Rozdział 15.2

479 16 2
                                    

Piotrek:

Tunel Areny Białostockiej zawsze powiewa dla nas chłodem. Stojący obok zawodnicy Supraśla co chwilę obrzucają nas ironicznymi uśmieszkami.

– Ty, Witkowski szykujcie się na małe łupanko. No chyba, że zagracie jak panienki i połowę meczu przeleżycie na murawie – zaczepia Kamila Łukasz Andrzejewski, kapitan Supraśla.

Kiedyś Witka nie odpuściłby słownej walki, ale dzisiaj po kilku latach współpracy z psychologiem nauczył się kontrolować emocje. Kiedyś rzucał się na przeciwników z pięściami, a dzisiaj co najwyżej rzuca im wściekłe spojrzenia. Tak też i tym razem Kamil uśmiecha się do Łukasza, po czym chwyta dłoń chłopca stojącego po lewej stronie i powoli wychodzi z tunelu.

Na trybunach przeważają żółto-zielone barwy. Wiele zespołów obawia się naszych kibiców, a raczej ich siły. Uważają ich za nasz talizman szczęścia. Owszem łatwiej się gra słysząc doping kibiców, ale przez wiele lat nauczyliśmy się grać nawet przy pustych trybunach. Zawsze czujemy siłę spartańskich kibiców, chociażby znajdowali się kilkaset kilometrów od nas. To tak jak w przyjaźni. To, że ktoś do ciebie nie zadzwoni, albo nie ma tego kogoś obok, nie znaczy, że ten ktoś o tobie nie myśli.

Pierwsze piętnaście minut spotkania jest bardzo zacięte. Akcja za akcję, cios za cios. Gra co chwilę zostaje przenoszona z jednej połowy na drugą. Sędzia sporadycznie używa gwizdka, chociaż zarówno my jak i Białostoczanie stawiamy na ostrą, bezkompromisową grę.
Tim oraz Kamil próbują kreować akcje w środku pola, ale tak jak mówił trener Benitez obrona Supraśla doskonale odczytuje te zagrania i gasi piłki zanim docierają pod ich szesnastkę. Zgodnie z naszymi przewidywaniami to naprawdę zacięty bój, określany czasami w żargonie piłkarskim meczem do jednej bramki bądź jednego błędu.

Do szatni schodzimy w mieszanych nastrojach. Nie przegrywamy, ale to Supraśl zdominował nas w końcówce. Gdyby nie jak zwykle pewna postawa Kovacza moglibyśmy przegrywać już co najmniej dwiema bramkami. Dwie, jeśli nawet nie trzy setki mieli na pewno.

– Co się z nami kurwa dzieje?! – grzmi Kamil, z wściekłością odrzucając ręcznik. – Pokonaliśmy Catanię, włoską potęgę, a pozwalamy się ogrywać takiemu Supraślowi. Nie są wcale tacy dobrzy, to my gramy poniżej możliwości. Przecież stać nas na o wiele więcej.

Wszyscy w milczeniu wsłuchujemy się w jego słowa, co nie znaczy, że nie przyznajemy mu racji. Zdajemy sobie sprawę, że Supraśl zagrał tak jak mu pozwoliliśmy.

– Kamil ma rację – popiera Witkę Daniel, uwieszając mu się na ramieniu. – Musimy walczyć. Do cholery jesteśmy Spartą!

Naszą przeogromną siłę stanowi duch jedności. Wiemy, że cokolwiek by się nie stało zawsze możemy na siebie liczyć. Czasami jeden z nas potrafił poderwać resztę drużyny do walki.

Taką niesamowitą osobistością był pan Jurek Kostrzyński. Nigdy nie poznałem go osobiście. Wszelką wiedzę na jego temat czerpałem z opowieści taty i jakichś materiałów archiwalnych. Oprócz znakomitych zdolności czysto piłkarskich miał wyjątkowy dar pociągania za sobą ludzi. Bardzo często kiedy nie szło Sparcie przysłowiowo brał piłkę pod pachę i ruszał naprzód. Dla niego nie istniały żadne granice gdyż uważał, że granice tworzymy sobie sami w głowach. Gdy wielokrotnie patrzyłem na Kamila widziałem w nim młodszą kopię pana Jurka.

Wydajemy zbiorowy okrzyk, który brzmi jak coś w stylu „kurwa tak jest”. Następnie wedle znanego już rytuału ustawiamy się w kółku i obejmujemy ramionami. Jesteśmy rodziną, a rodzina jest ze sobą na dobre i na złe, do ostatniego gwizdka, do ostatniego oddechu i uderzenia serca.

Trener Benitez pojawia się w szatni dosłownie na chwilę. Udziela nam kilku krótkich wskazówek i wychodzi. Roberto zna nas już na tyle, że wie kiedy potrzebujemy konkretów, a kiedy przydałaby nam się dłuższa rozmowa.
Czekając w holu na ponowne wyjście na murawę zawodnicy Supraśla po raz kolejny nie mogą odpuścić sobie zaczepnych komentarzy. I chociaż mam ochotę zedrzeć im te uśmieszki pięścią, wiem, że wtedy dałbym im jeszcze większą satysfakcję. Za chwilę zobaczymy kto się będzie śmiał, a kto płakał.

Splątane szczęście - I Tom serii Sfaulowane serca (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz