Duch (Zakończone)

By fulwia

31.7K 4.3K 1.6K

Rok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać... More

Prolog
Część 1. Czerwiec 1942. Wicia
Część 2. Czerwiec 1942. Paulina
Część 3. Czerwiec 1942. Wicia
Część 4. Czerwiec 1942. Paulina
Część 5. Czerwiec 1942. Wicia
Część 6. Czerwiec 1942. Paulina
Część 7. Czerwiec 1942. Wicia
Część 8. Czerwiec 1942. Paulina
Część 9. Czerwiec 1942. Wicia
Część 10. Czerwiec 1942. Paulina
Część 11. Lipiec 1942. Wicia
Część 12. Sierpień 1942. Paulina
Część 13. Sierpień 1942. Wicia
Część 14. Sierpień 1942. Paulina
Część 15. Sierpień 1942. Wicia.
Część 16. Sierpień 1942. Paulina
Część 17. Wrzesień 1942. Wicia
Część 18. Wrzesień 1942. Paulina.
Część 19. Wrzesień 1942. Wicia
Część 21. Wrzesień 1942. Wicia
Część 22. Październik 1942. Paulina
Część 23. Październik 1942. Wicia.
Część 24. Październik 1942. Paulina
Część 25. Październik 1942. Wicia
Część 26. Listopad 1942. Paulina
Część 27. Listopad 1942. Wicia
Część 28. Listopad 1942. Paulina
Część 29. Listopad 1942. Wicia
Część 30. Listopad 1942. Paulina
Część 31. Grudzień 1942. Wicia
Część 32. Grudzień 1942. Paulina
Część 33. Grudzień 1942. Wicia.
Część 34. Grudzień 1942. Paulina.
Część 35. Grudzień 1942. Wicia
Część 36. Grudzień 1942. Paulina.
Część 37. Grudzień 1942. Wicia
Część 38. Grudzień 1942. Paulina
Część 39. Styczeń 1943. Wicia
Część 40. Styczeń 1943. Paulina
Część 41. Styczeń/luty 1943. Wicia
Część 42. Luty 1943. Paulina
Część 43. Luty 1943. Wicia
Część 44. Luty 1943. Paulina
Część 45. Luty 1943. Wicia
Część 46. Luty 1943. Paulina
Część 47. Luty 1943. Wicia
Część 48. Luty 1943. Paulina
Część 49. Marzec 1943. Wicia
Część 50. Marzec 1943. Paulina
Część 51. Kwiecień 1943. Wicia
Część 52. Kwiecień 1943. Paulina
Część 53. Kwiecień 1943. Wicia
Część 54. Kwiecień 1943. Paulina
Część 55. Maj 1943. Wicia
Część 56. Maj 1943. Paulina
Część 57. Czerwiec 1943. Wicia
Część 58. Czerwiec 1943. Paulina
Część 59. Czerwiec - lipiec 1943. Wicia
Część 60. Czerwiec - lipiec 1943. Paulina
Część 61. Lipiec 1943. Wicia
Część 62. Lipiec 1943. Paulina
Część 63. Sierpień 1943. Wicia.
Część 64. Sierpień 1943. Paulina
Część 65. Sierpień - wrzesień 1943. Wicia.
Część 66. Wrzesień 1943. Paulina
Część 67. Wrzesień - październik 1943. Wicia.
Część 68. Wrzesień - październik 1943. Paulina
Część 69. Listopad 1943. Wicia
Część 70. Listopad 1943. Paulina
Część 71. Listopad - grudzień 1943. Wicia
Część 72. Grudzień 1943. Paulina
Część 73. Grudzień 1943. Wicia
Część 74. Grudzień 1943. Paulina
Część 75. Grudzień 1943. Wicia
Część 76. Grudzień 1943. Paulina
Część 77. Styczeń 1944. Wicia
Część 78. Styczeń 1944. Paulina
Część 79. Styczeń - luty 1944. Wicia
Część 80. Styczeń - luty 1944. Paulina
Część 81. Marzec 1944. Wicia
Część 82. Marzec 1944. Paulina.
Część 83. Marzec 1944. Wicia
Część 84. Marzec 1944. Paulina
Część 85. Marzec - kwiecień 1944. Wicia.
Część 86. Marzec - kwiecień 1944. Paulina.
Część 87. Kwiecień 1944. Wicia
Część 88. Kwiecień 1944. Paulina
Część 89. Kwiecień - maj 1944. Wicia
Część 90. Kwiecień - maj 1944. Paulina
Część 91. Maj 1944. Wicia
Część 92. Maj 1944. Paulina
Część 93. Maj 1944. Wicia
Część 94. Maj 1944. Paulina
Część 95. Maj 1944. Wicia
Część 96. Maj 1944. Paulina
Część 97. Maj - czerwiec 1944. Wicia
Część 98. Maj - czerwiec 1944. Paulina
Część 99. Czerwiec 1944. Wicia
Część 100. Czerwiec 1944. Paulina.
Część 101. Czerwiec 1944. Wicia
Część 102. Czerwiec 1944. Paulina
Część 103. Czerwiec 1944. Wicia
Część 104. Czerwiec 1944. Paulina
Część 105. Czerwiec 1944. Wicia.
Część 106. Czerwiec 1944. Paulina
Część 107. Czerwiec - lipiec 1944. Wicia
Część 108. Czerwiec - lipiec 1944. Paulina
Część 109. Lipiec 1944. Wicia.
Część 110. Od lipca 1944 do lat powojennych. Paulina
Epilog. Wicia.

Część 20. Wrzesień 1942. Paulina

458 55 16
By fulwia

Z początku był niegrzeczny, arogancki i niemal parodiował sam siebie w roli sztywnego służbisty. Potem, w restauracji pomyślałam, że obawiał się, aby ktoś nie podsłuchał naszej rozmowy w jego biurze.

Zabrałam ze sobą Wicię, w pewnym sensie posłużyłam się nią.

Nie mogłam być pewna, czy jego zainteresowanie jest bardziej skupione na mnie czy na mojej córce. Miałam świadomość, że Wicia musi mu bardzo przypominać jego zmarłą córkę, i że przebywanie z nią zarazem sprawia mu przyjemność i ból. Jakby mógł na chwilę przenieść się do świata, który utracił. Oczywiście, to był najpodlejszy rodzaj manipulacji.

Nie wiem, dlaczego zgodziłam się pojechać do jego mieszkania. To znaczy do mieszkania, które zajął. To było nieracjonalne. Niepotrzebne. Prześladowała mnie jakaś niedorzeczna, wręcz obsesyjna ciekawość, jakby to było być z nim jak z mężczyzną.

Pomyślałam też, że jeśli to zrobię - on będzie nas chronił. To był oczywiście jeszcze większy absurd. Żaden oficer SS by tego nie robił, nie narażałby się w ten sposób. Ale rozpaczliwie próbowałam sama przed sobą jakoś tę sytuację uzasadnić.

Nienawidziłam ich. Urzędników chyba jeszcze bardziej niż żołnierzy walczących na froncie. To oni trzymali w swoich rękach nasz los. To oni decydowali, organizowali nam życie, począwszy od najprostszych spraw, a skończywszy na kwestiach życia bądź śmierci. Żołnierz na froncie przynajmniej widział, że strzela do ludzi. Dla urzędników ludzie byli tylko liczbami na papierze lub zbitką liter składających się na czyjeś nazwisko. Byli abstrakcją i nie znaczyli kompletnie nic.

Tyle straciłam. Wojna zabrała mi Gustawa, Jurka, Mietka, tylu przyjaciół z uniwersytetu.

Nie miałam podstaw się łudzić, a jednak uparcie to robiłam.

Geist nie był młodym chłopakiem, wcielonym do armii wbrew swojej woli, cywilem na wojnie - wyrwanym ze spokojnego świata i wkręconym w wojenną machinę. On był oficerem SS, dojrzałym mężczyzną, świadomym swoich czynów, butnym i aroganckim. Dlaczego zatem tak bardzo mnie pociągał? Nie byłam niedoświadczoną gęsią. Miałam kilku mężczyzn, dwóch mężów. Oba moje małżeństwa oparte były na czymś więcej niż cielesność - na bliskości w wymiarze duchowym, szacunku, podziwie, podobnej hierarchii wartości, wspólnych celach, pasjach, marzeniach. Z nim to był tylko fizyczny pociąg, poza tym - nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Dlaczego było to tak silne, tak bardzo mnie prześladowało?

Wierzyłam, chciałam wierzyć, że on był w gruncie rzeczy przyzwoitym człowiekiem, Że był wrażliwszy, inteligentniejszy i bardziej przenikliwy niż mógł i chciał to okazać. Że nie był głupcem ani szaleńcem, lecz w gruncie rzeczy spokojnym i zrównoważonym człowiekiem, starającym się postępować przyzwoicie w czasach, kiedy wartość przyzwoitości kompletnie się zdewaluowała i można sobie było nią tylko narobić kłopotów.

Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że się łudzę. W trzydziestym dziewiątym strzelał do Polaków. Pewnie robił też inne rzeczy. Zarazem, nie usiłował się za wszelką cenę wybielać, rozgrzeszać w moich oczach. Kimkolwiek był, cokolwiek robił - była w nim pewna, trudna do zdefiniowania godność.

Bękart, syn wiedeńskiej szansonistki. Mógłby zawstydzić zblazowanych, zaskorupiałych w przekonaniu o swojej wyższości patrycjuszy w rodzaju Jana czy Wittenberga.

W pokoju, na komodzie stało zdjęcie jego rodziny. Jego żona była naprawdę piękną kobietą, wyglądała tak młodo, a córka miała loki podobne do Wici. Choć twarz całkiem inną. Był też starszy o kilka lat chłopiec, w mundurze z krótkimi spodniami - pewnie należał do jednej z tych ich nazistowskich, młodzieżowych organizacji.

Teraz, kiedy analizuję jego słowa, uświadamiam sobie, że może powinnam była być ostrożniejsza, bo przez cały wieczór był spięty i mówił za dużo. Zdecydowanie za dużo mi powiedział. Jakby jakaś niewidzialna siła zmuszała go do mówienia. Odsłonił się. Rozmawiał ze mną w taki sposób, jakby to była nasza ostatnia rozmowa.

Kiedy Wicia zasnęła, usiedliśmy obok siebie na sofie w pokoju.

Zaczęłam się zastanawiać jak z wdziękiem przełamać barierę obcości pomiędzy nami, zmniejszyć dystans.

Dolał koniaku i choć wiedziałam, że zdecydowanie nie powinnam już pić - pociągnęłam spory łyk naprawdę wybornego, aksamitnego trunku. Ogarnął mnie stan upojenia, błogości. Dawno zapomniany. On również się napił, a potem zatoczył palcem kółko na krawędzi kieliszka i wypalił:

- Prosi mnie pani o kolejną przysługę, tymczasem nie rozliczyliśmy się jeszcze z poprzedniej.

Gdybym nie była na rauszu, pewnie doświadczyłabym stanu podobnego jak wtedy, gdy wręczył mi pistolet - oniemiałabym, nie potrafiłabym znaleźć słów. Ale alkohol dodawał mi animuszu:

- Nie mówmy o tym w ten sposób - zaszczebiotałam kokieteryjnie i założyłam nogę na nogę, odsłaniając kolano.

Obrzucił moje kolano niechętnym spojrzeniem:

- Mówiłem już pani, dwukrotnie, że nie jestem zainteresowany - mruknął z naciskiem.

- Mogłabym pana zaskoczyć - podsunęłam, nie wychodząc z roli.

- Naprawdę? - podjął ironicznie. - Jeśli szukałbym cielesnych uciech, wiedziałbym gdzie je znaleźć. Na pewno nie tutaj - zakończył wbijając na poły lekceważące, na poły kpiące spojrzenie w moją nogę.

Zasłoniłam kolano, a potem wytrzymałam jego spojrzenie.

- Nie mam na myśli umiejętności rodem z domu publicznego, bo ich nie posiadam - odpowiedziałam spokojnie i rzeczowo. - Ale mogę sprawić, że znów poczuje pan, że pan żyje... Albrechcie.

Zdębiał. Uznałam, że zaczynam zyskiwać przewagę i przysunęłam się do niego bliżej. Poczułam zapach tytoniu. Dotknęłam opuszkami palców niewielkiej blizny na jego podbródku. Wyglądała na starą, a zarazem trochę niepoważną, zadaną przypadkiem i nie z zamiarem wyrządzenia prawdziwej krzywdy - to nie mogła być rana wojenna.

- Skąd się wzięła? - zapytałam.

Zmrużył oczy

- Biłem się, miałem niepokorną młodość.

- Mój syn też wciąż z kimś się bił - przypomniałam sobie mimochodem. - Gniewałam się za to na niego, ale to oczywiście niczego nie zmieniało.

Dziwne, że mówiłam do niego takie rzeczy. Jakbym rozpaczliwie usiłowała stworzyć pomiędzy nami normalną sytuację, zwykłą znajomość pomiędzy kobietą, a mężczyzną.

- Ma pani syna? - zdziwił się.

- Tak.

- Też walczył w wojsku polskim? - zapytał z przekąsem.

- Nie, w trzydziestym dziewiątym był jeszcze dzieckiem.

- Chłopcy muszą się bić - spuentował.

A teraz toczą wojnę - przebiegło mi przez myśl.

Uśmiechnął się z jakimś nieokreślonym smutkiem, wstał i podszedł do kredensu. Opróżniliśmy całą karafkę koniaku, więc wyciągnął kolejną.

- Chciałbym wierzyć, że jest pani tutaj, ze mną, ponieważ chce pani tutaj być - powiedział. - Ale nie jestem głupcem. Pamiętam, jak zaczęła się nasza znajomość i nie chcę, żeby pani się łudziła.

- Wiem, że nie jest pan głupcem i nie próbuję pana wykorzystywać - zapewniłam, wyciągając rękę po kolejny kieliszek.

- Nie można mnie wykorzystać bez mojej wiedzy i zgody - dodał major. - Ale chciałbym, żeby mnie pani dobrze zrozumiała. Jeżeli myśli pani, że przychodząc do mnie, zapewnia pani sobie, swoim córkom i temu dziecku jakąś szczególną ochronę, myli się pani. Myli się pani podwójnie. Po pierwsze nie mam takiej władzy i wpływów. Po drugie - nie chcę tego robić. Nie w ten sposób.

- Jestem tutaj, ponieważ chciałam napić się z panem koniaku - odpowiedziałam z uśmiechem.

Uśmiechnął się kącikami ust. Bez przekonania. Zmrużył oczy i zobaczyłam siateczkę zmarszczek wokół nich. Nagle wydał mi się bardzo zmęczony i samotny. Zapragnęłam objąć go i dać mu trochę radości. Oczywiście, nadal usiłowałam usprawiedliwić samą siebie w swoich oczach.

- Dlaczego za wszelką cenę usiłuje pani zrobić z siebie prostytutkę? - powiedział nagle, z dziwnym znużeniem w głosie.

Może potrzebowałam nieco alkoholu, by zagłuszyć wyrzuty sumienia i wspomnienia o Gustawie. Ale odczuwałam, że alkoholu było już stanowczo za dużo. Wnętrze pokoju stawało się w moich oczach dziwnie niestabilne.

- Nie - powiedziałam ze stanowczością, którą sama siebie zaskoczyłam. - Ja nie chcę, by to odbyło się w ten sposób. Wiem, że w ten sposób to nie zadziała. To musi odbyć się inaczej. Jakbyśmy byli kochankami. Jakbym była kochanką, na którą czekał pan bardzo długo. Kiedy ostatni raz był pan z kobietą, której nie musiał pan płacić, ani przystawiać broni do głowy? - podsunęłam wyzywająco.

Pewnie tym go zmroziłam, ale mój umysł nie działał już zbyt sprawnie

- Nadal się nie rozumiemy, pani hrabino - rzucił oschle, kpiąco.

Skrzywiłam się. Nie lubiłam, gdy tak mnie nazywał. Spojrzałam na jego dłoń i sięgnęłam po ostatni argument. Myślałam o tym od jakiegoś czasu i nie dawało mi to spokoju. Zacisnęłam jedną dłoń na jego przedramieniu, a drugą ściągnęłam mu tę przeklętą rękawiczkę. Stawiała opór i gdzieś na dnie oszołomionego mózgu zaświtała mi myśl, że otworzyłam puszkę Pandory. Ale nie chciałam i nie mogłam już się wycofać.

Widok, który ujrzałam zmroził mnie i zaszokował, pomimo znieczulającego działania koniaku.

Oczywiście, wspomniał, że ma amputowane dwa palce i tego się spodziewałam. Rękawiczka miała jakieś wypełnienie, które nadało złudzenie, że ręka jest nienaruszona. W rzeczywistości stanowiła bezkształtny, przykurczony kikut obciągnięty spaloną skórą. Miałam wrażenie, że gdzieniegdzie przebijają fragmenty kości. Dziwiłam się, że mógł nią poruszać nawet w minimalnym stopniu. Widok był odrażający.

Oczywiście, mógł wyrwać mi rękę, ale tego nie zrobił. Patrzył wyczekująco. Przemogłam się i dotknęłam tej pozostałości dłoni opuszkami palców, lekko, delikatnie. To miał być intymny gest i odniosłam pożądany skutek. Chwycił mnie, przyciągnął do siebie, kontakt z jego ciałem podziałał na mnie elektryzująco. Upajał mnie jego zapach, dotyk jego twardej piersi. Zarzuciłam mu ręce na szyję i roześmiałam się. Całowałam żarliwie, zachłannie jego usta, całą twarz. Ogarnęła mnie euforia. W żaden sposób na moje pocałunki nie odpowiadał, ale to mnie nie zrażało.

Wstał i pociągnął mnie za rękę. Poprowadził do sypialni. W drzwiach wspięłam na palce i pocałowałam go mocno w usta. Był zbyt trzeźwy. Miał wątpliwości. Widziałam to.

Ogarnęła mnie nagle niezrozumiała słabość, senność.

- Jestem wykończona - stwierdziłam.

Zrobiłam krok i rzuciłam się na szerokie łóżko, twarzą w dół.

Podszedł do mnie, usiadł na łóżku i obrócił mnie na plecy.

Nagle ujrzałam nad sobą twarz Gustawa. Uśmiechnął się do mnie z czułością i pogłaskał mnie po twarzy:

- Nie jesteś wykończona - powiedział. - Jesteś pijana.

Odpłynęłam w niebyt.


Obudziłam się w jakimś, nieznanym mi pokoju. Usiłowałam usiąść, ale potężny ból głowy zmusił mnie do opadnięcia z powrotem na poduszkę. Jęknęłam. Rozejrzałam się niepewnie. Pokój spowity był w półmroku, spowodowanym przez zasłonięte ciężkimi storami okno. Duża szafa z lustrami. Krzesło. Komoda. Nocny stolik. Duże, wygodne łóżko.

Drzwi się otworzyły

- Dzień dobry - powiedział Geist.

Przeszedł przez pokój i odsłonił okno. Jasne światło raziło mnie boleśnie, zacisnęłam powieki odruchowo, potem ostrożnie otworzyłam oczy. Ból głowy się nasilił.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam niewyraźnie, bo gardło miałam wyschnięte, a każdy ruch szczęki potęgował ból głowy.

- W moim łóżku, tam, gdzie wczoraj desperacko usiłowała się pani znaleźć.

Wypiłam za dużo koniaku. Poszłam z nim do łóżka. W zasadzie taki miałam plan. Nic nie pamiętałam. Gdzie jest Wicia?

Usiadłam znowu i uświadomiłam sobie, że mam na sobie tylko bieliznę. On stał nade mną i patrzył z lekceważącą wyniosłością. Nie patrzył jak kochanek. Podciągnęłam kołdrę pod szyję.

- Gdzie jest Wicia? - zapytałam.

- W pokoju obok, czeka na panią.

Podsunął sobie krzesło i usiadł na nim, przy moim łóżku. Odsunęłam się instynktownie.

- Gdzie jest moje ubranie? - podjęłam niepewnie. - Muszę wracać do domu. Jan pewnie bardzo się niepokoi.

- Zwymiotowała pani, ubranie wymagało wyczyszczenia, zaraz otrzyma je pani z powrotem - zapewnił z chłodną obojętnością. - Kiedy będzie pani mogła utrzymać się na nogach, z pewnością wróci pani do domu. Ubolewam nad tym, że musiało to odbyć się w taki sposób.

- To ja... przepraszam, że sprawiłam kłopot. Zazwyczaj... Przed wojną zdarzało mi się wypić więcej bez przykrych konsekwencji. Prowadziliśmy z mężem dość ożywione życie towarzyskie.

- Nadal ma pani bardzo mocną głowę do trunków, pani hrabino - zapewnił z kpiącym uśmieszkiem. - Na ostatnim kieliszku, który pani otrzymała poległby każdy. Zawierał niewielką dawkę środka odurzającego.

Zdębiałam.

- O czym pan mówi?

- Zaraz pani wyjaśnię. Proszę napić się wody, ale niedużo, wciąż może mieć pani silne mdłości - wskazał na szklankę na stoliku.

Pilnując, by kołdra zakrywała mnie po szyję, sięgnęłam po szklankę. Ból w skroniach pulsował teraz w dziwnym, nieregularnym rytmie. Wypiłam ostrożnie mały łyk wody, potem drugi. Nie mogłam zebrać myśli. Co on mi zrobił?

- Dlaczego pan to zrobił? - wydukałam niepewnie.

- No cóż - wyprostował się w krześle. - Musiałem poznać pani prawdziwe intencje. Nie mogłem dłużej ryzykować. To coraz bardziej wyglądało na prowokację.

- Na litość boską... jaką prowokację? - wydukałam.

- Byłem przekonany, że ktoś mi panią podsunął - wyjaśnił beznamiętnie. - Nie miałem zamiaru skończyć zdegradowany, na froncie wschodnim.

- Słyszałam, że Niemcy obsesyjnie boją się utraty swoich stanowisk, ale żeby aż tak? - podsunęłam ironicznie.

Spojrzał na mnie z politowaniem, ale tego nie skomentował.

- Cóż, istotnie się pomyliłem - odezwał się po chwili. - Odpowiedź okazała się prostsza niż sądziłem. Ubolewam, że musiało dojść do takiej sytuacji.

Zalała mnie fala duszącego gniewu. Nie zważałam już na ból głowy.

- Jest pan wyrachowanym potworem. Nie miał pan prawa tak mnie potraktować! - wybuchnęłam i jęknęłam, gdyż ból głowy uderzył ze zdwojoną siłą. - Powinnam była zabić pana, wtedy, na tamtej stacji kolejowej, kiedy miałam okazję...

Pochylił się do przodu na krześle i wbił we mnie świdrujące spojrzenie.

- Może będzie pani miała jeszcze kiedyś okazję - spuentował cierpko i wstał. - Tymczasem proszę spróbować jeszcze pospać. To pani dobrze zrobi.

Wyszedł. Opadłam na poduszkę. Ból głowy był zbyt silny bym mogła podjąć jakąkolwiek aktywność. Pozostało mi posłuchać jego rady i postarać się jeszcze zasnąć.


Kiedy obudziłam się nieco później, za oknem było już szaro. Na krześle leżała moja garsonka. Z trudem wstałam, wypiłam jeszcze łyk wody i zaczęłam się ubierać. Proste czynności, jak zapinanie guzików, wymagały tytanicznego wysiłku. Powoli i ostrożnie zaczęłam przemieszczać się w kierunku drzwi, przytrzymując się mebli. Kręciło mi się w głowie, choć ból nieco osłabł. Z sypialni wyszłam wprost do dużego pokoju z okrągłym stołem i sofą. Geist siedział przy stole wraz z Wicią, która z pasją rysowała coś na dużej kartce papieru. Sturmbannfuhrer podniósł na mnie wzrok. Wicia aż rozdziawiła usta ze zdumienia na mój widok.

- Wstała pani - stwierdził Geist, choć było to oczywiste.

- Tak, muszę skorzystać z łazienki.

- Prosto i na lewo.

Minęłam go, wciąż asekurując się mebli. W łazience spojrzałam w lustro. Twarz miałam opuchniętą, włosy rozczochrane i przyklejone do twarzy. Umyłam twarz, przygładziłam włosy rękoma, potem znalazłam jakiś grzebień i uczesałam się nim, było mi wszystko jedno, że należał do Geista. Było lepiej, choć wiedziałam, że mój wygląd niczym po całonocnej libacji, z pewnością nie zachwyci Jana.

Wróciłam tą samą drogą. Geist wstał na mój widok

- O wiele lepiej - zapewnił. - Proszę usiąść - wskazał sofę. - Porozmawiajmy chwilę, a potem odwiozę panią do domu.

- Nie mam panu nic do powiedzenia. Gdzie jest Wicia?

- Poprosiłem, by zaczekała chwilę w drugim pokoju. Lepiej byśmy odbyli tę rozmowę na osobności. To mądra dziewczynka, wiele rozumie z tego, co się wokół niej dzieje i nie trzeba dodawać jej trosk. Odkryłem dziś, że pięknie rysuje. Powinna pani zadbać, by kształciła się w tym kierunku. Takiego talentu nie wolno zmarnować.

- Będę o to dbała, jak skończy się wojna - stwierdziła oschle. - Zdaje się, żeby nie zaburzać narodowosocjalistycznego porządku, niemiecka dziewczyna powinna być skupiona na trzech k. Kinder, kuche, kirsche...

- To schematyczne myślenie. W najbliższym otoczeniu fuhrera są kobiety, których talent i praca z całą pewnością nie zaburza narodowosocjalistycznego porządku. Słyszała pani o Leni Riefenstahl?

- Nie zamierzam dyskutować z panem o narodowosocjalistycznym porządku - mruknęłam. - Chcę wrócić do domu.

- Może kawy? - podjął lekkim tonem. - Mam prawdziwą. Dobrze pani zrobi.

Poszłam, czy raczej powlekłam się w ślad za nim do kuchni. Obserwowałam, jak napełnia kawiarkę i stawia ją na gazie. Usiadłam na krześle przy stole.

- O czym chciał pan rozmawiać - podjęłam rzeczowo.

- Proponuję, byśmy zawarli układ. Wobec przykrości, na które panią naraziłem, czuję się zobowiązany zdobyć informacje o pani małżonku. Jestem człowiekiem honoru...

- Bardzo wątpię - wtrąciłam obcesowo.

- W zamian w tej chwili nie oczekuję niczego ponad... nazwijmy to, utrzymywaniem towarzyskich stosunków z pani rodziną - ciągnął, niezrażony. - Myślę, że w ostatecznym rozrachunku może to przynieść pani dalsze korzyści, na dodatek bez konieczności szafowania ciałem.

Ogarnęła mnie bezbrzeżna irytacja:

- Jednak jest pan głupcem! - wybuchnęłam. - Nie przyszło panu do głowy, że znalazłam się w pana mieszkaniu, z panem sam na sam, z własnej, nieprzymuszonej woli. Że chciałam.. tego. Chciałam być z panem jak kobieta z mężczyzną.

Postawił przede mną filiżankę z kawą. Zdumiona zauważyłam, że jego zdrowa dłoń zadrżała. Wyprostował się i spojrzał na mnie wyniośle, z nikłym, pobłażliwym uśmiechem:

- To niemożliwe, pani hrabino. W kwietniu czterdziestego pierwszego, w Jugosławii, na skutek odniesionych ran, ucierpiała nie tylko moja dłoń. Nigdy już nie będę mógł być z kobietą w taki sposób, w jaki wczoraj pani ode mnie oczekiwała.

Zamarłam, z filiżanką w drodze do ust.

- No cóż... Czas wracać do domu - dodał obojętnie.

Continue Reading

You'll Also Like

64.7K 2.9K 27
Pewnego dnia mistrz eliksirów budzi się z olbrzymim kacem i żoną u boku - Yenllą Honeydell, oszałamiającą gwiazdą estrady. Oboje nie mają bladego poj...
511 50 6
Więcej niż przyjaźń mniej niż związek
6.5K 482 20
Życie bez miłości wydaje się niezwykle puste. Pozbawione jakiegokolwiek sensu. Dlatego ludzie robią różne rzeczy, aby zachować to uczucie przy sobie...
1.4K 188 33
Wszyscy naokoło interesują się jedynie chorobami psychicznymi, a schorzenia nękające ciało pozostawiono samym sobie. W tej książce zajmę się opisanie...