.

- Gustaw nie miał radykalnych poglądów, lecz takie, jakie miało wielu ludzi w przedwojennej Polsce. Był patriotą.

- Polskim patriotą - poprawił.

- Tak, jak zapewne pan wie, wówczas była tu Polska.

- I pomimo to została pani wpisana do kategorii Deutschstammige.

- Podobnie jak mój szwagier. Nie ponosimy odpowiedzialności za wybory Gustawa. Jestem Niemką. Mój ojciec urodził się w Prusach wschodnich, moja matka była Alzatką. Ojciec otrzymał pierwszą kategorię...

- Gratuluję. Taka z pani Niemka, jak ja jestem Polakiem.

Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy z furią. Wyrecytowałam, czy raczej wycedziłam przez zaciśnięte zęby, po polsku:

- Kto ty jesteś? Volksdeutsch cwany. Jaki znak twój? Krzyż złamany. Kto cię stworzył? Zawierucha. Co cię czeka? Gałąź sucha.

Popularny w Krakowie wierszyk zrobił na nim większe wrażenie, niż się spodziewałam. Twarz mu stężała, zniknął z niej ten bezczelny uśmieszek, cofnął się o krok.

Milczeliśmy dłuższą chwilę. Usiadł na sofie, zapalił papierosa i odezwał się spokojnym, niemal łagodnym tonem:

- Pani mąż trafił do dulagu w Stargardzie, następnie został przewieziony do oflagu w Arnswalde. Tam ślad się urywa.

Zamarłam w bezruchu, chłonąc te informacje.

- Co znaczy, że się urywa? - dopytywałam.

- Tego jeszcze nie wiem - przyznał.

- Zmarł?

- Raczej nie. W obozach jenieckich prowadzona jest szczegółowa ewidencja zgonów. Dostałaby pani zawiadomienie.

- Czyli... jest nadzieja?

- Być może został z jakiegoś powodu przeniesiony do innego obozu. Albo zbiegł. Jeśli to drugie, może okazał się dość zaradny, by dołączyć do garstki niedobitków polskiej armii, którym udało się przedostać do Anglii...

Odetchnęłam z ulgą.

- To dobra wiadomość, dziękuję - wypaliłam niepotrzebnie.

- Zależy, jak dla kogo. To kolejna rysa na reputacji pani rodziny.

- Nikt o tym nie wie.

- Ja o tym wiem.

- Potrafi pan tylko grozić?

- Kiedy nie przemawiają logiczne argumenty. Cel uświęca środki.

- Machiavelli - mruknęłam wzgardliwie.

- Tak czy inaczej, osiągnę to, co chcę. A pani powinna wiedzieć, że nie warto robić sobie ze mnie wroga. Jestem pani potrzebny jako przyjaciel - wstał, odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.

- Ależ pan jest moim wrogiem! - wybuchnęłam. - To już ustaliliśmy. Stoimy po przeciwnych stronach. Nie wolno nam o tym zapominać. Zawsze, w każdej chwili, możemy znaleźć się w sytuacji, kiedy będziemy musieli dokonać wyboru. Opowiedzieć się po którejś stronie albo wzajemnie pozabijać. Jest pan na to przygotowany? Pytam - prawie krzyczałam. - Czy jest pan gotowy, kiedy przyjdzie pora, zabijać, aby ochronić moją rodzinę albo wpakować mi kulkę w łeb?!

Zatrzymał się i spojrzał na mnie z dziwną intensywnością.

- Tak - powiedział zaskakująco spokojnie. - Tego mnie nauczono.

Odwrócił się do wyjścia.

- Panie sturmbannfuhrerze - odezwałam się.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.

- Coś jeszcze?

- Zgodzę się na pana pobyt... w naszym domu - zaczynam mówić ostrożnie, powoli. - Ale pod pewnym warunkiem.

- Pani chce stawiać warunki? - warknął.

- To drobiazg, który nie będzie pana kosztował wiele wysiłku. Mamy z Janem coraz większe kłopoty z zaopatrzeniem. Brakuje nam pieniędzy, nafta i benzyna są horrendalnie drogie i coraz trudniej dostępne.

- Ten problem dotyka wszystkich - stwierdził oschle. - Priorytetem jest zaopatrzenie wojska walczącego na froncie.

- Sądzi pan, że sytuacja na froncie diametralnie się poprawi, jeżeli dostaniemy parę galonów benzyny? Bez auta Jan jest praktycznie więźniem we własnym domu.

- Mógłby korzystać z rikszy - podsunął

- A pan chciałby jeździć do pracy rowerem? - odparowałam.

Spojrzał na mnie i niespodziewanie roześmiał się:

- Pani jest rozbrajająca. Pomimo wszystko nie traci pani werwy i animuszu. Niewątpliwie nie będę się tutaj nudził. Zgoda - wyciągnął do mnie rękę. - Postaram się, by te niedogodności nie dotykały państwa w rażący sposób. A od pani oczekuję, że wpłynie pani na decyzję szwagra.

Nie podałam mu ręki.

- Jest jeszcze jedna sprawa - powiedziałam oschle.

- Słucham.

- Chodzi o zabawkę, która podarował pan Wiktorii. Rozmawiałam na ten temat z pana siostrą. Była zbulwersowana faktem, że oddał pan misia Wiktorii. Wspominała, że to jedyna pamiątka. W takiej sytuacji jestem gotowa go zwrócić, rozmawiałam już z córką.

- Moją siostrę nadmiernie bulwersują wydarzenia zupełnie tego niegodne - przerwał mi. - Z kolei sprawy, które powinny ją bulwersować, nie robią na niej żadnego wrażenia. Nie zamierzam zabierać Wiktorii misia, tym bardziej, że bardzo go polubiła. Chyba, że dręczą panią obawy, iż zabawkę po zmarłej dziewczynce obciąża złe fatum?

- Nie jestem przesądna.

- Mówiono mi, że polski naród jest pełen przesądów i zabobonów.

- Babcia to panu mówiła? - podjęłam.

Przytaknął.

- Pewnie nie bardziej niż każdy inny - mruknęłam lekceważąco.- Ja obracałam się wśród światłych i wykształconych ludzi.

- Światli i wykształceni Polacy - powtórzył, starannie ważąc każde słowo.

- Proszę to sobie wyobrazić. I pozbawieni przesądów - dodałam z przekąsem.

Zrobił krok w moją stronę. Miałam wrażenie, że rozmowa schodziła na niebezpieczne tory.

- Mam prośbę. Nie wracajmy więcej do kwestii misia. Pójdę już. Czeka panią trudna rozmowa ze szwagrem.

Znów nie podałam mu ręki.

- Do widzenia, panie sturmbannfuhrerze.

Wyszedł z biblioteki, po chwili usłyszałam odgłos odjeżdżającego samochodu.

Opadam na fotel.


Jan zgodził się ze mną tak szybko i gładko, że nie zdążyłam nawet wytoczyć cięższych argumentów. Zauważyłam, że nadal lekko drżą mu ręce. Pozornie spokojna rozmowa ze mną, kosztowała go więcej niż gotów byłby przyznać

- Postępujemy słusznie, Janku - spuentowałam łagodnie, tonem, którym zwykłam uspakajać dzieci. - Już on znalazłby sposób, by postawić na swoim.

- Wiesz, Wicia opowiadała nam dziwne rzeczy o tamtym dniu, który spędziłyście w Lublinie - zaczął mówić Jan. - Mówiła, że major opowiadał jej bajkę na dobranoc, a na śniadanie dostała konfiturę od jego matki.

- Dzieci w tym wieku lubią zmyślać - mruknęłam, czując przypływ bezpodstawnej złości na własne dziecko. Była jeszcze małą dziewczynką. Nie rozumiała znaczenia wielu spraw.

- Oczywiście, dzieci w tym wieku konfabulują - zgodził się Jan. - Ale byłbym spokojniejszy, gdybym wiedział, że on cię nie krzywdzi

Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.

- Janku...

- Nie, proszę, nie kłam. Nie oceniam cię, nie potępiam. Ale, na litość boską, nie możesz mu na to pozwalać.

- Na co? - spojrzałam na niego, oszołomiona.

- Żeby wykorzystywał cię w taki sposób - uderzył pięścią w stół.

- Janku...

Wstałam i podeszłam do niego. Dotknęłam jego dłoni, zaciśniętej w pięść.

- On mnie nie wykorzystuje, Janku. Nie skrzywdził mnie w żaden sposób. Nie pytaj mnie, proszę, o to, co się dzieje, bo nie potrafię ci tego wytłumaczyć.

- Nic z tego nie rozumiem - przyznał Jan bezradnie.

- Kiedy Nina została zatrzymana, zachował się i postąpił całkiem adekwatnie - przypomniałam. - Wierzę, że w ostatecznym rozrachunku może okazać się pożytecznym i nieuciążliwym lokatorem.


Kiedy nieco później Wanda weszła do biblioteki, Jan uśmiechnął się do niej ze smutkiem:

- Wandziu, będziemy mieć gościa z Lublina.

- Na długo?

- Kto to wie. Pewien niemiecki urzędnik zamieszka w Niewiadowie. Major Albrecht Geist.

- Ale dlaczego on chce tutaj zamieszkać? - wybuchnęła Wanda. - Czy nie mają w Lublinie swojej dzielnicy?

- Chyba już się tam nie mieszczą - zasugerował Jan ostrożnie.

- Są jak pluskwy, wciskają się wszędzie - warknęła Wanda, wychodząc.

Продолжить чтение

Вам также понравится

11.6K 786 11
❝ On walczył z własnym demonem. Ona pokazała, że nie jest sam. ❞ FANFICTION | Natasha Romanoff & James Barnes
1.4K 95 8
[Sailor Moon Post Stars] Czy pojawienie się Chibiusy w życiu Usagi Tsukino mogło przynieść niespodziewane konsekwencje? Czy to możliwe, że jej podró...
Symbiont i ja Aleksandra Barbacho...

Научная фантастика

10.5K 389 18
Samantha Shelby pracuje w wojsku. Rzadko walczy na froncie lecz często szkoli nowych rekrutów, ale zdarza się jej zabezpieczać tereny po katastrofach...
4.2K 303 72
Witam, cześć i czołem. Nie jest to klasyczne love story z bogiem kłamstw w roli głównej, których pełno na Wattpadzie. Mam na imię Tori i jestem jedy...