Kuroshitsuji: Czarna Róża Dem...

By Namisiaa

94.4K 7.3K 2.2K

Historia opowiadająca losy Elizabeth Roseblack - szlachcianki, która w młodym wieku zostaje porwana przez taj... More

Tom I, Rozdział I
Tom I, Rozdział II
Tom I, Rozdział III
Tom I, Rozdział IV
Tom I, Rozdział V
Tom I, Rozdział VI
Tom I, Rozdział VII
Tom I, Rozdział VIII
Tom I, Rozdział IX
Tom I, Rozdział X
Tom I, Rozdział XI
Tom I, Rozdział XII
Tom I, Rozdział XIII
Tom I, Rozdział XIV
Tom I, Rozdział XV
Tom I, Rozdział XVI
Tom I, Rozdział XVII
Tom I, Rozdział XIX
Tom I, Rozdział XX
Tom I, Rozdział XXI
Tom I, Rozdział XXII
Tom I, Rozdział XXIII
Tom I, Rozdział XXIV
Tom I, Rozdział XXV
Tom I, Rozdział XXVI
Tom I, Rozdział XXVII
Tom I, Rozdział XXVIII
Tom I, Rozdział XXIX
Tom I, Rozdział XXX
Tom I, Rozdział XXXI
Tom I, Rozdział XXXII
Tom II, Rozdział I
Tom II, Rozdział II
Tom II, Rozdział III
Tom II, Rozdział IV
Tom II, Rozdział V
Tom II, Rozdział VI
Tom II, Rozdział VII
Tom II, Rodział VIII
Nomimacja
Tom II, Rozdział IX
Tom II, Rozdział X
Tom II, Rozdział XI
Tom II, Rozdział XII
Tom II, Rozdział XIII
Tom II, Rozdział XIV
Tom II, Rozdział XV
Tom II, Rozdział XVI
Tom II, Rozdział XVII
Prawie rozdział xD
Tom II, Rozdział XVIII
Tom II, Rozdział XIX
Tom II, Rozdział XX
Tom II, Rozdział XXI
Tom 2, XXII
Tom II, XXIII
Tom II, XXIV
Tom II, XXV
Tom II, XXVI
Tom II, XXVII
Tom II, XXVIII
Tom II, XXIX
Tom II, XXX

Tom I, Rozdział XVIII

1.7K 124 18
By Namisiaa


Wiecie co? Nie mam sił tego poprawiać. Będę musiała to kiedyś zwyczajnie napisać od nowa. Dlatego postanowiłam, że na razie będę wrzucać wersje takie, jakie są. Dzięki temu będziecie mogli zobaczyć progres. No i będę mogła dodawać rozdziały szybciej, żeby te słabe mieć już za sobą i przejść do tych dużo lepszych.

Okay, to miłego i czekam na komentarze :*.


===============


Lekkostrawny, mało wystawny obiad - jednodaniowy, składający się z pieczonego kurczaka i lekkiej sałatki warzywnej. Przez chwilę Elizabeth cieszyła oczy tym widokiem. Brakowało jej tych wspaniałych, małych posiłków, które demon gotował tylko dla niej. Zawsze, gdy ktoś przyjeżdżał w odwiedziny, Sebastian przygotowywał wielkie uczty - jak przystało na kamerdynera rodziny Roseblack. Nie wypadało serwować czegoś tak skromnego. Na szczęście teraz, gdy w posiadłości panował względny spokój i nie musiała przejmować się innymi, posiłki podporządkowane były jedynie jej zachciankom. Leniwie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.

Towarzystwo miało jednak swoje dobre strony. Dostarczało jej, pomiędzy wieloma niedogodnościami, odrobinę rozrywki. Spojrzała na lokaja, który stał wyprostowany z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, przy srebrnym, ruchomym stoliku.

- Sebastian, zaśpiewaj coś.

- Słucham? - zdziwił się.

- No, zaśpiewaj coś - powtórzyła zirytowana, nie spuszczając z niego wzroku.

- Najmocniej przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby...

- Czyżbyś chciał zlekceważyć mój rozkaz? - przerwała służącemu, niecierpliwie stukając palcem o stół.

Mężczyzna odchrząknął i z miną męczennika zaczął wydobywać z siebie dźwięki jednej z jej ulubionych pieśni operowych Purcella. Ping, demonie! Dziewczyna zaśmiała się pod nosem słysząc jego śpiew. Miał przyjemna barwę głosu. Klasnęła w ręce i wróciła do jedzenia. Lubiła od czasu do czasu zaskakiwać go dziwnymi rozkazami, dlatego ciężko było jej wymyślić sobie nagrodę. W każdej chwili mogła zmusić go do czegoś poniżającego i denerwującego, taka nagroda straciłaby swój urok.

- Wystarczy, nie mogę już cię słuchać - jęknęła, gdy skończyła napawać się widokiem niezadowolenia na jego twarzy.

- Panienko Elizabeth! - Do jadalni wpadła zdyszana pokojówka, trzymając w ręce list.

- Co się stało, Jeanny?

- Przyszedł do panienki list, od samej królowej! - wyjaśniła wyciągając w stronę nastolatki drżące dłonie, w których ściskała przesyłkę. Czerwonowłosa skinęła głową na lokaja. Podszedł do zdyszanej służącej, wziął od niej kopertę i otworzył ją.

- Wracaj do pracy - polecił dziewczynie, która bez chwili wahania, posłusznie wybiegła. Sebastian wyciągnął list i przeczytał jego treść. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Co się stało? - zapytała zainteresowana hrabianka, unosząc głowę lekko do góry, próbując dosięgnąć wzrokiem wypisane na kartce słowa.

- Proszę spojrzeć - odparł tajemniczo, podając jej list. Chwyciła go zdegustowana i szybko powiodła wzrokiem po tekście.

- Wampiry? - mruknęła niepewnie pod nosem. - Coś takiego przecież nie istnieje prawda? - Przeniosła pełne sceptycyzmy spojrzenie na kamerdynera.

- Kto wie. - Uśmiechnął się przebiegle.

- Tak czy inaczej, to oznacza, że musimy wyruszyć do Londynu. Przygotuj wszystko, kiedy skończysz sprzątać po obiedzie - poleciła mu, wstała od stołu i ruszyła w kierunku swojej sypialni.

- A co z panienki popołudniową lekcją? - Zatrzymał ją, zanim wyszła z pomieszczenia.

- Przecież jedziesz ze mną, nie widzę problemu. - Wzruszyła ramionami. - Pośpiesz się, chciałabym tam dotrzeć przed zmrokiem.

- Zrozumiałem. -Demon pokłonił się i zaczął przenosić naczynia na wóżek.

~*~

Tai i Thomas pomogli Sebastianowi zapakować do karety bagaże młodej hrabianki. W tym czasie pokojówka pomagała jej ubrać płaszcz. Dziewczyna wyszła z budynku i zwołała do siebie służących, którzy ustawili się przed nią w rzędzie.

- Wyjeżdżam do Londynu, by rozwiązać sprawę dla Jej Królewskiej Mości. Zostawiam posiadłość pod waszą opieką. Dbajcie o nią. I pamiętajcie, żeby nikogo nie wpuszczać do środka. - poprosiła ich.

Pełni entuzjazmu pokłonili się i pożegnali hrabiankę z serdecznością, życząc powodzenia. Gdy usiadła wewnątrz pojazdu, lokaj podszedł do nich i zmierzył groźnym spojrzeniem każdego z osobna.

- Macie się zachowywać. Nie życzyłbym sobie żadnych problemów, zrozumiano? - powiedział cichym, przerażającym głosem.

- Oczywiście, panie Sebastianie! - odpowiedzieli chórem.

Demon wsiadł do środka powozu, spoglądając na nich przez ramię i dał znak woźnicy, by ruszył.

Siedzieli w ciszy przerywanej odgłosem końskich kopyt, uderzających o podłoże. Przemierzając lasy dziewczyna zdała sobie sprawę, że powoli zbliżała się zima.

- Niedługo zacznie padać śnie... - pomyślała, zerkając melancholijnie przez okno. - Kolejne samotne święta.

- Panienko, czy coś cię martwi? - Sebastian przerwał milczenie.

- Dlaczego pytasz?

- Wygląda panienka na niezadowoloną - wyjaśnił, lekko pochylając głowę na bok.

- Po prostu miałam nadzieję odpocząć kilka dni, w spokoju. Jak widać Psu Królowej nie dany jest wypoczynek, nawet jeśli jest kobietą... - mruknęła, nie spuszczając oka z malowniczych widoków za oknem.

- W rzeczy samej. - Uśmiechnął się. - Przed nami jeszcze spory kawałek, może masz ochotę na grejpfruta? - zaproponował, wyciągając owoc z kieszeni prochowca.

Popatrzyła na okrągły owoc z grubą, jasną skórką i twierdząco kiwnęła głową. Śledziła wzrokiem jego zręczne dłonie, z niezwykłą łatwością i gracją, traktujące cytrus nożykiem. Gdy skończył, wyciągnął w jej stronę, ułożone w miseczce ze skórki, ćwiartki owocu.

- Dziękuję. - Powiedziała cicho, chwytając palcami soczysty kawałek. - Gdy już dotrzemy do miasta, powinniśmy odwiedzić miejsce ostatniej zbrodni i poznać jakieś szczegóły, od tych niedojd z Yardu. - Opracowywała na głos plan działania. - Mam nadzieję, że to wystarczy. W przeciwnym wypadku, będziemy zmuszeni odwiedzić tego człowieka - dokończyła z niechęcią w głosie.

- Masz na myśli jego? - zapytał, równie niezadowolony.

- Mhm - mruknęła. Widziała jego entuzjazm, dorównujący jej własnemu. - Mus to mus.

- Ofiary pozostawiane w ciemnych uliczkach. Jakie to niedbałe - zmienił temat, na nieco przyjemniejszy.

- Masz rację. Gdyby jednak te „wampiry" pozbywały się ciał swoich ofiar, mielibyśmy więcej roboty - zwróciła uwagę. - Chciałabym załatwić tę sprawę, możliwie najszybciej, i wrócić do posiadłości.

- Rozumiem. Ponad to zbliża się zima. Temperatury są coraz niższe. Powinna panienka uważać na swoje zdrowe. - Spojrzał na cienki, czarny płaszcz, który na sobie miała. Była słabowita, z tego, co zdążył zauważyć po rozmowach z nią, było tak od dziecka. Niskie temperatury, deszcze i chłodny, pojawiający się znikąd wiatr nie były jej sprzymierzeńcami. Miała jednak ten niezwykle denerwujący zwyczaj ubierania się wbrew pogodzie. Notorycznie marzła, mimo, że ciągle powtarzał, by ubierała się cieplej. Wprawdzie, dzięki jego zapobiegliwości rzadko chorowała, ale byłby rad, gdyby nie musiał wiecznie jej pilnować. Była to jedna z rzeczy, których nie robiła umyślnie, ani złośliwie. Po prostu jej ciało reagowało na temperaturę inaczej. Rzadko odczuwała chłód, dopiero po długich godzinach wystawienia na oddziaływanie niskich temperatur, zaczynała czuć dyskomfort. Mimo, że jej percepcja była zaburzona, organizm wychładzał się i był podatny na konsekwencje tak samo, jak każdy.

- Zamknij się. Wcale nie jest zimno - warknęła.

Nie cierpiała, kiedy zwracał na to uwagę. Nie była małym dzieckiem. Potrafiła zdecydować, w co się ubrać, by nie marznąć. Ciągłe moralizujące wywody na temat słabego zdrowia i jego bagatelizowania, jakby jej ojcował były zwyczajnie zbędne.

- Nic niezwykłego, panienko - zaśmiał się. - Za pozwoleniem. - Zdjął rękawiczkę i górną częścią dłoni dotknął jej policzka.

Obróciła głowę, by na niego nie patrzeć. Robi to specjalnie, żeby odegrać się za obiad. Czyżby „pong"?

- Tak jak się spodziewałem... - zaczął, zakładając z powrotem rękawiczkę. - Jesteś wychłodzona. Nim dojedziemy do miasta możesz się przeziębić - kontynuował, ojcowskim tonem. Wstał, zdjął z siebie płaszcz i okrył nim szczupłe, dziewczęce ramiona. - Proszę, nie zdejmuj go dopóki nie dojedziemy, panienko.

- Znowu to robisz! - Warknęła na niego, nabzdyczając się, jednak posłusznie chwyciła końce płaszcz i skrzyżowała je na piersi.

- Jestem kamerdynerem rodziny Roseblack, byłoby hańbą, gdybym nie dbał o zdrowie swojej pani - odparł dumnie, pochylając głowę, by ukryć złośliwy uśmiech.

- Jak chcesz. I tak nie jest mi zimno - ucięła rozmowę, biorąc do ust kolejny kawałek grejpfruta. Oparła głowę o okno i spoglądała przez szybę na zostające w tyle drzewa.

~*~

- Proszę bardzo.

- Co to jest? - Dziewczyna popatrzyła sceptycznie na trzymany przez uśmiechniętego demona kawałek granatowego materiału.

- Pozwoliłem sobie zabrać jesienny płaszcz panienki. Proszę zakładać, no już - pospieszał ją, potrząsając ubraniem.

Zacisnęła pięści, gotowa zacząć na niego krzyczeć, jednak coś w głowie kazało jej przestać. Cichy głos podpowiedział, by uległa jego prośbie.

- W końcu robi to dla mojego dobra... - westchnęła i zrezygnowana wsunęła dłonie w rękawy wełnianego okrycia.

Było miłe w dotyku, i ciepłe. Na dodatek wcale nie było ciężkie, i z tego, co pamiętała, zawsze wyglądała w nim doskonale. Tak dawno nie miała go na sobie, że zupełnie zapomniała, jaki był wygodny. W końcu Sebastian nieźle się nagimnastykował, żeby go dla niej zdobyć, nie mógł być nieprzyjemny, ani szorstki.

- Jak na kogoś, kto nie przywiązuje zbytniej wagi do swojego stroju, jesteś bardzo wybredna. - Przypomniała sobie jego słowa, kiedy wrócił z zapakowanym w karton płaszczem, zupełnie przemoknięty po całodniowym krążeniu po mieście w środku ulewy. - Haha! - zaśmiała się pod nosem.

Demon popatrzyła na nią pytająco.

- Nic, nic. - Machnęła ręką. - Coś mi się przypomniało. Możemy już iść? - Uśmiechnęła się, przechylając głowę.

- Oczywiście - odparł uprzejmie.

Mimo, że powoli robiło się ciemno, wokół miejsca zbrodni wciąż zbierali się rządni wrażeń przechodnie. Niektórzy przybyli tu specjalnie, by zobaczyć na własne oczy zwłoki lub samo miejsce zbrodni. Inni, zainteresowani zbiorowiskiem, zatrzymywali się, by dowiedzieć się, o co chodziło. Kobiety odciągały zainteresowane dzieci. Mężczyźni na głos komentowali wydarzenia. Niektóre słowa grubiańskiego mieszczaństwa wzbudzały odrazę młodej hrabianki. Wraz ze służącym przecisnęli się pomiędzy gapiami. Oficer londyńskiej policji, trzymając notes w dłoni, skrupulatnie zbierał zeznania od jednego ze świadków, który znalazł ciało.

- Przepraszam panienko, ale takie młode damy nie powinny przebywać na miejscu zbrodni - odezwał się jeden z niższych rangą przedstawicieli władz.

Podszedł do niej i pochylił się. Czerwonowłosa prychnęła pod nosem i minęła go, traktując jak powietrze.

- Znacie już jakieś szczegóły? - zapytała stojącego plecami do niej oficera. Krótko ścięty, wąsaty mężczyzna odwrócił się w jej stronę.

- Roseblack... Spodziewałem się ciebie - powiedział pogardliwie, na co odparła pełnym zadowolenia uśmiechem.

- Nic dziwnego, skoro jak zwykle nie potraficie sobie poradzić z robotą - odpowiedziała.

Wyszarpnęła notes z jego dłoni i podała lokajowi. Policjant zawył protestująco.

- Powiedz mi, co wiesz. Spieszę się - zażądała.

- Nie muszę ci niczego mówić.

- Racja - mruknęła, dotykając podbródka opuszkami palców ­- ale wydaje mi się, że to bardzo zasmuciłoby Jej Wysokość. - Uśmiechnęła się uroczo, machając u przed oczami kopertą z królewską pieczęcią.

Bezsilny oficer westchnął głęboko i w zrezygnowaniu opuścił ramiona.

- Wiemy jedynie, że ciała ludzi zaatakowanych przez, tak zwane wampiry, pozostawiane są w ciemnych uliczkach, w różnych dzielnicach miasta. Wydaje się, że ofiar nie łączy nic oprócz śladów na szyi, uznawanych za rany po kłach - wyjaśnił ciężko, drapiąc się po wąsach.

- Tylko tyle? - Zamrugała z niedowierzaniem. - Przez ten czas nie dowiedzieliście się niczego więcej?

- Ty...- warknął. - Jest coś jeszcze - przyznał niechętnie. - Na ubraniu kilku ofiar znaleziono ślady błękitnej farby.

- Rozumiem. Sebastian?

- Tak?

- Zapamiętałeś zeznania świadków?

- Oczywiście - skinął głową, kładąc dłoń na piersi.

- Doskonale, idziemy - rozkazała mu i podążyła w stronę powozu.

Demon oddał notes niezadowolonemu policjantowi, ukłonił się i ruszył za swoja panią.

Wsiedli do wnętrza karoty. Czarnowłosy służący w skrócie przedstawił hrabiance informacje, które zebrał przeglądając policyjne notatki. Nie było tego wiele. Ciągle powtarzał się ten sam schemat - ślady na szyi, ciemne uliczki i ślady po farbie. Zrezygnowana Elizabeth złapała się za głowę, jęcząc ze złości.

- Chyba nie mamy innego wyjścia. - Popatrzyła na demona.

Oboje wiedzieli, dokąd muszą się udać. Chociaż osobiście nigdy tam nie była, to z opowieści lokaja wynikało, że ani miejsce, ani jego właściciel nie należeli do najprzyjemniejszych.

- To tu? - zapytała sceptycznie, gdy wysiadła z wozu.

Spojrzała na przekrzywiony szyld widniejący nad drzwiami zaniedbanego budynku.

- „Undertaker"? Mówisz poważnie? - jęknęła z niedowierzaniem.

- Niestety tak... - odpowiedział niezadowolony.

- No dobra, miejmy to już za sobą.

- Proszę poczekać. - Zatrzymał ją, gdy chwytała klamkę. - Zanim wejdziemy do środka musisz o czymś wiedzieć... - przysunął się do niej i wyszeptał coś do ucha.

- Że co?! - krzyknęła zaskoczona. - Teraz naprawdę rozumiem, dlaczego tak źle wspominasz to miejsce.

Weszli do środka. Wewnątrz małego zakładu pogrzebowego panowała mroczna atmosfera. Jedyny źródłem światła, anemicznie rozjaśniającym pełne trumien pomieszczenie, była świeca przyklejona do czaszki, stojącej na biurku w głębi pomieszczenia. Nieprzyjemny zapach stęchlizny sprawiał, że Elizabeth miała problemy ze swobodnym oddychaniem.

- No i gdzie on jest? - zapytała zniecierpliwiona, rozglądając się wokół.

Skrzypnięcie drewna przyciągnęło jej wzrok do jednej z trumien. Z wnętrza powoli wyłonił się mężczyzna z podłużną blizną na twarzy. Miał na sobie czarną szatę do ziemi, ze zdecydowanie zbyt długimi, zwisającymi prawie do samej podłogi, rękawami. Większą część jego twarzy zasłaniała ciemnoszara grzywka sięgających za pas włosów. Młoda hrabianka cofnęła się w tył, uderzając plecami o ramię towarzysza. Demon asekuracyjnie chwycił jej rękę w łokciu.

- Dawno się nie widzieliśmy, kamerdynerze. Naprawdę, bardzo dawno... - mówił powoli, kładąc wyraźny akcent na ostatnie słowo.

Podszedł do nich i popatrzył demonowi w oczy.

- Ma pan rację, minęło sporo czasu - odpowiedział uprzejmie, zachowując całkowity spokój.

- Kim jest to dziecko? Ostatnim razem, wydawało mi się, że służyłeś chłopcu - zapytał szarowłosy, bacznie przyglądając się nastolatce, okrążając ich.

- Zabieraj te łapy! - krzyknęła, kiedy mężczyzna musnął długimi, czarnymi paznokciami rękawa jej płaszcza.

- W rzeczy samej. Teraz służę nowej pani. Hrabiance Elizabeth Roseblack - przedstawił

drobną dziewczynę.

- Roseblack... - powtórzył grabarz. - Rozumiem, rozumiem. - Odwrócił się i i tanecznym krokiem zbliżył się do stołu.

Sięgnął do stojącego na nim słoika, wyciągnął ciastko w kształcie kości i wsadził je do ust.

- W jakiej sprawie do mnie przychodzisz, lady Roseblack? - zapytał rozbawiony, chichocząc niepokojąco, z powrotem pojawiając się u jej boku.

Przez chwilę, oszołomiona dziwacznym zachowaniem mężczyzny, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Nietypowy wygląd i obleśny uśmiech, zdobiący jego trupiobladą twarz wzbudzał niepokojące drżenie w ciele nastolatki. Skarciła się w myślach, wzięła głęboki oddech i odpowiedziała, nabierając złudnej pewności siebie.

- Przychodzę w sprawie ofiar „wampira". - Ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Co za idiotyzm. - Wiesz coś na ten temat? - zapytała, nie, oczekując szybkiej i konkretnej odpowiedzi.

- Aaaa, słynny londyński wampir. Tak, słyszałem, co niego. To naprawdę intrygujące. - Uśmiechnął się obleśnie.

Usiadł na jednej z drewnianych skrzyni i założył nogę na nogę, bawiąc się medalionem, przypiętym do ubrania.

- No więc? - pospieszała go.

- Ou, czyżby kamerdyner nie powiedział ci, że moje informacje mają swoją cenę? - popatrzył na nią z udawanym zaskoczeniem, po czym zachichotał pożądliwie.

- W-wspominał coś... - zadrżała, czując na karku powiew zimnego powietrza.

- W takim razie... - Niebezpiecznie zbliżył się do twarzy dziewczyny, naruszając jej prywatną przestrzeń. - Lady Elizabeth, daj mi najpiękniejszy uśmiech! - krzyknął i zaśmiał się tajemniczo, muskając paznokciami kosmyk długich, czerwonych włosów.

- Jaa, eee, no... - Zaczęła się jąkać, nie mogąc wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi.

Powiedział, że trzeba go rozbawić, ale skąd miała wiedzieć, co rozśmieszy kogoś tak dziwacznego? Kamerdyner wspominał, że salonowe żarty go nie zainteresują, a nawet ich nie znała zbyt wile, unikając towarzyskich spędów. Sebastian dotknął jej ramienia i zrobił krok naprzód.

- Panienko, proszę, żebyś na chwilę wyszła. Zajmę się tym - powiedział, bohaterskim tonem.

- Sebastian... - mruknęła, spoglądając na niego niepewnie.

Uśmiechnął się pokrzepiająco, uspokoił ją. Co mogła zrobić? Sama niczego by nie wymyśliła. Skinęła głową.

- Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim - dodał, wyprowadzając ją z ciemnego pomieszczenia. Z głośnym hukiem zatrzasną za sobą drzwi. Młoda szlachcianka stała przed drzwiami zakładu pogrzebowego nieprzytomnie wpatrując się w klamkę, nie mogąc otrząsnąć się z niepokojącego, odpychającego uczucia, które ogarnęło ją, gdy tylko zobaczyła ekscentrycznego grabarza.

- Co to ma być... - zapytała sama siebie, drżąc na samo wspomnienie bliskości jego twarzy.

Spodziewała się wielu dziwnych rzeczy po tym, co opowiedział jej Sebastian, rzeczywistość przebiła nietypowością najśmielsze oczekiwania. - Miał rację, ten człowiek potrafi przerazić... - szepnęła, chwytając się za łokcie.

Stała przed drzwiami tak długo, że powoli zaczynały boleć ją nogi. Zastanawiała się, co tak dokładnie robił w środku. Niektóre nawiedzające ją myśli wywoływały śmiech. Inne, wręcz przeciwnie, strach i zgrozę. Gdy zaczęła się poważnie irytować, rozmyślając nad wszystkimi za i przeciw wejścia do środka, drzwi otworzyły się. Sebastian, który nagle wydał się dziewczynie nieprzeciętnie godny zaufania i zwyczajny, uprzejmym uśmiechem i gestem ręki, zaprosił ją do środka.

- Masz szczęście, młoda hrabianko, ten mężczyzna zawsze potrafił mnie rozbawić - jęknął szarowłosy, trącany spazmami rozpaczliwego śmiechu.

- Um... Cieszę się, tak sądzę - odparła, ponownie odczuwając zimny dreszcz niepokoju na plecach. - W takim razie, co możesz mi powiedzieć o ofiarach? - Przeszła do rzeczy, by jak najszybciej móc opuścić to miejsce i niezrównoważonego, śliniącego się człowieka.

Undertaker podszedł do jednej z trumien i otworzył ją, ukazując gościom leżące wewnątrz zwłoki kobiety.

- Za taką cenę... - Powiedział, pożądliwie spoglądając na lokaja. - Powiem wam wszystko, co wiem. Trafiło do mnie kilka ofiar tego wampira. Oprócz śladów kłów na szyi oraz farby na ubraniu, zauważyłem coś jeszcze. Każde z ciał było zupełnie pozbawione krwi. Nie znam się na wampirach, ale nie wydaje mi się, żeby jakakolwiek żyjąca istota była w stanie z taką precyzją spuścić całą krew z człowieka. Tym bardziej, biorąc pod uwagę stan zwłok, musiały zostać pozbawione krwi w bardzo szybkim czasie - wyjaśnił. Wskazał dłonią ślady na szyi nieboszczki. - Wygląda to tak, jakby ktoś z niewyobrażalną siłą wyssał z nich wszystkie soku w ciągu jednej chwili. Te siniaki wokół ran, widzicie je? Nie wyglądają jak typowe ślady wysysania krwi - skończył.

Zamknął wieko i opadł na nie przywierając do drewna brzuchem. Zaparł się na łokciach i z zaciekawieniem przyglądał się czerwonowłosej dziewczynie.

- Nawet nie chcę wiedzieć, skąd wiesz, jak wyglądają „typowe ślady wysysania krwi". - powiedziała drżącym głosem, krzywiąc się na jego widok.

Zachichotał pod nosem i obrócił się na plecy.

- Dobrze. Dziękuję, Undertakerze - mruknęła pod nosem i machnąwszy ręką, szybko wyszła z budynku.

Stanęła parę kroków od drzwi, pochyliła się opierając dłonie na kolanach i wzięła parę głębokich oddechów. Demon stał obok niej gotowy w każdej chwili przytrzymać ją, gdyby miała się przewrócić. Była blada i chwiała się na nogach, z trudem utrzymując równowagę.

- Miałeś rację. Ten człowiek to prawdziwy dziwak! Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli tu przychodzić. - Wysapała ciężko, uspokajając się nieco.

Wyprostowała się i odrzucając jego pomoc, weszła do wnętrza powozu.

- Niestety, z doświadczenia wiem, że nigdy nie kończy się na jednej wizycie... - odpowiedział niezadowolony.

- Właściwie, skąd go znasz? - zapytała udając, że nie słyszała jego złowieszczej wróżby.

Wolała sobie wmawiać, że mimo wszystko jej noga nigdy więcej nie postanie w cuchnącym stęchlizną zakładzie.

- Osoba, z którą poprzednio zawarłem kontrakt, była jego znajomym - wyjaśnił niechętnie.

- A więc to miał na myśli, mówiąc o chłopcu? - drążyła. No dalej, Sebastianie! Powiedz mi coś ciekawego!

- W rzeczy samej - odparł krótko i beznamiętnie.

Widziała, że nie zamierzał poruszać tematu tajemniczego chłopca, któremu służył. Już nie pierwszy raz przewijał się cieniem przez ich relację, jednak demon nigdy nie zdradził żadnego szczegółu, który pozwoliłby jej zidentyfikować chłopca lub, chociażby dowiedzieć się, co się wówczas wydarzyło, że tak bardzo pragnął zachować te informacje siebie. Wtedy wpadła na pomysł. Jeżeli wygram ten zakład, zmuszę go, by mi o nim opowiedział!

- Co się stało? - Zapytał, widząc triumfalny uśmiech na jej twarzy.

- A nie, nic takiego. Wracajmy do domu. Jestem zmęczona - zaśmiała się, bagatelizująco machając dłonią.

- Oczywiście. Gdy tylko dotrzemy, przygotuję panience gorącą herbatę - zaoferował, dając znak woźnicy, by ruszył do londyńskiej posiadłości Roseblack.

Continue Reading

You'll Also Like

26.2K 1.3K 46
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
8.8K 471 25
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
6.6K 362 28
Lucyfer wielki król piekła, Alastor overlord który budzi a bardziej budził postrach oboje cierpią do siebie nienawiścią ale serce nie sługa. [shipy...
22K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...