Nieczyste zagrania

802 60 10
                                    

Jeszcze przez kilka chwil patrzyłem za oddalającą się dziewczyną, która szybkim krokiem podążała do miasta. Elfka zirytowała się na mój widok i wcale nie starała się tego ukryć. Grymas złości wypłynął na jej drobną twarz, gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zdawałem sobie sprawę, że musiała mieć do mnie żal, choć nie przyznała tego na głos. Przez cały czas grała niewzruszoną zaistniałą sytuacją, ale ja wiedziałem, że wcale nie jest jej to obojętne, że tak naprawdę ją to boli i tylko stara się pokazać, jak silna jest i jak dobrze się trzyma.

- Może ty mi powiesz, co tam zaszło. - powiedziałem, wymownie patrząc na Ciarana. - Tylko bez żadnych wykrętów, widziałem, jak ona wygląda. Taka ilość krwi nie bierze się znikąd. Mówże, do cholery.

Brunet dotknął swojej rany na ramieniu, by sprawdzić, czy ta jeszcze krwawi. Uniósł dłoń na wysokość oczu i upewniwszy się, że nie pozostał na niej ślad świeżej krwi, skupił swoją uwagę na mnie. Z początku mężczyzna zdawał się rozważać swoją odpowiedź i dopiero po kilku chwilach zdecydował się cokolwiek powiedzieć.

- No jak to, co się stało, uparłem się, że pójdziemy tam tylko we dwoje. Uznałem, że w taki sposób uda mi się z nią porozmawiać, jakoś podnieść na duchu...

- Przejdź do sedna, nie wydaje mi się, żeby tyle krwi jej poszło z nosa. - rzuciłem cynicznie, licząc, że ten pospieszy się z wyjaśnieniem tego, co stało się rudowłosej.

- Jak zwykle nie wysłuchasz do końca tego, co mam do powiedzenia. - stwierdził kpiąco, posyłając mi uśmieszek pełen wyższości. - Tak jak już mówiłem, poszliśmy sami do tego pieprzonego kamieniołomu. To był okropny błąd. Przyznaje, źle oceniłem ryzyko, nie posłuchałem Aliry, gdy mówiła, że to zły pomysł i to niemal okazało się dla nas zgubne, w szczególności dla niej. Chciałem ją utrzymać z dala od walki i niebezpieczeństw, ale jak możesz się domyślić, nic z tego nie wyszło. Wstępnie wszystko szło gładko. Ograniczyłem do minimum ingerencję Aliry w walkę. Prawie bezproblemowo zdobyliśmy senne kryształy i można było twierdzić, że to koniec. Jednak schody zaczęły się, gdy sprawdziła ostatni kamień. Nie wiadomo skąd pojawiła się ogromna harpia, która wezwała pomniejsze. Zostaliśmy otoczeni, praktycznie bez szans na przeżycie. Gdyby nie jej podstęp, nie rozmawiałbym teraz z tobą. W czasie gdy te mniejsze zajęły się mną, ich przywódczyni całą swoją uwagę skupiła na Alirze a ja nic nie mogłem zrobić. Wystarczyła chwila, a całkowicie straciłem ją z oczu. Starałem się możliwie jak najszybciej je pozabijać, byle tylko pomóc Alirze. Napędzała mnie myśl, że mogło jej się coś stać i że to będzie moja wina. Na szczęście zdążyłem przyjść jej z pomocą. Moje strzały odwróciły uwagę harpii na tyle by Alira dokończyła dzieła. Wbiła sztylet po samą rękojeść i wybebeszyła potwora. Stąd ta cała krew na jej twarzy i ciele. - wyjaśnił poważnym tonem.

W ciszy zacząłem analizować to, co powiedział mi Ciaran. Ciężko mi było zrozumieć, co nim kierowało. Jak tak bezmyślnie mógł zlekceważyć zagrożenie, narażając nie tylko swoje życie. Patrzyłem na niego, kompletnie go nie poznając. Od kiedy wiedźmin wraz z czarodziejką wyciągnęli go z barki więziennej, stał się inny, jego decyzje przestały być tak przemyślane, jak kiedyś. Nie rozumiałem tej zmiany i tego, co nią kierowało. Gdyby nie zdarzenia kilu ostatnich dni zapewne nadal uparcie twierdziłbym, że Ciaran jest w niej zakochany, a teraz, no cóż, nie miałem złudzeń. W grę na pewno nie wchodziły jego uczucia do niej uczucia. Nie wiedziałem, co nim kieruje i martwiło mnie to. Często bywał zamyślony, niemal oderwany od rzeczywistości, a gdy pytałem, o co chodzi, zbywał mnie machnięciem ręki. Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak, bo on nie chciał tej pomocy.

- Co ci strzeliło do łba, żeby iść tam samemu?! - wymamrotałem rozeźlonym całą tą sytuacją, której zaczynałem mieć powoli dość. -

- Przecież nie byłem sam. - żachnął się, robiąc przy tym niezadowoloną minę.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Where stories live. Discover now