Rozdział 23.2

512 20 4
                                    

Olga:

Przez ostatni tydzień codziennie odwiedzam Piotrka, nawet jeśli mam dla niego zaledwie kilka minut w przerwie między zajęciami albo pracą. Dzisiaj jak zwykle zjawiam się w szpitalu. Zajmuję miejsce na niewygodnym, białym, plastikowym krzesełku i wedle dalszej rutyny ujmuję dłoń Piotrka. Po raz pierwszy odkąd tu przychodzę, chcę mu tak wiele powiedzieć, ale nie potrafię ubrać myśli w słowa.

– Cześć – wykrztuszam po kilku długich minutach.

I znowu ogarnia nas ta przygnębiająca cisza, którą raz po raz przerywa ciche pikanie aparatury medycznej.

– Sparta ograła wczoraj Pragę aż cztery do zera. Trzy z tych bramek strzelił Kacper. Ostatnio bardzo go nosi na boisku. Moja sesja dobiegła końca, dzisiaj dostałam tróję z poprawki filozofii i oficjalnie pierwszy semestr mam za sobą – zaczynam mówić bez składu i ładu.

Z każdym kolejnym słowem mój głos coraz bardziej się łamie.

Minęło już tyle tygodni, odkąd Piotrek zapadł w głęboki sen. Twarz ma spokojną, jakby rzeczywiście spał, ale wiem, że bardzo cierpi.

– Zarzuciłeś mi tchórzostwo i miałeś rację – wyszeptuję, jeszcze nie do końca opanowawszy rozedrgany głos. – Gdybym tak panicznie nie bała się tego co do ciebie czuję, wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. – Przytykam jego dłoń do swojego gorącego policzka, a następnie składam na niej delikatny pocałunek.

Podczas każdej wizyty staram się trzymać, ponieważ wiem, że muszę być silna za nas oboje. Bywają jednak momenty takie jak ten, gdy emocje biorą nade mną górę i nie mogę ich skryć za maską twardzielki. Po moich policzkach zaczynają spływać strumienie łez, których nawet nie wycieram. Pozwalam, aby moczyły dłoń Piotrka, nadal przyciśniętą do mojego policzka. Może go obudzą niczym magiczny pocałunek księcia, który wybudził śpiącą królewnę. Przez chwilę wpatruję się w twarz ukochanego. Ciągle czekam na jakiś mały znak. Cokolwiek. Nawet delikatny ruch palca by mnie ucieszył i dał nadzieję na szczęśliwy koniec naszej historii. Niestety po raz kolejny moja nadzieja okazuje się złudna, a oczy Piotrka nadal pozostają zamknięte.

– Kiedy byłam mała, marzyłam o przystojnym księciu – wyrzucam niespodziewanie.

Moje usta układają się w delikatny uśmiech, kiedy przypominam sobie pewne wspomnienie z dzieciństwa.

Jako kilkuletnia dziewczynka byłam zakochana w serii „Opowieści z Narnii”. Wyobrażałam sobie, że jestem jedną z księżniczek, chodzę w długich, bogato-zdobionych sukniach,  poślubiam króla Narnii. Nawet zdarzało mi się podkradać sukienki i buty mamy, a później wirowałam w nich po pokoju. To były piękne czasy, pełne beztroski. I tak jak wtedy chciałam być już dorosła, tak teraz z przyjemnością zamieniłabym się z tą małą dziewczynką.

– Ale jedyne czego teraz chcę, to żebyś się obudził i wrócił do mnie. Tęsknię za twoim uśmiechem, za ramionami, w których zawsze odnajdywałam spokój. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.

Podczas każdej wizyty kilkukrotnie wypowiadam te dwa słowa, bo chcę wierzyć, że chociaż one docierają do Piotrka i pomagają mu się obudzić.

Siedzę z Piotrkiem jeszcze jakąś godzinę. W tym czasie głównie już milczę, a kiedy przychodzi Łukasz zaczynam zbierać się do wyjścia.

– Jak dzisiaj? – pyta, stając u stóp łóżka.

Rzuca krótkie spojrzenie na cyferki wyświetlane na monitorze, po czym zajmuje to samo krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedziałam.

– Tak jak wczoraj. Rano był lekarz i mówił, że nie ma żadnych zmian – odpowiadam zdawkowo, następnie zwracam się do Piotrka. – Kocham cię. Do zobaczenia jutro.

Splątane szczęście - I Tom serii Sfaulowane serca (zakończone)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon