Kuroshitsuji: Czarna Róża Dem...

By Namisiaa

94.4K 7.3K 2.2K

Historia opowiadająca losy Elizabeth Roseblack - szlachcianki, która w młodym wieku zostaje porwana przez taj... More

Tom I, Rozdział I
Tom I, Rozdział II
Tom I, Rozdział III
Tom I, Rozdział IV
Tom I, Rozdział V
Tom I, Rozdział VI
Tom I, Rozdział VII
Tom I, Rozdział VIII
Tom I, Rozdział IX
Tom I, Rozdział X
Tom I, Rozdział XI
Tom I, Rozdział XII
Tom I, Rozdział XIII
Tom I, Rozdział XIV
Tom I, Rozdział XV
Tom I, Rozdział XVI
Tom I, Rozdział XVII
Tom I, Rozdział XVIII
Tom I, Rozdział XIX
Tom I, Rozdział XX
Tom I, Rozdział XXI
Tom I, Rozdział XXII
Tom I, Rozdział XXIII
Tom I, Rozdział XXIV
Tom I, Rozdział XXV
Tom I, Rozdział XXVI
Tom I, Rozdział XXVII
Tom I, Rozdział XXVIII
Tom I, Rozdział XXIX
Tom I, Rozdział XXX
Tom I, Rozdział XXXI
Tom II, Rozdział I
Tom II, Rozdział II
Tom II, Rozdział III
Tom II, Rozdział IV
Tom II, Rozdział V
Tom II, Rozdział VI
Tom II, Rozdział VII
Tom II, Rodział VIII
Nomimacja
Tom II, Rozdział IX
Tom II, Rozdział X
Tom II, Rozdział XI
Tom II, Rozdział XII
Tom II, Rozdział XIII
Tom II, Rozdział XIV
Tom II, Rozdział XV
Tom II, Rozdział XVI
Tom II, Rozdział XVII
Prawie rozdział xD
Tom II, Rozdział XVIII
Tom II, Rozdział XIX
Tom II, Rozdział XX
Tom II, Rozdział XXI
Tom 2, XXII
Tom II, XXIII
Tom II, XXIV
Tom II, XXV
Tom II, XXVI
Tom II, XXVII
Tom II, XXVIII
Tom II, XXIX
Tom II, XXX

Tom I, Rozdział XXXII

1.6K 143 80
By Namisiaa


— Znowu pada śnieg... — czerwonowłosa westchnęła melancholijnie.

Siedziała na parapecie w swojej sypialni, ubrana jedynie w białą, za dużą koszulę. Odkąd wrócili do rezydencji, ani razu nie była na zewnątrz. Chciała, ale Sebastian stanowczo zabronił jej opuszczania budynku. Musiała w pełni dojść do siebie, wyzdrowieć, wyleczyć rany. Niechętnie stosowała się do jego zaleceń, wiedząc, że ma na uwadze jedynie jej dobro. Jednak zdrowie nie było jedynym powodem. Dopóki ich kontrakt nie został odnowiony jej dusza była „niczyja" – należała tylko do niej.. Znaczyło to, że każdy demon może ją zabrać i pożreć, kradnąc tuż sprzed nosa lokaja. Dlatego starał się ograniczać ryzyko do minimum, towarzysząc szlachciance na każdym kroku.

Trójka służących przejęła jego codziennie obowiązki. Nie radzili sobie zbyt dobrze, jednak naprawienie posiadłości było dla kamerdynera kwestią jednego dnia, dlatego nie miało znaczenia, czy coś zniszczą. W obliczu tego, co mogłoby się stać, gdyby nie chronił Elizabeth, kilka dziur w ścianie było zupełnie nieistotne. Strata duszy czerwonowłosej byłaby najgorszym scenariuszem, jaki mógłby spotkać ich oboje. Decyzja była więc zupełnie logiczna.

Lizz była znudzona. Nie narzekała, ponieważ zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji – nie zmieniała ona jednak samopoczucia nastolatki. Owszem, Sebastian starał się dostarczać jej rozrywki, nawet grał z nią w różne gry – jednak spędzenie tygodnia w jednym pomieszczeniu było ogromnie przytłaczające. Tak bardzo chciała zanurzyć stopy w białym puchu, usłyszeć jego skrzypienie. Wpaść w zaspę i zmoczyć sobie włosy, a potem uśmiechnąć się beztrosko, słuchając jego wyrzutów. Tym czasem, mogła jedynie wpatrywać się w biel za oknem i wyobrażać sobie, że to robi. Podciągnęła nogi do klatki piersiowej i oparła głowę na kolanach, wzdychając cicho.

Lokaj podszedł do niej i upominając jak zazwyczaj, by nie marzła, okrył jej ramiona ciepłym kocem. Stanął tuż obok i spojrzał przez szybę na tysiące spadających z nieba płatków.

— Chciałabyś na chwilę wyjść? — zapytał niespodziewanie.

Jej oczy błysnęły radością. Popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem, jednak po chwili zmarkotniała.

— Nie możemy tak ryzykować... — mruknęła ze zbolałym wyrazem twarzy.

Nie podobało jej się to, ale zbyt długo wytrzymała zamknięta wewnątrz ścian, by móc to teraz zaprzepaścić z powodu swojej dziecinnej zachcianki.

Jej samozaparcie i dojrzały wybór oraz smutna, dziecinna mina, wywoływała w demonie zarówno podziw, jak i rozbawienie. Wiedział, że w środku musiała szaleć ze złości, jednak na zewnątrz wyglądała na całkowicie opanowaną. Dojrzała strona jej osobowości weszła w komitywę z humorzastą dziewczynką w imię wyższego celu. Celu, który przyświecał im obu.

— Wyjdę, gdy będzie już po wszystkim. Właśnie, kiedy w końcu to zrobisz? Czuję się już dobrze! — W jej głosie słychać było zniecierpliwienie.

— Myślę, że dziś — odparł zobojętniałym głosem.

— Naprawdę? —Ponownie się uśmiechnęła.

Jej radość ogrzała na chwilę zmarznięte, demoniczne serce, przepełnione niewyobrażalnym bólem, którego starał się nie zauważać.

— Więc jeśli chcesz, możesz wyjść na chwilę. Tylko proszę, panienko, ubierz się ciepło — pouczył ją, ale już go nie słuchała.

Pośpiesznie założyła na siebie pierwsze z brzegu ubrania, zarzuciła płaszcz i pobiegła na dół. Wypadła przez drzwi, i biorąc głęboki oddech, rzuciła się w pierwszą zaspę, którą przed sobą dostrzegła. Po chwili wykopała się z niej, potrząsnęła głową i wstała, by po raz kolejny w nią wpaść. Sebastian obserwował, jak ruda czupryna szczęśliwego dziecka pojawia się i znika w śnieżnych kłębach.

Przez te parę minut się nie przeziębi. Przekonywał się, widząc jak cienkie ubrania z minuty na minutę coraz bardziej nasiąkają wodą.

Nie chciał odbierać jej frajdy. Jej uśmiech dawał mu siłę, by dociągnąć sprawę do końca. Chciał zatrzymać go w pamięci na zawsze. Przymknął oczy i spojrzał w stronę ogrodu, który stał się miejscem śnieżnej bitwy pokojówki i kucharza. Nagle poczuł uderzenie. Biała kula śniegu rozprysła się, uderzając w jego nos. Skrzywił się niezadowolony z zamiarem skomentowania zachowania czerwonowłosej, kiedy kolejny puchaty pocisk wylądował na jego twarzy.

— Nie stój tak, rzucaj! — krzyczała do niego, wymachując rękami.

Wcale nie miał ochoty bawić się z nią w coś takiego. Mimo wszystko, nie mógł spędzić reszty swojego życia na zaspokajaniu jej dziecinnych zachcianek, pozwalając na wszystko ze względu na swoje uczucia.

— No proszę, tylko chwilę! — nalegała.

Przeklął pod nosem. Zrzucił z siebie frak i zakasał rękawy. Co ja najlepszego wyprawiam.

— Jeśli trafię, wracamy do środka — odpowiedział.

Szybko uformował stertę idealnie okrągłych kulek i czekał na jej ruch. Elizabeth wychyliła się zza drzewa ciskając w niego kamieniem oblepionym śniegiem. Bez trudu go uniknął. W odpowiedzi, w stronę dziewczyny poleciała cała seria śnieżek, bombardujących jej ciało z idealną precyzją. Krzyknęła zasłaniając oczy, po czym przewróciła się na plecy. Leżała bez ruchu dopóki do niej nie podszedł. Kiedy się pochylił, zmartwiony, że coś jej zrobił, chwyciła go za rękę i mocno pociągnęła w swoją stronę. Demon stracił równowagę i upadł, lądując w śniegu tu obok czerwonowłosej. Usiadł, potrząsnął głową i popatrzył na nią z dezaprobatą.

— Szkoda, że nie widziałeś swojej miny — zanosiła się śmiechem, z trudem wypowiadając słowa.

Wyraz twarzy Sebastiana złagodniał. Otrzepał włosy z białego puchu i również zaczął się śmiać. Wstał i chwycił szlachciankę za rękę, pomagając jej się podnieść.

— Wygrałem. Pora wracać — oznajmił, psując tym samym zabawę.

Naburmuszyła się znacząco i spuściła głowę, by upewnić się, że wie, jak bardzo była niezadowolona. Mimo tego, była wdzięczna za tę chwile beztroski. Demon był naprawdę wspaniały. Zawsze wiedział, czego pragnęła, i chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, w ten, czy inny sposób robił wszystko, by zapewnić jej najlepsze warunki. By z jej twarzy nie znikał uśmiech, a serce biło w rytm szczęścia.

Wrócili do jej sypialni. Mężczyzna posadził hrabiankę na łóżku i zdjął z niej przemoczone ubrania. Dokładnie wytarł zmarznięte ciało ręcznikiem, założył na nie koszulę i okrył dziewczynę kocem. Zebrał mokre ubrania i zaniósł je do łazienki. Kiedy wrócił, Elizabeth przyglądała mu się z poważnym wyrazem twarzy.

— Zrobisz to teraz? — zapytała, chwytając medalion.

Widział zdenerwowanie na jej twarzy. Chociaż była pewna, że tego chce, myśl o bólu, silniejszym niż też, który czuła kiedyś, stresował ją. Była na niego gotowa, ale jak bardzo się nie starała, nie potrafiła opanować naturalnej reakcji obronnej organizmu.

— Tak — odparł.

Wszystkie mięśnie w jej ciele momentalnie się napięły, kiedy lokaj wypowiedział jedno krótkie słowo. Podszedł do swojej pani i poprosił, by zdjęła z szyi łańcuszek, na którym wisiał się ametyst.

— Podaj mi go — poprosił.

Zdjął rękawiczki i wyciągnął dłoń w jej stronę.

Niepewnie położyła błyszczący przedmiot na jego nagiej ręce. Ścisnął go mocno, zmieniając w pył. Zbliżył się do dziewczyny i prawą ręką objął ją w pasie, przyciągając do siebie tak, by jego twarz znajdowała się tuż przy znaku ich przymierza. Drugą dłoń, wypełnioną wrzosowym, pobłyskującym proszkiem delikatnie przyłożył do jej znamienia. Rozbłysło, kiedy drobinki startego kamienia zaczęły wnikać w skórę hrabianki. Część z nich skierowała się również na jego znak, ale zdawało się, że w ogóle tego nie czuł.

Szlachcianka krzyknęła z bólu z całej siły wtulając się w ciało demona. Czuł, jak drżała w spazmach cierpienia. Światło zniknęło. Powoli oderwał rękę od bladej skóry Elizabeth i odsunął się. Ujął jej podbródek opuszkami palców i ostrożnie podniósł jej głowę. Dostrzegł wdzięczność, ogromną radość, która wypełniała wielkie błękitne oczy. Uśmiechała się.

— Dziękuję — szepnęła prawie niesłyszalnie.

— Odpocznij — powiedział krótko i pomógł jej się położyć.

W tonie jego głosu wyczuwała nutę niepokoju, dziwnego bolesnego zimna niewiadomego pochodzenia, jednak była zbyt słaba, by o to zapytać. Nie minęła nawet minuta, kiedy straciła przytomność, przenosząc się do krainy snów.

Otulił ją kołdrą i przez chwilę patrzył jak zasypia, nie zdając sobie z niczego sprawy. Czuł smutek i radość. Dwie sprzeczne emocje toczyły walkę wewnątrz czarnego serca. Wyszedł z dziewczęcej sypialni i pobiegł na dach, by odetchnąć. Zimny wiatr niósł ze sobą śnieżne płatki, które rozpuszczały się, osiadając na jego twarzy. Patrzył przed siebie, na horyzont, starając się nie myśleć. Nie czuć. Wszystko wróci do normy, wszystko będzie takie, jak kiedyś. Szlachcianka i kamerdyner – zawsze u jej boku, gotowy na poświęcenie. Wszystko będzie jak kiedyś...

Czerwonowłosa przebudziła się w środku nocy. Potworny ból sprawiał, że nie mogła spać. Nie chciała martwić Sebastiana, dlatego nie wzywała go. Chociaż bardzo pragnęła ujrzeć jego przyjazną twarz, powstrzymała się. Wyciągnęła czarne pióro skrzętnie ukrywane w szufladzie. Opuszkami palców gładziła je czując delikatne łaskotanie. Nim ponownie usnęła, nastał ranek.

Sebastian był tego dnia dziwnie spokojny. Stało się – nie było na to rady – teraz już tego nie zmieni. Nie było sensu dłużej skupiać myśli na czymś, na co nie miało się wpływu. Rutynowa praca i zapewnienie dziewczynie komfortu – to było teraz jego priorytetem. Przyszła pora, by odciążyć służbę. Przez ostatnie dni starali się ze wszystkich sił, dobrze się spisali.

Nim udał się do kwater by ich obudzić, zdążył zająć się wszelkimi rzeczami, które wymagały poprawy. Nie było tego wiele. Kilka zburzonych ścian, parę stłuczonych, porcelanowych zastaw stołowych. Jak na tę niezwykłą trójkę, to była maleńka kropla w morzu kataklizmów, do których zdążyli go przyzwyczaić.

Przez cały dzień odwiedził Lizz zaledwie trzy razy. Nieprzyjemne uczucia towarzyszące wznowieniu kontraktu wysysały z niej całą energię. Leżała w łóżku czytając książki. On przynosił jej posiłki i herbatę, za każdym razem zadając pytania, które za każdym razem zdawały się dziwniejsze. Dlaczego ciekawiło go, co ostatnio kupiła w Londynie? Przecież był tam z nią, powinien wiedzieć. Poza tym, czy to naprawdę miało jakiekolwiek znaczenie?

Dwa kolejne dni wyglądały podobnie. Wiedziała, że ból nie będzie przyjemny, ale miała nadzieję, że zniknie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Teraz jednak, zaczęła się zastanawiać, czy odejdzie kiedykolwiek. Nieprzerwane, silne uczucie, jakby ktoś rozrywał jej ciało od wewnątrz – z każda godziną coraz bardziej wątpiła w to, że ustąpi.

— Sebastian, czy to w końcu przestanie boleć? — zapytała, kiedy przyniósł jej śniadanie. Nie chciała zabrzmieć narzekająco, po prostu była ciekawa.

Podszedł do jej łóżka i klęknął, by przyjrzeć się znamieniu. Wyglądało coraz lepiej.

Jeszcze doba, może dwie. Zapadnie w sen, a gdy się obudzi, będzie już po wszystkim pomyślał, widząc błyszczące drobinki przemieszczające się pod skórą dziewczyny.

— Już prawie się zagoiło — powiedział łagodnie. — Jeśli chcesz, mogę sprawić, że przez jakiś czas nie będziesz go czuć.

— Nie! — uniosła się. — Chcę czuć mój ból przez cały czas. Po prostu... chciałam wiedzieć — dodała po chwili, ściszając głos.

— Rozumiem. Odpoczywaj. Niedługo będzie po wszystkim. Wrócę z obiadem – odpowiedział nienaturalnie.

Pokłonił się i wyszedł zostawiając ją samą. Czuł dumę i zadowolenie. Jej zacięty wzrok, przekonanie i pewność były tym, co w niej uwielbiał. Miała to w sobie od zawsze, ale z wiekiem te cechy stawały się coraz bardziej widoczne. To była dusza, którą pielęgnował, której pożądał – właśnie w tym wątłym ciele. Poszukiwana przez wszystkie demony, esencjonalna, o głębokim smaku. Jedyne, czego brakowało by była w pełni dojrzała to zemsta, której dokona własnoręcznie. Gdy to się stanie, będzie jego. Sprezentuje mu najcudowniejszy posiłek, nadając swojej śmierci znaczenia. Wciąż cierpliwie czekał na ten dzień – oczekiwanie tylko podsycało apetyt. Każda kropla jej krwi, jej zapach i smak utwierdzały go w przekonaniu, że wysiłek zostanie sowicie wynagrodzony. Nie miało znaczenia, ile jeszcze to potrwa.

I tylko jedna myśl wciąż nie dawała mu spokoju, ilekroć spoglądał w zmęczone oczy dziewczyny.

~*~

Po tych kilku dniach zaczynała mieć naprawdę dosyć. Nieznośny, ostry ból nie opuszczał jej nawet we śnie. Siedziała w ciemnym pokoju, słuchając jak kamerdyner gra na skrzypcach. Przyjemne dźwięki chociaż odrobinę uciszały cierpienie. Ciągle czuła, jak nowy kontrakt scala się z jej duszą, bez względu na to, czy siedziała, leżała, stała... Ból nie ustępowało. Zdawało jej się, że staje się coraz silniejszy i rozprzestrzenia się po całej powierzchni ciała, z każdym kolejnym dniem coraz silniej rozrywając jej wnętrze na strzępy.

Gdyby powiedział mi wcześniej, że tak to się skończy, kazałabym mu się od razu zabić! — narzekała w myślach, przyglądając się smyczkowi w ręce demona. Była rozgoryczona i wykończona.

Nie... Przecież wcale tak nie myślę. Po prostu jestem śpiąca — tłumaczyła sobie, nie spuszczając z niego wzroku.

Siedziała po turecku, trzymając między nogami zwinięty kawałek kołdry. Oparła na nim głowę i pozwoliła, by ciepłe łzy zaczęły spływać po policzkach.

— Mam już dość... — jęknęła, pozwalając, by przemówiło przez nią cierpienie.

Muzyka ucichła. Sebastian odłożył instrument, podszedł do łóżka i usiadł na nim, tuż za czerwonowłosą. Zdjął rękawiczkę i delikatnie położył dłoń na symbolu. Ciepło jego ciała sprawiło, że ból powoli zaczął znikać, z każdą chwilą czuła coraz większą ulgę. Lokaj przyciągnął dziewczynę do siebie, nie odrywając ręki od jej karku.

— Już dobrze. — szepnął łagodnie. — Pomogę ci.

Nieśmiało obróciła się przodem do niego i objęła go w pasie. Wtuliła się w silne, męskie ciało, wdychając jego kojący zapach.

Pachnie tak samo, jak kiedyś. — Myśl przebiegła przez jej głowę.

Nie wiedziała, czy to była kwestia zmęczenia, czy osłabienia, ale mur, który zbudowała w swoim umyśle, za który wpychała wszystkie niewygodne uczucia, runął nagle, zalewając ją wszystkimi emocjami, które tak uparcie próbowała ukryć. W jednej chwili zdała sobie sprawę ze wszystkiego, co do niego czuła. Zadrżała, czując mocniejsze uderzenie serca. Pragnęła, by czuł to samo. By potrzebował jej, myślał o niej. Wiedziała, że to niemożliwe, by ktoś taki jak on, poczuł coś do zwykłego człowieka – niejednokrotnie jej to powtarzał. Dlatego w pewnym momencie przestała mówić, że go kocha. Dlatego zaczęła tworzyć między nimi dystans zapominając, jaka była na początku. Dlaczego taka była?

Demon nigdy nie obdarzy uczuciem kruchej istoty jaką jest człowiek, niemogącej nawet znieść bólu, który dla niego był niezauważalny.

Chwyciła dłoń, którą odbierał jej cierpienie i odsunęła od swojego karku.

— Wystarczy. Dam radę — powiedziała stanowczo przez zęby, wciąż trzymając jego rękę.

Chciała móc dotykać jej zawsze, bez przerwy czuć delikatną, gładką skórę swojego opiekuna. Pragnęła by należał do niej nie tylko, jako sługa.

— Panienko — szepnął zdziwiony.

Dlaczego tak bardzo go to dziwi? Ból jest częścią mnie, nie mam prawa się go wyrzekać.

— Powiedziałam, dość — mówiła łamiącym się głosem.

Setki palących igieł ze zdwojoną siłą ugodziły w jej skórę. Próbowała powstrzymać drżenie, jednak demon wyraźnie czuł, jak każdy mięsień ciała hrabianki kurczy się z bólu. Przycisnął ją do siebie, jakby próbował ochronić przed całym światem. Ich złączone ręce splotły się palcami uniesione na wysokości jej wątłego ramienia.

— Co robisz? — zapytała.

— Wybacz mi, że znowu musisz cierpieć. Gdybyś tylko pozwoliła mi go zabrać... — mówił z żalem wprost do ucha. Jego klatka piersiowa przylegała do jej ciała, czuła niespokojne bicie serca lokaja.

— Czemu? — zapytała cierpko, wiedząc, że nie może spodziewać się odpowiedzi, na którą tak bardzo liczyła. O tym mogła jedynie marzyć we śnie.

— Nie mogę dłużej patrzeć jak się męczysz. Proszę, pozwól mi...

— Nie. — Powstrzymała go, mocno ściskając jego dłoń. — Nie chcę, żebyś mnie puścił — wyszeptała, przyciągając do siebie ich splecione ręce.

Jego nierówny oddech ogrzewał jej policzek. Otworzył usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jedynie ciche westchnienie po dłuższej chwili odpowiedziało na jej słowa. Tkwili wtuleni w siebie, póki ból nie wyssał z Elizabeth wszystkich sił. Bezwładnie opuściła ręce, i oddychając z trudem, opadła się na ramie Sebastiana. Chwycił ją w pasie pozwalając, by oparła plecy na jego ręce. Ostatkiem sił podniosła głowę, by spojrzeć w jego oczy. Błyszczały krwistą czerwienią. Uwielbiała ten blask ukazujący odrobinę prawdziwej natury mrocznej istoty. Tak samo jak uwielbiała, gdy ukazywał jej chociaż rąbek swojej demonicznej formy; gdy kruczoczarne pierze wirowało w powietrzu, zwiastując śmierć.

— Proszę, pozwól mi pomóc — nalegał, wpatrując się w nią intensywnie.

Tysiące piór wzbiło się nagle w powietrze otaczając całą sypialnie mrokiem.

— Denerwujesz się? — zapytała zdziwiona. — Dlaczego?

— Naprawdę musisz pytać? — Na jego twarzy dostrzegła cierpiętniczy grymas. – Jeśli ci nie pomogę, możesz zginąć – dodał po chwili.

Nie wspominał o tym wcześniej. Czyżbym była aż tak słaba?

— Więc pozwól mi umrzeć, tego przecież chcesz. — Uśmiechnęła się z trudem.

Nie wiedziała, jakiej reakcji po nim oczekiwała, jednak to co zrobił, zaskoczyło ją. Chwycił jej dłoń i przycisnął do swojej piersi, spuszczając wzrok.

— Nie pozwolę ci umrzeć — szepnął.

Jego słowa odbiły się echem od ścian skąpanego w mroku pomieszczenia. Dziewczyna chwyciła jedno ze spadających piór i przytuliła je do policzka zamykając oczy.

— W takim razie... Musisz mnie szczerze pocałować — odpowiedziała nieśmiało.

Mocno zacisnęła powieki. Nie chciała patrzeć na jego błagalne spojrzenie. Wiedziała, że to było okrutne z jej strony – zmuszać go do czegoś, czego nie jest w stanie zrobić – ale nie potrafiła się powstrzymać. Czuła, że nie jest w stanie dalej żyć ze świadomością, że nigdy nie odwzajemni jej uczuć. Jeśli zginęłaby z własnej woli, jej dusza dalej należałaby do niego. Dlatego chciała odejść i przestać ranić wszystkich wokół siebie. Chciała dać mu upragnioną nagrodę, na zawsze stając się jego częścią.

— Dlaczego musisz być tak niesamowicie uparta, Elizabeth? — zapytał z ciężkim westchnieniem.

Nim zdążyła odpowiedzieć, poczuła ciepłe wargi, łagodnie składające pocałunek na jej ustach. Wyswobodził dłoń z uścisku i położył rękę na jej karku. Ból powoli zaczął znikać, ustępując miejsca elektryzującej przyjemności, którą dawał dotyk demona. Nie mogła uwierzyć, że to robił. Delikatnie przygryzła jego dolną wargę czując, jak cały drży z rozkoszy. Jej ciche jęknięcie przerwało ciszę, gdy wsunął gładki język do jej ust. Pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne.

Czuła, że robił to szczerze. Mimowolne reakcje jego ciała pod wpływem dotyku jej rąk przepełniały zbolałe serce radością. Wszystko wokół niej zdawało się wirować, dotrzymując tempa unoszącym się w powietrzu piórom. Zapomniała o bólu. Cały żal i cierpienie, które nosiła w sercu przestawało mieć znaczenie. Mężczyzna, któremu przysięgła swą duszę był tuż obok, krępując jej dłonie, zachłannie całując szyję. Fala przyjemności przeszyła jej drobne ciało. Nie musiał już dotykać znamienia, cierpienie całkowicie odeszło w zapomnienie. Wszystko, co ją przerażało, zmieniło się w pył, który zmiótł z niej przyspieszonym oddechem. Otworzyła oczy, by na niego spojrzeć, na zawsze wyryć w pamięci wyraz jego twarzy. Krwisty blask tęczówek, rozszerzone źrenice, wpatrujące się w nią z niesamowitą iskrą miłości, której nie spodziewała się nigdy dostrzec w tym głębokim spojrzeniu. Wbił w nią wzrok, jakby także chciał na zawsze zapamiętać tę chwilę. Zdecydowanym ruchem rozerwał jej koszulę. Powoli wodził czarnymi paznokciami prawej dłoni po wrażliwej skórze. Drugą rozluźnił krawat i ściągnął go z szyi, po czym rzucił za siebie. Szlachcianka chwyciła materiał białej koszuli demona i trzęsącymi się rękami zaczęła rozpinać guziki. Zamknęła oczy, pozwalając mu przejąć kontrolę. Nie myślała już o niczym, była w stanie jedynie chłonąć rozkosz, którą jej ofiarowywał.

Wiedziała, że to nie powinno się nigdy wydarzyć. Dostrzegła zdziwienie, które na ułamek sekundy padło cieniem na pogrążoną w euforii twarz kamerdynera. Pragnął jej i kochał ją tak samo, jak ona kochała jego. W tej chwili nie myślał o konsekwencjach, zasadach, ani o zdrowym rozsądku. W końcu, oboje poddali się tłumionemu od dawna pragnieniu. Bez reszty, beż żalu, bez wahania. Dwie istoty z zupełnie odmiennych światów stały się jednością. Coś, do czego nigdy nie powinni doprowadzić wyrwało się z ryz rozsądku brnąc do upatrzonego przez siebie, nieuniknionego celu. 


============================

No i tak właśnie kończy się tom pierwszy :). 

Kolejny pojawi się, kiedy pod tym będzie 200 wyświetleń (to wynika z tego, że to minimalna liczba czytelników, więc chociaż tej części chcę dać czas, żeby nadrobić, zanim wrzucę coś nowego :P), no i jak zrobię okładkę do drugiego tomu. Wyczekujcie. Mam nadzieję, że to już niedługo.

Dziękuję wszystkim wiernym fanom, którzy byli ze mną aż dotąd. Wasze komentarze i gwiazdki wiele dla mnie znaczą :). 

Mam tez zamiar pracować nad swoją systematycznością tutaj, na Wattpadzie, co znaczy, że postaram się nie robić takich długich przerw między niektórymi rozdziałami :).

Dajcie znać, jak Wam się podobało :*.

Continue Reading

You'll Also Like

70.8K 2.2K 132
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
180K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...
10.4K 593 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
40.6K 2.4K 41
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.