Duch (Zakończone)

By fulwia

31.6K 4.3K 1.6K

Rok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać... More

Prolog
Część 1. Czerwiec 1942. Wicia
Część 2. Czerwiec 1942. Paulina
Część 3. Czerwiec 1942. Wicia
Część 4. Czerwiec 1942. Paulina
Część 5. Czerwiec 1942. Wicia
Część 6. Czerwiec 1942. Paulina
Część 7. Czerwiec 1942. Wicia
Część 8. Czerwiec 1942. Paulina
Część 9. Czerwiec 1942. Wicia
Część 10. Czerwiec 1942. Paulina
Część 11. Lipiec 1942. Wicia
Część 12. Sierpień 1942. Paulina
Część 13. Sierpień 1942. Wicia
Część 14. Sierpień 1942. Paulina
Część 15. Sierpień 1942. Wicia.
Część 16. Sierpień 1942. Paulina
Część 17. Wrzesień 1942. Wicia
Część 18. Wrzesień 1942. Paulina.
Część 19. Wrzesień 1942. Wicia
Część 20. Wrzesień 1942. Paulina
Część 21. Wrzesień 1942. Wicia
Część 22. Październik 1942. Paulina
Część 23. Październik 1942. Wicia.
Część 24. Październik 1942. Paulina
Część 25. Październik 1942. Wicia
Część 26. Listopad 1942. Paulina
Część 27. Listopad 1942. Wicia
Część 28. Listopad 1942. Paulina
Część 29. Listopad 1942. Wicia
Część 30. Listopad 1942. Paulina
Część 31. Grudzień 1942. Wicia
Część 32. Grudzień 1942. Paulina
Część 33. Grudzień 1942. Wicia.
Część 34. Grudzień 1942. Paulina.
Część 35. Grudzień 1942. Wicia
Część 36. Grudzień 1942. Paulina.
Część 37. Grudzień 1942. Wicia
Część 38. Grudzień 1942. Paulina
Część 39. Styczeń 1943. Wicia
Część 40. Styczeń 1943. Paulina
Część 41. Styczeń/luty 1943. Wicia
Część 42. Luty 1943. Paulina
Część 43. Luty 1943. Wicia
Część 44. Luty 1943. Paulina
Część 45. Luty 1943. Wicia
Część 46. Luty 1943. Paulina
Część 47. Luty 1943. Wicia
Część 48. Luty 1943. Paulina
Część 49. Marzec 1943. Wicia
Część 50. Marzec 1943. Paulina
Część 51. Kwiecień 1943. Wicia
Część 52. Kwiecień 1943. Paulina
Część 53. Kwiecień 1943. Wicia
Część 54. Kwiecień 1943. Paulina
Część 55. Maj 1943. Wicia
Część 56. Maj 1943. Paulina
Część 57. Czerwiec 1943. Wicia
Część 58. Czerwiec 1943. Paulina
Część 59. Czerwiec - lipiec 1943. Wicia
Część 60. Czerwiec - lipiec 1943. Paulina
Część 61. Lipiec 1943. Wicia
Część 62. Lipiec 1943. Paulina
Część 63. Sierpień 1943. Wicia.
Część 64. Sierpień 1943. Paulina
Część 65. Sierpień - wrzesień 1943. Wicia.
Część 66. Wrzesień 1943. Paulina
Część 67. Wrzesień - październik 1943. Wicia.
Część 68. Wrzesień - październik 1943. Paulina
Część 69. Listopad 1943. Wicia
Część 70. Listopad 1943. Paulina
Część 71. Listopad - grudzień 1943. Wicia
Część 72. Grudzień 1943. Paulina
Część 73. Grudzień 1943. Wicia
Część 74. Grudzień 1943. Paulina
Część 75. Grudzień 1943. Wicia
Część 76. Grudzień 1943. Paulina
Część 77. Styczeń 1944. Wicia
Część 78. Styczeń 1944. Paulina
Część 79. Styczeń - luty 1944. Wicia
Część 80. Styczeń - luty 1944. Paulina
Część 81. Marzec 1944. Wicia
Część 82. Marzec 1944. Paulina.
Część 83. Marzec 1944. Wicia
Część 84. Marzec 1944. Paulina
Część 85. Marzec - kwiecień 1944. Wicia.
Część 86. Marzec - kwiecień 1944. Paulina.
Część 87. Kwiecień 1944. Wicia
Część 88. Kwiecień 1944. Paulina
Część 89. Kwiecień - maj 1944. Wicia
Część 90. Kwiecień - maj 1944. Paulina
Część 91. Maj 1944. Wicia
Część 92. Maj 1944. Paulina
Część 93. Maj 1944. Wicia
Część 94. Maj 1944. Paulina
Część 95. Maj 1944. Wicia
Część 96. Maj 1944. Paulina
Część 97. Maj - czerwiec 1944. Wicia
Część 98. Maj - czerwiec 1944. Paulina
Część 99. Czerwiec 1944. Wicia
Część 100. Czerwiec 1944. Paulina.
Część 101. Czerwiec 1944. Wicia
Część 102. Czerwiec 1944. Paulina
Część 103. Czerwiec 1944. Wicia
Część 104. Czerwiec 1944. Paulina
Część 105. Czerwiec 1944. Wicia.
Część 106. Czerwiec 1944. Paulina
Część 108. Czerwiec - lipiec 1944. Paulina
Część 109. Lipiec 1944. Wicia.
Część 110. Od lipca 1944 do lat powojennych. Paulina
Epilog. Wicia.

Część 107. Czerwiec - lipiec 1944. Wicia

141 26 7
By fulwia

W którym momencie dowiaduję się, że egzekucja w Niewiadowie wydarzyła się naprawdę? Dopiero po wielu latach, gdy jestem już dorosłą kobietą.

Tamtego lata wszyscy zgodnie milczą, ukrywają przede mną straszliwą prawdę, nawet złośliwa, harda i samowolna Nina nie puszcza pary z ust.

Pogrzeb pana Solmana odbywa się w wielkiej tajemnicy, wczesnym rankiem.

Ulewne deszcze zmywają ślady krwi, zresztą na wycieczki w rejony podwórza nie mam już ochoty ani towarzystwa.

Żal mi tylko ogromnie, że pan major wyjechał i zabrał ze sobą Martina. Choć ostatnio chłopiec milczał zawzięcie i wykazywał nikłe zainteresowanie zabawą, kocham go całym sercem, przynajmniej wedle mojego przekonania. Ale skoro pan major się ze mną nie pożegnał, łudzę się nadzieją, że jeszcze się zobaczymy, zanim przyjdzie nam opuścić Niewiadów na dobre.


Zgodnie ze słowami matki, pracownicy folwarku przestają przychodzić do pracy. Celinie, Maryni, Staszkowi i Tomkowi przybywa nowych obowiązków, bo choć stadko zwierząt gospodarskich skurczyło się przez ostatnie miesiące, ktoś musi je nakarmić, oporządzić, z obory i kurnika wypuścić, a potem na noc zamknąć.

Taki stan rzeczy utrzymuje się przez kilka dni. Czwartego dnia, matka, zirytowana cowieczornym psioczeniem na nadmiar pracy i ostentacyjnym rozmasowywaniem obolałych kończyn przez Celinę i Marynię, idzie na rozmowę się do sierżanta Blancka. Znudzona przebywaniem w domu, biegnę za nią, a matka zamiast mnie przegonić, uśmiecha się do mnie i bierze za rękę. Od kilku dni wszyscy domownicy są dla mnie życzliwsi i nie traktują mnie jak natręta.

- Kiedy wyjedziemy, mamo? - dopytuję.

- Jeszcze nie teraz, Wiciu. Jeszcze poczekamy.

- Dlaczego wciąż czekamy i czekamy? - dziwię się.

- Wiele się dzieje, Wiciu. Ciężko to wyjaśnić dziewczynce tak małej jak ty - odpowiada matka enigmatycznie.

- Nie jestem już małą dziewczynką - powtarzam, urażona, po raz setny chyba.

- Tak, oczywiście - zapewnia matka nieobecnym tonem.


Sierżant patrzy na matkę niechętnie, wręcz groźnie.

- Czego pani chce? - dopytuje niegrzecznie.

- Chciałam przeprosić.

- I na co to komu?

- Tak, ma pan rację. Rychło w czas. Ale chciałam też podziękować, że zachował pan powściągliwość i zdrowy rozsądek. Postąpiłam dość pochopnie i... - mamrocze matka z niepodobnym do niej brakiem pewności siebie.

- Jak mówią, serce nie sługa - kwituje sierżant.

- Kpi pan ze mnie? - oburza się matka.

- Gdzież bym śmiał. Dziecko pani ze sobą zabrała - sierżant uśmiecha się półgębkiem i wskazuje na mnie. - Trudno szczerze rozmawiać.

- A co takiego chciałby mi pan szczerze powiedzieć?

- Ech... Znalazłoby się kilka rzeczy, ubrałbym je w proste, żołnierskie słowa. Pewnie pani do takich nie nawykła, to i po co...

- Właściwie to przyszłam do pana z prośbą, panie sierżancie.

- Tupet to pani ma, nie ma co...

- Sprawa jest ważna i wszystkim nam może przynieść wymierne korzyści - zapewnia matka.

Sierżant dębieje, a potem prycha.

- A jakież to mi pani wymierne korzyści proponuje?

- Pełne żołądki pańskich ludzi. Jak pan pewnie zauważył, brakuje nam rąk do pracy. Niektórzy z pana żołnierzy mają zapewne doświadczenie... mieszkają na wsi i znają się na robocie w gospodarstwie. Może zechcieliby nam pomóc? - matka waha się, po czym szybko się poprawia. - Może pan zechciałby się zgodzić, by nam pomogli?

- A w nagrodę co niedziela świniak na stole?

- Właśnie.

- Niewiele nam tych wspólnych niedziel zostało. Dziś rano otrzymałem rozkazy. Od jutra zaczynamy rozbiórkę umocnień.

- Po co? - dziwi się matka.

- Rozkaz taki mam! - warczy sierżant, a potem dodaje łagodniejszym tonem. - Lepiej, żeby tych umocnień nie było, większe prawdopodobieństwo, że dom zniszczą, jak pomyślą, że się ktoś tutaj broni.


Dziwny to czas. Gdzieś z daleka dobiegają odgłosy podobne do grzmotów, Nina mówi, że to sowiecka artyleria. Wieczory są ciepłe, zapachy z ogrodu odurzające. Sierżant oddelegowuje kilku żołnierzy do pomocy w folwarku, a pozostali rozbierają umocnienia. Z desek klecą długi stół, który staje na granicy ogrodu i sadu, za oficyną. Każdego dnia, późnym popołudniem, wszyscy przy nim siadamy. Moja rodzina i trzydziestu żołnierzy. Stół ugina się od jadła. Atmosfera przy posiłku bywa różna. Czasem są żarty, czasem długie, poważne rozmowy. A potem napitek i śpiewy. Żołnierze zdają się bawić dobrze, czasami i stryj śpiewa z nimi, fałszując niemiłosiernie. Tylko matka jest zwykle milcząca, odległa. Ale dla mnie to nic nowego.


- Proszę mi wybaczyć śmiałość... ale jak ma pan na imię? - dopytuje Ewa tamtego ranka, gdy żołnierze z całym dobytkiem zbierają się do drogi.

- A po co to pani? - podejmuje sierżant Blanck obcesowo, przywiązując do plecaka jakieś tajemnicze żelastwo.

- Nie chcę przez całe życie myśleć o panu jako o sierżancie Blancku.

- A już myślałem, że imienia dla dziecka pani szuka - żartuje sierżant rubasznie, wskazując na wyraźnie już zaokrąglony brzuch Ewy.

- Imię dla dziecka już mamy: Klaus, po ojcu Rainera - wyjaśnia Ewa grzecznie.

- Ładnie - przyznaje sierżant. - A mnie Anton dali na chrzcie.

- Też ładnie - kwituje Ewa.


Pod wieczór obserwuję z balkonu samolot, który bezustannie krąży nad lasem, dość wysoko, a oświetlony reflektorem znika równie nagle, jak się pojawia. Myślę sobie, że to może wyszukiwanie tych band, co gospodarzy gnębią, ale Nina mi mówi, że to odmienny samolot jak dotąd widywaliśmy i z innym furkotaniem lata, a barw nie sposób rozróżnić. Najpewniej to sowiecki - kwituje moja siostra. Truchleję.


Następnego ranka budzi mnie odgłos wystrzału. Bliski, jakby oddany w domu, ale gdzieś na dole. W samej koszulce wybiegam na korytarz, a tam zatrzymuje mnie Ewa.

- Nic się nie stało - zapewnia, przytrzymując mnie za ramiona. - Stryj broń czyścił i sama mu wypaliła. Niezdara taki.

- Nie mów tak o stryju - upominam. - Zranił się?

- Nie, tylko bałaganu narobił.

- Chcę zobaczyć - deklaruję, zaciekawiona.

- Ani mi się waż pokazywać tak stryjowi i matce na oczy! Koszulina, co ledwo ci pupę zasłania! Wstyd! Pięciu lat już nie masz, wracaj do pokoju, przebierz się, twarz umyj, włosy uczesz. Ale to już! - nakazuje moja siostra ostro.

Zgrzytając zębami ze złości, wracam do mojego pokoju i wykonuję po kolei wszystkie czynności. Kiedy przebrana i uczesana schodzę na dół, na próżno szukam śladów wystrzału. Odkrywam tylko z niejakim zdumieniem, że z jakiegoś powodu stary i sfatygowany dywan zniknął z salonu i w tym miejscu świecą teraz gołe deski na podłodze. Salonik jest zamknięty, dobiega stamtąd muzyka z gramofonu. Dziwne. Żadnych wyjaśnień oczywiście nie otrzymuję.


Tego samego dnia, po zapadnięciu zmierzchu, do moich uszu dobiega jakiś hałas od strony podwórza. Jakby głosy, śpiewy? Bawię się akurat w swoim pokoju, więc zaniepokojona, wychodzę na korytarz, a wtedy Nina chwyta mnie za rękę i prowadzi w kierunku drzwi na balkon.

- Nie uwierzysz... Tylko cicho musimy być, jak trusie.

Otwiera ostrożnie drzwi i wychodzimy na balkon. Na podjeździe dostrzegam kilkunastu mężczyzn, z pochodniami, łopatami, ktoś pcha taczki, inny niesie zwój sznura...

- Nina, czy oni nas... - szepczę, spodziewając się najgorszego.

Linczu? Podpalenia? Ale Nina z szelmowskim uśmiechem ściska mi rękę mocniej.

- Stryj powiedział, żeby się nie martwić.

W chwilę później dołącza do nas zdenerwowany Rainer, jedną ręką zapinając kurtkę od munduru, a w drugiej dzierżąc pistolet.

- Co się dzieje?

- Nic. Schowaj to - gani go Nina. - I bądź cicho. Nie pokazuj się.

Na dole widzimy stryja Jana, który ostrożnie, o kulach, schodzi z ganku w towarzystwie Tomka Warysa.

W mroku, patrząc z góry, mam spore trudności z rozpoznaniem przybyszów, lecz zdaje mi się, że są wśród nich dawni pracownicy folwarku.

- Dobry wieczór - intonuje stryj Jan z tym swoim stoickim spokojem, który potrafi jakimś cudem zachować w najtrudniejszych sytuacjach.

- A dobry, panie dziedzicu. Komu dobry, temu dobry. Nieboszczykowi to pewno wszystko jedno, czy dobry...

- Do roboty przyszliście, a ledwo trzymacie się na nogach - gani stryj.

- Widział pan kiedy grabarza, co chodzi trzeźwy?

Rozlega się rechot i ku mojej konsternacji odkrywam, że stryj Jan im wtóruje

- Ponoć ścierwo jakie trzeba zakopać - mówi ktoś.

Zapada niepokojąca chwila ciszy.

- To nie ten, co myślicie - odpowiada stryj.

- Nie ten?

- Nie. Na tamtego przyjdzie pora. To wam mogę obiecać. A póki co, pochówek ma być po chrześcijańsku.

Znów chwila ciszy. Jakieś pomruki.

- To na co czekacie? Tomek wam wszystko pokaże. A pana zapraszam do mnie, na herbatkę, dla odmiany.

W towarzystwie nieznanego mi mężczyzny stryj wchodzi do domu.


W pamięci utkwił mi wieczór przed opuszczeniem Niewiadowa. Kufry i walizki piętrzące się w holu. Atmosfera napięcia i niepokoju. Enigmatyczna rozmowa pełna dwuznaczności i niedopowiedzeń. Moje siostry, Rainer i stryj zgromadzone przy stole w jadalnym, przy nikłym świetle naftowej lampy, długie cienie tańczące po ścianach. Matki z jakiegoś powodu z nami nie ma.

Ja pozostaję niezauważona. Siedzę na krześle za piecem, a ta część pokoju ginie w mroku. Nafty mamy niewiele i kiepskiej jakości, lampa kopci niemiłosiernie i daje słabe światło.

- Mogłeś nam powiedzieć, jak sprawy się mają, stryju - wyrzuca Nina.

- Nie, nie mogłem, dziecko.

Nina nastrasza się na takie protekcjonalne traktowanie.

- Nie mógł, to oczywiste - przyznaje Helena oschle. - Żadna z nas nie zasługiwała na takie zaufanie.

Wymieniają ze stryjem spojrzenia i nie ma ani krzty czułości, która zwykle jest pomiędzy nimi.

- Jeśli mogę zapytać... od dawna ty tak... w tej konspiracji, stryju? - podejmuje Nina ostrożnie

- Od początku.

- A my myślałyśmy, że to pan Solman...

- I ja z początku sądziłem, że będzie z niego pożytek. Ale jemu nie w smak było słuchanie czyichkolwiek rozkazów. Jak się trochę zadomowił, znalazł sobie kilku łobuzów do towarzystwa i zaczęły się grabieże, rozboje, a potem i cięższe przestępstwa. A że tupetu mu nie brakowało, wycierał sobie przy tym gębę patriotycznymi hasłami i nazwiskiem dowódcy... Patrzyłem na jego poczynania z coraz większym niepokojem i odetchnąłem z ulgą, kiedy rozeszła sie wieść o tym, że Niemcy wysłali za nim list gończy, więc gagatek umknął do lasu na dobre. Niestety, to nie był koniec z nim kłopotów. Gdybym wiedział, co szykuje, żadna z was nigdy nie wsiadłaby do samochodu majora Geista!

- Nie miał na to zgody dowództwa? - Nina marszczy nosek.

- Oczywiście, że nie. Za taki wybryk w innych czasach miałby sąd wojskowy i wyrok.

- A ty stryju? - drąży Nina.

- Ja?

- Miałbyś zgodę dowódcy? Tak pytam tylko...

- Ja nic nie robię samowolnie, drogie dziecko. I nic, co by was na niebezpieczeństwo narażało.

Zapada dłuższa chwila ciszy.

- Wracaj już do Lublina - odzywa się Ewa do podporucznika. - Będę umierać z niepokoju, że jedziesz po nocy.

- Zostanę do rana. W jednostce taki zamęt, że nikt mojej nieobecności nie zauważy. Upewnię się, że bezpiecznie wyjechaliście.

Ewa uśmiecha się i ściska dłoń podporucznika. A potem zwraca się do Heleny:

- Czy podróż nie zaszkodzi matce?

Helena zwleka z odpowiedzią, natomiast odzywa się Nina:

- Jeżeli szukacie kolejnego pretekstu, by odwlec wyjazd, to uroczyście zaręczam, że jutro rano wsiadam na wóz i tyle mnie widzicie, rodzino kochana! - intonuje piskliwym, histerycznym tonem.

- Matka ma silny organizm. Wiele ostatnio przeszła, a mimo to... - zaczyna Helena i urywa.

- A to pewne, ta ciąża matki? - drąży Nina.

- Wszystko na to wskazuje - odpowiada Helena. - Pewności nie mam, do tego potrzebny jest lekarz, ale widzę wszystkie objawy.

- A to się matka wpędziła w kabałę. W tym wieku!

- Nina, bój się Boga. Widywałam kobiety starsze, które szczęśliwie witały na świecie potomka.

- Biedak już jest półsierotą, a jeszcze się nie narodził - rozczula się Nina. - A Boga bym do tego nie mieszała, bo i z niepokalanym poczęciem nie mamy do czynienia.

- Nina! Jeżeli natychmiast nie przestaniesz pleść tych andronów, złoję ci skórę, co jak widać, matka za rzadko czyniła! - oburza się stryj.

- Raz miał stryjek okazję i jakoś się nie kwapił - szydzi Nina. - To dziecko będzie dla nas bratem lub siostrą, zasługujemy chyba na ten okruch wiedzy?

- Major nie może być ojcem - odzywa się Ewa stanowczo. - Rainer wie coś na ten temat.

- Nie powinienem... - protestuje podporucznik.

- Nadal czujesz się zobowiązany chronić jego tajemnice?

- Dałem słowo.

- Kłamcy i mordercy.

- Słowo było moje, nie jego...

- Rainer, proszę.

Podporucznik waha się jeszcze przez chwilę, oddycha ciężko i zaczyna mówić:

- To się zdarzyło wkrótce po śmierci panny Ilse. Ciężko znosił tę stratę. Któregoś wieczoru upił się i rozgadał, że tylko siostrę miał na tym świecie, bo dzieci były nie jego.

- Jakie dzieci? - dziwi się Nina.

- Te, co zginęły w czterdziestym drugim. Córka w nalocie bombowym, a syn jak się szkolił na lotnika. Nie mógł mieć dzieci. Tyle mi powiedział. Tyle z jego pijackiego bełkotu zrozumiałem. Po co miałby mi kłamać? Niełatwo było mu żyć w świecie, który wymagał od oficera SS płodzenia czystych rasowo dzieci.

- Historia o jego impotencji to żadna nowość, bo sam te plotki w Lublinie rozsiewał - kwituje Helena oschłym tonem. - Będąc mężczyzną atrakcyjnym, na stanowisku i na dodatek wdowcem, nie mógł opędzić się od wielbicielek. Niejedna Niemka obrała go sobie za cel. Kobiety bywają w tych sprawach bezwzględne, a tego rodzaju męska niemoc zniechęca skutecznie. Mówił, że to przez rany...

- Nie, Helena, jeżeli stało się tak za sprawą jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, musiało to wydarzyć się wiele lat przed wojną - oponuje podporucznik. - Może podczas uprawiania sportu? Bywają też choroby dziecięce, które dają takie powikłania, mam rację?

Helena przytakuje ostrożnie.

- Powiedział, że jego małżeństwo było układem, poślubił dziewczynę brzemienną, by zmyć hańbę z jej rodziny - ciągnie Rainer. - A potem, kiedy jego żona zapragnęła mieć jeszcze jedno dziecko, wysłał ją, żeby znalazła sobie kochanka.

- Niebywałe, że powiedział ci to wszystko, ot tak... - pomrukuje stryj.

- Pijany był w sztok, a wiadomo, że pijacy bywają szczerzy.

- Martin - odzywa się Ewa z napięciem w głosie. - Teraz rozumiecie? Zabrał nam Martina, ukradł go, a nie miał do niego większych praw niż my!

- Solman - mówi stryj z wysiłkiem, jakby na jego ramiona na raz spadł jakiś ciężar. - To on jest ojcem dziecka waszej matki, bez wątpienia.

- Może to jednak mniejsze zło?

- Zło, nie zło, dziecko będzie nasze - ogłasza Ewa z zapałem. - Adaś był nasz, Martin też, to tym bardziej dzieciątko z krwi i kości naszej matki. Źle mówię?

Z trudem przetwarzam natłok informacji, niektórych nie rozumiem. W końcu coś zaczyna do mnie docierać. Będzie jeszcze jedno dziecko! Dziewczynka lub chłopczyk. Nie chcę dziewczynki, są okropne!

Dopiero po chwili moja rodzina, pochłonięta burzliwą dyskusją, dostrzega, że wymizerowana matka stoi w drzwiach do stołowego, prawdopodobnie od dłuższego czasu.

- Paulino - odzywa się stryj i z trudem dźwiga z krzesła. - Lepiej się już czujesz? Usiądź z nami, proszę. Zjesz coś? Może napijesz się mleka, dobrze ci zrobi.

- Prosiłabym, byście nie rozprawiali na mój temat, jakbym była nieodpowiedzialną smarkulą lub osobą niespełna rozumu - odpowiada matka twardym tonem.

Wiedziona nagłym impulsem, zrywam się z krzesła i dopadam do matki, obejmuję w pasie.

- Piotruś! - wołam. - Nazwijmy go Piotruś, jak w tej kołysance o popielniku!

Nie rozumiem, dlaczego matka odsuwa mnie od siebie stanowczym gestem i patrzy na mnie skonsternowana.

Continue Reading

You'll Also Like

51.5K 2.9K 21
Steve Rogers desperacko szuka kogoś, kto pomoże jego przyjacielowi. Lena przyjmuje propozycję i zgadza się odwiedzać mężczyznę przetrzymywanego w cel...
Szczurzy Towarzysze By lomba

Historical Fiction

8.3K 577 54
Następca tronu Monako zostaje porwany przez kapitana statku pirackiego. W zawiłych okolicznościach nie zostaje jednak sprzedany ani wymieniony na oku...
7.8K 420 27
Mija kilka miesięcy od afery ze skowyjcami. Judy i Nick stali się jedną z najlepszych i najbardziej zgranych par policjantów w mieście, rozwiązując r...
93.9K 3.8K 9
Marinette jest zachwycona. Popołudnie spędza w muzeum z Adrienem, a nawet niespodziewane bycie Manon razem z nimi nie może zniszczyć jej szczęścia. W...