Rozdział 7.3

913 79 22
                                    

Olga:

Do domu wracam pełna pozytywnej energii. Spędziłam w tamtej redakcji zaledwie kilka godzin, a już mi się tam podoba.

Owszem, po jednym dniu to wszystko może się wydawać rajem, pasją, za którą jeszcze będą mi płacić. Jednak każda praca ma wady i zalety. Jeśli by tak nie było, nazywałaby się hobby. Stresuję się przed jutrzejszym wywiadem z Klaudią i Michałem, ale ekscytacja i chęć udowodnienia czegoś sobie są silniejsze. Bardzo długo nie mogłam się pozbierać, po tym, jak Piotrek zarzucił mi tchórzostwo. W pierwszym odruchu chciałam odpuścić, rzucić to wszystko w cholerę, ale zrozumiałam, że jeśli to zrobię naprawdę będę tchórzem.

– Jak było? – zagaduje Magda, kiedy wchodzę do kuchni.

– Super! Już dostałam pierwsze zadanie – Chwalę się.

– I dzięki komu się tam znalazłaś? – pyta, drocząc się ze mną.

– No dzięki tobie.

– Czyli...?

– Czyli mojej najlepszej przyjaciółce.

Na twarzy Magdy pojawia się szeroki uśmiech. Odkąd pamiętam, jesteśmy jak dwie siostry, których nigdy nie miałyśmy. W razie jakichkolwiek problemów wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć. Nawet jeśli czasami wystarczy czerwone wino półsłodkie albo pudełko lodów czekoladowych. Bywają chwile, kiedy mam ochotę ją udusić lub przynajmniej wysłać na parę godzin na drugi koniec świata, jednak taka przyjaciółka to skarb. Ileż razy mi pomagała. Mimo że chciała wtedy powiedzieć: a nie mówiłam, nie robiła tego. Nie szczędziła długich i moralizujących kazań, ale zawsze kończyło się mocnym, przyjacielskim uściskiem. Gdyby nie Magda, postawiłabym wiele kroków w tył. To dzięki niej nadal idę naprzód. Owszem czasami zadrży mi noga, spojrzę za siebie, myśląc o ucieczce, ale już strach nie może mnie tak często pokonać.

Naszą rozmowę przerywa dzwonek do drzwi. Magda patrzy na mnie zdziwiona. O tej porze rzadko kto nas odwiedza, a zapomniałam ją wcześniej uprzedzić o wizycie Mateusza.

– Ja otworzę! – komunikuję pospiesznie, po czym wybiegam z kuchni.

Nawet nie patrząc Magdę, jestem pewna, że domaga się jakichś wyjaśnień.

– Cześć! – Zaraz po otwarciu drzwi staję na wprost uśmiechniętego Mateusza.

– Cześć! Wejdź, proszę! – Przesuwam się na bok i gestem dłoni zapraszam go do środka. – Napijesz się czegoś?

– Może być herbata. Trochę zimno na dworze. – Pociera ręce zaczerwienione od mrozu.

– To ja idę zrobić herbatę, a ty się rozgość. Zaraz wracam.

Kiedy ponownie wchodzę do kuchni, wpadam na Magdę, która stoi i uśmiecha się głupkowato. Nie podoba mi się ta reakcja, ponieważ wiem, co ona oznacza. Magda zaczyna robić sobie jakieś domysły, sądząc, że posłuchałam jej rady i umówiłam się z Mateuszem na randkę.

– Jak chcesz, mogę pojechać do Adriana. Mogłaś mówić wcześniej, że przyjedzie Mateusz.

– Ja, my, nie… – zaczynam się wykręcać dosyć nerwowo.

– Spokojnie, zaraz zadzwonię do Adriana, albo nie, zrobię mu niespodziankę. Miłego wieczoru i udanej randki. Mogłabyś tylko ubrać coś bardziej kobiecego. Ciągle chodzisz w tych jeansach oraz bluzach.

– Magda! – rzucam ostrzegawczo.

– Okej, Okej, już nic nie mówię! – Unosi ręce w geście kapitulacji, po czym opuszcza kuchnię z szerokim uśmiechem na twarzy.

Niosąc kubki z herbatą, mimowolnie przeglądam się w dużym lustrze. Nigdy nie mogłam dojść do porozumienia z Magdą w sprawach modowych. Wielokrotnie podczas zakupów próbowała wcisnąć mi jakąś sukienkę. Raz na jakiś czas odpuszczałam dla tak zwanego świętego spokoju, ale później i tak te ubrania lądowały na dnie szafy. Jedną z tych nielicznych sukienek wyjęłam dopiero w środę, kiedy szykowałam się na spotkanie z Piotrkiem.

Rumienię się w reakcji na tamto wspomnienie. Podobnie jak pamiętne pożegnanie w hotelu, prześladuje mnie nieustannie. Zwłaszcza moment, gdy nasze usta dzieli odległość zaledwie kilku milimetrów. Powinnam się cieszyć, że do niczego nie doszło. Sytuacja między nami nadal jest czysta. Jednak czuję lekki zawód. Moje serce to czuje i jego pragnienia są silniejsze niż rozsądne stwierdzenia, że dobrze się stało, że powinno zostać tak, jak jest. Kręcę energicznie głową, próbując odegnać tamte wspomnienia. Muszę ruszyć naprzód i przestać oglądać się za siebie.

– Magda już wyszła, więc zostaliśmy sami – wyszeptuje Mateusz, podchodząc do mnie.

Następnie wyjmuje z moich dłoni kubki i odstawia je na mały, szklany stoliczek. Nagle czuję się przytłoczona jego bliskością. Zaczynam się cofać, ale po chwili stykam się ze ścianą. Mateusz zamyka mnie między swoimi ramionami, układając je po obu stronach mojej głowy. Podobnie jak Piotrek jest bardzo wysoki, przez co sięgam mu do połowy klatki piersiowej.
Z głośno bijącym sercem czekam na jakiś ruch ze strony Mateusza. Po nerwowym przełknięciu śliny i zaciśniętych pięściach widzę, że ledwie zachowuje opanowanie.

Nie potrafię powiedzieć, czego pragnę w tym momencie bardziej. Czy chcę, żeby się odsunął, a może dokończył to, co zaczął. Powoli rozchylam usta i Mateusz musi odebrać ten gest jako zaproszenie, ponieważ pochyla się jeszcze bardziej. Nie inicjuje jednak pocałunku, tylko intensywnie się we mnie wpatruje. Gdzieś w zakamarkach mojej głowy zaczyna się kiełkować strach. Tak długo walczyłam o potrzebną przestrzeń, a dzisiaj Mateusz zakrada się do niej w ciągu sekundy.

– Olga, musisz mi powiedzieć, czego chcesz – prosi, zniżając głos do szeptu.

– Ja… – zacinam się spanikowana, a huragan w mojej głowie przybiera na sile.

Mateusz odsuwa się ode mnie, próbując ukryć rozczarowanie widoczne w oczach. Mimo lekkiego zawahania chwytam go za rękę i z powrotem przyciągam do siebie. Gdy to robię na twarzy Mateusza pojawia się konsternacja. Zapominając o wcześniejszych wątpliwościach przyciskam wargi do jego ust. Kiedy nasze usta stykają się ze sobą, nie czuję kompletnie nic. Nie ma tak zwanych motyli w brzuchu. Zewsząd ogarnia mnie jedna, wielka pustka. Przyciągam Mateusza jeszcze bliżej. Sądzę, że przez długą absencję moje ciało zapomniało, jak reaguje się na mężczyznę. Jednak niemal od razu do mojej głowy zakrada się wspomnienie niedoszłego pocałunku z Piotrkiem. Oczami wyobraźni widzę jego hipnotyzujące spojrzenie.
Powoli unoszę głowę i zamieram. Zamiast zielonych oczu spoglądają na mnie niebieskie tęczówki Piotrka.

Gwałtownie wyrywam się Mateuszowi, po czym uciekam do łazienki. Mateusz pokrzykuje coś za mną nerwowo, ale nie zatrzymuję się. Nie mogę tego zrobić, bo nie jestem w stanie teraz skłamać mu prosto w oczy. Opieram wyprostowane ramiona o umywalkę i schylam głowę. Moim ciałem wstrząsa szloch, a na domiar złego pragnę, aby Piotrek stanął obok oraz zagarnął mnie w swoje ramiona.

– Socha, co ty ze mną zrobiłeś – szepczę, przymykając oczy.

Splątane szczęście - I Tom serii Sfaulowane serca (zakończone)Where stories live. Discover now